„Bez strachu. Dziennik współczesny” - recenzja

Recenzja książki „Bez strachu. Dziennik współczesny”.
„Zdarzyło mi się to po raz pierwszy”

Właściwie ten dziennik, przeplatany wspomnieniami i skojarzeniami wywołanymi przez różne książki i filmy, rozpoczyna słowo: starość. To starość jest dla autora czymś, co zdarzyło mu się po raz pierwszy. Tylko że całość nie jest o starości, bo i sam autor ma nadal apetyt na życie, a zawodowych spotkań ma tyle, że zaskakuje to dużo młodszych towarzyszy i obserwatorów jego życia.

Myślę, że jeśli czytelnik sięgający po „Bez strachu” nie miał za sobą choć jednej przeczytanej książki, to po lekturze ten fakt nadrobi. Pisze o książkach, bo o filmy raczej jestem spokojna. W końcu autor także w dzienniku przypomina o scenariuszach do filmów i seriali telewizyjnych, których był autorem. Robi to zawsze przy okazji spotkań z czytelnikami, bo to zwykle oni oczekują anegdot i szczegółów z życia zawodowego.

Dziennik ten jest wyjątkowy z kilku powodów. Hen zaczyna go pisać w 2018 roku, natomiast kończy dokładnie 12 lipca tego roku uprzedzając, że nie wie, czy dane mu będzie dożyć kolejnych urodzin. Dane mu było. Jego świetna pamięć do dat, nazwisk czy wydarzeń zaskakuje dużo młodsze pokolenia. A on sam wplata w swoją narrację, która ma niewiele wspólnego ze spokojnym życiem seniora, swoje wspomnienia m.in. z wyjazdu w 1963, po raz pierwszy, do Izraela.

Cokolwiek autor opisuje, robi to barwnie, używając niezwykle dynamicznego języka. Jako czytelnik miałam wrażenie, że jestem uczestnikiem tych wszystkich spotkań, problemów z sąsiadem, który wyrzuca pety, ale i licznych podróży czy przypadkowych spotkań. Co prawda autor w jakimś stopniu przygotowuje czytelnika, że ta książka może być ostatnią rzeczą, jaką napisał, ale jednocześnie zdaje sobie sprawę, choć go to również zaskakuje, że oto ma kolejne pokolenia czytelników, doceniające jego przemyślenia.

Dziennik współczesny kończy się w lipcu, w czasie, gdy jeszcze byliśmy na etapie pierwszej fali pandemii, ale także tutaj pojawiają się odnośniki do świata polityki i normalnego życia, jakim autor żyje w tych nie do końca normalnych czasach. I także ta perspektywa jest zaskakująca. Oto bowiem Józef Hen pisze, że właściwie to bez sensu rozstrzygać, kto kogo lubił, a kogo nie, zwłaszcza gdy są to animozje sprzed wielu lat i dotyczą zmarłych dawno temu pisarzy, skoro teraz, w chwili, gdy on to pisze i przez chwilę się zastanawiał, kto kogo, umierają ludzie, a inni walczą z niewidzialnym przeciwnikiem.

Pada tu wiele gorzkich słów, skierowanych także do polityków, bowiem autor nie kryje się ze swoimi sympatiami politycznymi, a jednocześnie z racji wieku i życiowego doświadczenia ma prawo do krytyki pewnych zachowań i działań. Szkoda, że ci, których krytykuje, po jego książkę nie sięgną, a inni, śledzący wypowiedzi autora, znają je doskonale.

Samą książkę należy przeczytać, choćby po to, aby w przedziwnym roku 2020 zyskać dodatkową perspektywę i spojrzenie na zawirowania, w których przyszło nam żyć. Nam, którzy niekoniecznie mają tyle do przekazania, co Józef Hen. On ma. Jego nadal warto słuchać. Albo chociaż czytać.

Agnieszka Pogorzelska
(agnieszka.pogorzelska@dlalejdis.pl)

Józef Hen, „Bez strachu. Dziennik współczesny”, Wydawnictwo MG, 2020




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat