„Brzoskwiniowy świt” – recenzja

Recenzja książki „Brzoskwiniowy świt”.
Toksyczny partner, złamany charakter, wielka miłość sprzed lat i tajemnica noszona blisko serca. Ta mieszanka wybuchowa doprawiona została aromatem słodkich brzoskwiń.

Dziewiętnastoletniej Zoe wydawało się, że ma wszystko – kochającą babcię, jej piękny, pachnący sad, a także ukochanego, z którym łączyło ją coraz więcej. Niestety, seria niedopowiedzeń i szczypta złych intencji sprawiły, że po pięciu latach nieobecności dziewczyna wraca do ukochanego, brzoskwiniowego sadu w przykrych okolicznościach. Jej zmarła babcia postanowiła jednak po raz ostatni wpłynąć na losy wnuczki, pozostawiając na jej głowie wielkie zmartwienie, ale i ogromną szansę – znany z dzieciństwa sad. Czy Zoe uda się odszukać w sobie samej swoją dawną hardość i zawalczyć o własny los? Czy będzie w stanie wyrwać się spod wpływu toksycznego chłopaka? I w końcu – czy zrealizuje marzenia, w które jeszcze kilka tygodni wcześniej nie wierzyła?

Brzoskwiniowy świt” to nie tylko tytuł książki, ale i zgrabna metafora łącząca to, co materialne z szansą na nowy początek dla głównej bohaterki. Akcja toczy się w niewielkim mieście oraz wspomnianym sadzie, którego symbolika jest oczywista. Charyzmatyczna postać nieobecnej w książce, ale znanej ze wspomnień babci, stanowi wsparcie dla bohaterki na każdym kroku jej nowego życia. Ten jednak, kto spodziewa się słodkiego jak brzoskwinia przebiegu akcji, zdecydowanie może się rozczarować. Nie brak w książce wątków, które nadają goryczy wszystkich wydarzeniom – także tych, które pozostają aż do końca nierozwiązane. Czyżby autorka zamierzała do nich powrócić…?

Zoe może być przykładem kobiety, którą raz złamały złe decyzje, trudy życia i toksyczne towarzystwo, ale która jednocześnie chce zawalczyć o siebie. Uświadamia sobie to jednak dopiero w momencie, gdy wraca do brzoskwiniowego sadu, w którym wszystko przypomina jej o kobiecej sile. Postać apodyktycznego, nie znoszącego sprzeciwu ojca wraz z czynami byłego chłopaka stają w opozycji do wsparcia, które Zoe dostaje od doświadczonego przez życie brata, przyjaciółki i… byłej miłości. To właśnie Cruz ma w życiu bohaterki i jej córeczki odegrać istotną rolę, której na początku nie jest świadomy. Kiełkują w nim nie tylko dawna miłość i uczucie, ale również złość, zawód i żal. Czy udaje mu się w końcu przezwyciężyć złe wspomnienia i niesnaski? Warto sprawdzić, zagłębiając się w lekturę.

Denise Hunter stworzyła powieść, którą czyta się bardzo przyjemnie i bez większych problemów. Język wręcz płynie, nie zmusza czytelnika do głębszego zastanowienia, przez co „Brzoskwiniowy świt” to świetna pozycja na długie wieczory po męczącym dniu pełnym obowiązków. Realność uczuć, zbiegi okoliczności i emocje, na których autorka wyraźnie gra czytelnikowi, stwarzają ekscytującą otoczkę dla powieści. Opisowość historii nie przytłacza, ale pozwala przenieść się w pachnący słodkimi brzoskwiniami świat, w którym ludzie żyją bardzo podobnie do nas samych – a jednocześnie tak inaczej. To pozycja, którą zdecydowanie mogę polecić każdej osobie chcącej oderwać się od rzeczywistości, nasycić serce nadzieją… i miłością pomimo przeciwności losu.

Paulina Grzybowska
(paulina.grzybowska@dlalejdis.pl)

Denise Hunter, „Brzoskwiniowy świt”, Reszów, Dreams Wydawnictwo, 2018.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat