Aneta Kołat o rodzinie i pisaniu

Wywiad z Anetą Kołat o rodzinie i pisaniu.
Można by rzec, że dzieci to cały Jej świat. Styka się z nimi na co dzień – zarówno w pracy, jak i w domu. Pisarka, pedagog, ale przede wszystkim mama.

Z Anetą Kołat rozmawiałam prywatnie – o rodzinie i służbowo – o pracy zawodowej.

Magdalena Piechowiak: Mogłaby mi Pani przybliżyć nieco portret Pani rodziny?
Aneta Kołat: Od 15 lat mieszkamy w Bolechowie. Oboje z mężem skończyliśmy studia w Poznaniu. Rozglądaliśmy się za tym, gdzie osiąść i bardzo nam się spodobała właśnie ta okolica. Dlatego właśnie tutaj postanowiliśmy zbudować dom. Mieszkamy z dwójką naszych pociech. Syn ma 14 lat, a córka 8. Uczę w szkole i cenię to, że mam blisko do miejsca, w którym pracuję. Na co dzień, poza pracą, zajmujemy się różnymi ciekawymi rzeczami. Lubimy podróże. Zawsze planujemy sobie wakacje, w dość niestandardowy sposób, ponieważ przed wyjazdem zawsze patrzymy, co ciekawego można zobaczyć na trasie. Umawiamy się na zasadzie: „Coś dla dzieci, coś dla rodziców”. Na przykład jadąc w Bieszczady, zaczęliśmy od Wrocławia, od Panoramy Racławickiej, poprzez wesołe miasteczko w Chorzowie, park dinozaurów i w końcu wędrówki po szlakach bieszczadzkich. Staramy się, by każdy członek rodziny znalazł coś dla siebie. W ten sposób także nasza rodzina się integruje. Staramy się, aby tego czasu było jak najwięcej – rowery, wszelkiego rodzaju wyjazdy, spływy kajakowe – to nasza pasja.

MP: Są Państwo aktywną rodziną.
AK: Tak, z całą pewnością jesteśmy aktywni.

MP: Zawodowo również poświęca się Pani dzieciom. Proszę opowiedzieć coś o swojej pracy.
AK: Jestem nauczycielem edukacji wczesnoszkolnej. To znaczy, że pracuję z maluchami – od klasy pierwszej, aż do trzeciej. Uczę ich wszystkiego – czytać, pisać, liczyć. Właściwie zastępuję im przez te trzy lata rodziców, rozpoczynając proces wychowawczy i edukacyjny. Towarzyszę im w pierwszych latach nauki, a następnie, już starsze – dziesięcioletnie – dzieci oddaję pod opiekę nauczycielom uczącym w klasach starszych. Poza tym w naszej szkole uczę również tańca, jestem instruktorem. Taniec jest przedmiotem obowiązkowym – wszystkie dzieci w nauczaniu początkowym uczą się tańca – narodowego, towarzyskiego i układów latino – choreograficznych. Nasze umiejętności mamy okazję prezentować na różnych imprezach szkolnych i pozaszkolnych. Praca to moja pasja. Poza książkami także jakieś scenariusze, wierszyki, zagadki. Wszystko piszę sama i wykorzystuję w pracy z dzieciakami.

MP: Skąd wziął się pomysł na pisanie książek dla dzieci?
AK: Fakt, że dla dzieci, myślę, że jest uzasadniony, ponieważ pracuję z dziećmi od dawien dawna. Natomiast już w czasie studiów pedagogicznych odkryłam, że posiadam łatwość rymowania i składania wersów. Wtedy już pisałam „do szuflady”. Na początku próbnie. Później, kiedy zaczęłam pracę w szkole, mój mąż przekonał mnie, że warto byłoby te moje zapiski wydać. Wysłałam je do kilku wydawnictw. Warszawska Firma Wydawnicza zaakceptowała moje teksty. Bardzo im się to spodobało, zaproponowali mi cykl wydawniczy i tak powstała pierwsza książeczka, pt. „Wielkie kłopoty”, która jest napisana wierszem, dla przedszkolaków. Następnie, idąc „za sukcesem” napisałam „Hura! Idę do szkoły!”, prozą. W ubiegłym roku wydawca poprosił mnie o napisanie kolejnej pozycji i stąd mamy „WierszoPlecie w szkolnym świecie”. W głowie gdzieś rodzą się kolejne pomysły i nadzieje.

MP: Dlaczego akurat warszawskie wydawnictwo?
AK: To jest dobre pytanie. Wydawnictw w Polsce jest bardzo dużo, z tym, że każde z nich ma inną ofertę, związaną z autorem. Nie ukrywam, że dla mnie bardzo ważne jest to, żeby książka była również dystrybuowana w szerokim środowisku. To właśnie Warszawska Firma Wydawnicza zapewniła mi dystrybucję książki w całej Polsce. Moje pozycje można kupić wszędzie w kraju – od północnego zachodu, po południowy wschód, a także we wszystkich księgarniach internetowych. Na tym mi najbardziej zależało – na marketingu, aby książka była dobrze promowana. Pewnie wszyscy zdają sobie dobrze sprawę, iż książek dla dzieci są tysiące i wlaściwa promocja to podstawa. Poza tym nie ukrywam, że akurat Warszawska Firma Wydawnicza dysponuje takim sztabem ludzi – grafików, redaktorów – z którymi się dobrze współpracuje.

MP: Mali czytelnicy są bardziej wymagający od dorosłych? Bardziej krytyczni i surowi w ocenie?
AK: Z całą pewnością. Pamiętam jak pisałam pierwszą książeczkę. Syn miał wtedy 9 lat i nie mówiąc o tym, że to mój tekst, dałam Mu to do przeczytania i zapytałam co o tym myśli. Kacper czytał i powiedział: „Wiesz mamo, fajne... A skąd to wzięłaś?” Poprosiłam żeby przeczytał całość i wyraził swoją opinię. Syn odpowiedział, że książka jest „bardzo fajna i te zwierzątka...” Dopiero wtedy przyznałam Mu się, że tekst jest mojego autorstwa. Dzieci wyłapują w książkach takie niuanse, których dorośli nie zauważają. Ci drudzy przeczytają, powiedzą „Dobrze się czyta”, „Fajnie rymujesz”, „Ciekawie to składasz”, „Interesujący pomysł na rozwiązanie danego tematu”. Natomiast dzieci wychwycą drobiazgi. Nie lubią utworów, w których się nic nie dzieje, więc nie można po prostu napisać, że jest sobie bałwanek. Trzeba dodać, że ten bałwanek ma jakąś ciekawą przygodę, może się czegoś boi. Biedronce ktoś musi ukraść kropki. Jeżeli coś się dzieje w wierszu to dzieci czytają to z zapałem. Jeżeli się nic nie dzieje, nie chcą już sięgać po to kolejny raz. Gdy sięgają, jest to dla mnie największa pochwała.

MP: Dzieci również dysponują inną wyobraźnią niż dorośli.
AK: To prawda. Są bardzo kreatywne, ich myślenie jest konkretno-wyobrażeniowe i przede wszystkim są szczere i bezkompromisowe. Jeśli coś im się nie podoba, to o tym mówią, natomiast kiedy się podoba – akceptują to całym sercem. Cieszę się, że mam takich odbiorców.

MP: Co jest Pani bliższe – zawód pedagoga czy pisarki?
AK: Jednak pedagoga. Tutaj mam swoje początki i właśnie z zawodu pedagoga wynika fakt, iż jestem pisarką. Z mojego bagażu zawodowego i doświadczenia wypłynęło to, że zainspirowałam się do pisania. Kontakt z literaturą dziecięcą, najpierw na studiach, póżniej już w czasie swojej pracy, poszukiwanie inspiracji, jakichś żródeł natchnienia, scenariuszy spowodowało, że sama zaczęłam tworzyć. Najpierw jestem nauczycielem i pedagogiem, a dopiero później pisarką. Śmieję się, że pisanie książek to taki dodatek, „wisienka na torcie” dla mnie. Bez niej nie byłby taki ładny i taki smaczny. Bycie pedagogiem zaś, to cała esencja mojego życia.

MP: Pani dzieci nie są zazdrosne o to, że ich mama poświęca swój czas także innym maluchom? Nie chciałyby mieć Pani „na wyłączność”?
AK: Pamiętam, że kiedy kilka lat temu obejmowałam pierwszą klasę i syn także szedł do pierwszaków, celowo zdecydowałam się wtedy uczyć inną grupę, aby nie nauczać Jego samego. Przez dobre dwa tygodnie mieliśmy problem. Musieliśmy z mężem tłumaczyć Mu, że mama nie może Go uczyć, ponieważ naucza inne dzieci oraz że On ma swoją Panią i tak dalej. Było to trudne. W którymś momencie myśleliśmy nawet o zmianie szkoły dla Niego, by nie było tego problemu. Myślę, iż moje dzieci cieszą się, że mogą mnie gdzieś tam spotkać na korytarzu. Inni zazdroszczą im faktu, że mają mamę w szkole. To, że piszę książki również jest dla nich powodem do dumy. Moje dzieci znajdują się na zdjęciach w moich publikacjach i śmieją się, że „zostali uwiecznieni”. Maja jest na okładce ostatniej pozycji. Myślę, że jest to dla nich bardziej powód do dumy, niż do zazdrości.

MP: Kiedy będzie można spodziewać się kolejnych publikacji?
AK: Ta ostatnia jest jeszcze „ciepła”, ponieważ ma zaledwie miesiąc. Pisania książek nie da się zaplanować. Miałam trzyletnią przerwę. Książka „WierszoPlecie w szkolnym świecie” powstała w zaledwie kilka tygodni, ale przez dwa i pół roku nie pisałam właściwie nic. Przychodzi taki moment, czy potrzeba, lub też wydawnictwo się o to upomni, kiedy zaczynam pisać. Czasami są to wakacje, a niekiedy okres, gdy jestem bardzo zapracowana. Jestem w stanie napisać sześć, czy siedem wierszy w ciągu jednego dnia, a później, przez dwa miesiące zupełnie nic. My to nazywamy inspiracją. Jeżeli „zapuka” ona do mojego serca, to z całą pewnością następna książka będzie. Najbliżsi mnie na to namawiają. Zobaczymy, życie pokaże.

MP: Myślę, że skoro są dzieci, z inspiracjami nie ma problemu...
AK: To prawda. Są dzieci i ich świat. Dzięki temu również, że jestem mamą, znam potrzeby maluchów i wiem, w jaki sposób do nich dotrzeć – co je ciekawi i jakie książeczki lubią. Staram się wyjść im naprzeciw, aby moje książki „przemawiały” do dzieci i miały w sobie coś takiego, co zachęci najmłodszych do tego, by otwierały kolejną stronę.

MP: Może na koniec przytoczy Pani fragment swojej ksiązki, ulubiony cytat?
AK: Moja pierwsza książka właściwie jest wyjątkowa, ponieważ napisałam ją jeszcze w czasie studiów, w ciągu jednego popołudnia. Jestem przekonana, że całą potrafię powiedzieć na pamięć. Ale może kawałek: „Już od wczoraj w lesie problem wielki. Podobno nowinę przyniosły wróbelki. Zamieszanie wkoło, lecz ja nie wiem o co? Ptaki i zwierzęta na próżno się pocą, aby odszukać przyczynę kłopotu. A tymczasem... las pełen krzyku i szczebiotu”. A co dalej, musicie Państwo sami przeczytać 

MP: Dziękuję Pani bardzo za rozmowę i życzę kolejnych inspiracji.
AK: Dziękuję

Magdalena Piechowiak
(magdalena.piechowiak@dlalejdis.pl)




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat