„Annabelle” – recenzja

Recenzja książki „Annabelle”.
Nie da się zmienić teraźniejszości bez zrozumienia przeszłości.

Miejscem akcji „Annabelle” jest szwedzkie miasteczko Gullspång położone między Värmlandem i Västergötlandem, a zdaniem mieszkańców pośrodku niczego. Pewnej upalnej letniej nocy znika siedemnastoletnia Annabelle Roos. Jej niepotrafiący dojść do zgody w kwestii wychowania rodzice (mająca obsesję na punkcie kontroli matka Nora i zwolennik dawania dzieciom większej swobody ojciec Fredrik), wychodzą z siebie. Śledztwo już na wstępie natrafia na przeszkodę, ponieważ ostatnimi osobami, które widziały ich córkę, byli zamroczeni alkoholem i narkotykami imprezowicze. Gdy akcje poszukiwawcze Missing People nie przynoszą żadnego skutku, do pomocy zostaje wezwany Narodowy Departament Operacyjny w osobie inspektor Charlie Lager.

W toku postępowania wychodzi na jaw, że Annabelle była dziewczyną o wielu skrajnie różnych twarzach. Z jednej strony wydawała się pilną uczennicą, która uwielbiała czytać, a z drugiej - niestroniącą od używek i rozpustną flirciarą uczęszczającą do klubu biblijnego. Nie inaczej jest z policjantką mającą za zadanie ją odnaleźć. To sprawia, że te dwie pozornie nieznane sobie osoby, zaczyna łączyć trudna do określenia więź. Pod przykrywką idealnej, ściśle trzymającej się zasad funkcjonariuszki, kryje się bowiem kobieta wciąż uciekająca przed demonami przeszłości i niepotrafiąca do końca stawić czoła swym problemom. Swe uczucia szczelnie skrywa pod płaszczem cynicznego stosunku do świata, za jedyną formę bliskości uznając jednonocne przygody i romanse niemające szansy na przerodzenie się w coś poważnego. Przyjazd do opuszczonego przed laty Gullspång staje się punktem zwrotnym, uruchamiając lawinę spychanych w niepamięć wspomnień o dorastaniu w cieniu biedy, braku perspektyw i pijackiego nałogu matki.

Debiutantka Lina Bengtsdotter całkiem sprawnie połączyła ze sobą wątki obyczajowe podupadającej mieściny tętniącej życiem wyłącznie dzięki wysysającemu zdrowie mieszkańców przemysłowi z tajemniczymi, dość makabrycznymi retrospekcjami i umiejętnie dozowanym napięciem. Na największą uwagę zasługuje jednak przede wszystkim nienachalnie sugerowane połączenie między Annabelle i Charlie. Policjantka zdaje się urzeczywistniać marzenia nastolatki, której pomimo trudnego dzieciństwa udało się wyjechać do Sztokholmu, zdobyć wykształcenie i znaleźć satysfakcjonującą pracę. Równocześnie, gdyby nie fakt, iż łączy je doświadczenie dojrzewania w tym samym środowisku, to starając się zrozumieć i pomóc zaginionej, Charlie nie musiałaby w końcu podjąć próby uratowania również samej siebie. Oczywiście trudno oczekiwać po kryminale szczęśliwego zakończenia (zgodnie ze słowami autorki „W tej historii są wyłącznie ofiary”), niemniej muszę przyznać, że ciekawi mnie przemiana rozpoczęta przez główną bohaterkę i z niecierpliwością czekam na kolejną część serii o inspektor Lager.

Izabela Fidut
(izabela.fidut@dlalejdis.pl)

Lina Bengtsdotter, „Annabelle”, Warszawa, Wydawnictwo Burda, 2017 r.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat