Ach, ten obcas w Teatrze Dramatycznym!

Recenzja spektaklu "Kinky Boots".
Feeria barw, tańca, świetnych utworów i… zarąbistych butów, które grają tutaj praktycznie pierwsze skrzypce razem z aktorami.

Teatr Dramatyczny w Warszawie bardzo często porusza w swoich sztukach tematy trudne społecznie, często kontrowersyjne. Stara się pokazywać swojej publiczności to, co np. polityka zamiata pod dywan i udaje, że pewnych tematów po prostu nie ma. Tym razem realizatorzy sięgnęli po jeden z najbardziej szalonych i inspirujących Broadwayowskich musicali „Kinky Boots”. Po wybuchową mieszankę popu, soulu, rocka, efektownych drag queens, wielkomiejskości i prowincji. Widz ma okazję zobaczyć spektakl z muzyką na żywo, który dotyka takich tematów jak: przyjaźń, tolerancja oraz wiara, która zmienia świat.

Historia, na której oparta jest sztuka, opowiada o Charliem. Zostaje on spadkobiercą upadającej fabryki butów. Jego bezkompromisowa dziewczyna Nicola żąda, by sprzedał rodzinny interes i przeprowadził się z nią do Londynu. Tymczasem Lola, wystrzałowa drag queen o zabójczym głosie, ma pomysł na uratowanie firmy, której upadek to gwarancja bezrobocia dla wszystkich pracowników. Charlie i Lola nie mają ze sobą właściwie nic wspólnego, ale jednoczą siły, by stworzyć seksowne damskie obuwie dla… mężczyzn. Podobno znajdzie się na taki produkt wielu amatorów!

Naszym zdaniem Charlie, Lola czy fabryka butów – to tylko tło dla najważniejszego przekazu tego spektaklu. Jednym z ważniejszych aspektów pojawiających się w tym przedstawieniu jest akceptacja kogoś, ale również (a może przede wszystkim?) samego siebie. Jeden z bohaterów przedstawienia otrzymał zadanie – „Spróbuj zaakceptować kogoś takim, jaki jest”. Na pozór wydaje się proste. Ale czy na pewno? Tolerancja to w tym przedstawieniu jeden z głównych bohaterów. Bardzo cieszymy się, że teatr sięga po ten temat. Szczególnie w Polsce, gdzie władza rządząca uparcie udaje, że nie widzi środowiska LGBT. Coraz głośniej z kolei na szczęście słychać głos społeczeństwa w tym zakresie, który domaga się tego, aby władza zdjęła ciemne okulary. Kolejnym elementem, który zostaje mocno poruszony w sztuce, to relacje na linii ojciec - syn. Znamy doskonale przypadki, gdzie ojciec ma ściśle określoną wizję dotyczącą życia swojego syna czy córki, natomiast owy potomek nie zawsze ma ochotę realizować te wyobrażenia i postanawia wybrać zupełne inną ścieżkę… I tutaj rodzą się niestety kłopoty. Sami zapewne znacie takie historie.

Poza przepiękną warstwą estetyczną, gdzie scenografia robi duże wrażenie na widzach, chciałybyśmy zatrzymać się na chwilę przy aktorach. Najjaśniejszą gwiazdą jest Krzysztof Szczepaniak w roli Loli/Simona. To znakomicie wykreowana i niezwykle plastyczna postać. Jako Lola jest niezwykle seksowny i apetyczny. Porusza się z niesamowitą gracją na wysokich szpilkach, w których dodatkowo tańczy. Z kolei w momentach, gdy pojawia się na scenie jako Simon, odniosłyśmy wrażenie, że to zupełnie inny człowiek. Zamknięty w sobie, introwertyczny, małomówny. Dopiero w momencie, gdy przeobraża się w Lolę, widać, że jest sobą. Że to jest całe jego życie. Gromkie brawa za tę kreację. Chylimy czoła. Zresztą oklaski należą się też całej pozostałej ekipie. Mateusz Weber jako Charlie udźwignął temat bardzo zgrabnie i naturalnie, a Anna Szymańczyk grająca postać Lauren również wypadła znakomicie i przekonująco. Bezapelacyjnie nasze serca skradł Don, szczególnie w finałowej scenie na butach z obcasem prawie do nieba! Szacun. Z kolei czwórka aktorów wcielających się w postacie Aniołków Loli przy każdym wyjściu na scenę wywoływała od razu uśmiech na twarzy publiczności – wszak to niecodzienny widok zobaczyć zgrabnego mężczyznę w kobiecym stroju kąpielowym z ogonkiem króliczka! A Maciej Radel, który z obcasami radzi sobie lepiej niż niejedna kobieta, może już od teraz czuć zazdrosny wzrok wszystkich pań, które mają problem z utrzymaniem równowagi w szpilkach. Wszystkim bijemy gromkie brawa za odwagę podjęcia się ról w tak trudnej sztuce – i to nie tylko ze względu na 12 centymetrowe szpilki. Za wewnętrzną odwagę zmierzenia się z tematem, który dla jednych jest kontrowersyjny, dla innych z kolei bardzo bliski sercu. Oby bardzo dużo osób zobaczyło tę sztukę i zareagowało podobnie jak na tej, na której my byłyśmy, czyli owacjami na stojąco. Tego życzymy zarówno aktorom i twórcom, bowiem wygląda na to, że nasze społeczeństwo potrzebuje takich spektakli, gdzie pod dużym, kolorowym płaszczem rozrywki ukryte są istotne wartości. Polecamy!

Joanna Sieg (joanna.sieg@dlalejdis.pl)
Joanna Ulanowicz (joanna.ulanowicz@dlalejdis.pl)

Kinky Boots, reżyseria: Ewelina Pietrowiak, Teatr Dramatyczny w Warszawie, Pałac Kultury i Nauki, pl. Defilad 1.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat