„Coldplay. Życie w trasie” – recenzja

Recenzja książki „Coldplay. Życie w trasie”.
Zakładam, że każda z was zna grupę Coldplay, i nie raz wzruszała się słuchając utworu „Fix you”.

Jeśli nie, pora nadrobić zaległości, a przy okazji sięgnąć po książkę Matta McGinna „Coldplay. Życie w trasie”.

Mówi wam coś określenie roadie? Bycie roadie pozwala na uczestniczenie w niekończących się trasach koncertowych, przygotowywanie koncertów od strony technicznej, opiekę nad sprzętem muzycznym. Oznacza trudną, stresującą, odpowiedzialną pracę, ale jednocześnie serwuje niesamowitą, godną pozazdroszczenia przygodę, szczególnie dla fana muzyki rockowej. Matt McGinn pracuje jako roadie gitarzysty Coldplay, Jonny’ego Bucklanda, i postanowił napisać książkę o tym, jak wygląda życie w trasie z jednym z najpotężniejszych współczesnych zespołów: Coldplay.

Wyobraźcie sobie, jaki stres może odczuwać roadie podczas swojej pracy: wielki stadion, pod sceną tłumy podekscytowanych ludzi, Coldplay właśnie gra jeden ze swoich hitów, podczas którego gitara, zamiast pięknie wybrzmiewać, nie wydaje żadnego dźwięku. Publiczność zorientuje się dopiero po jakimś czasie, że coś nie halo, ale Matt zawsze musi być czujny i przygotowany na takie sytuacje, bo odpowiada za to, aby naprawić usterkę, bądź podać muzykowi nową gitarę, jednocześnie będąc niezauważonym na scenie. Awaria sprzętu to tylko jedna z niespodzianek, jaka może się wydarzyć podczas koncertu.

Matt McGinn pracuje z Coldplay niemal od samego początku, w związku z czym sypie anegdotkami zza sceny i tourbusa jak z rękawa. Podoba mi się jego styl, taki od niechcenia. Sam z siebie się nabija, kilka razy powtarza, że ma beznadziejny dowcip, może czasem jest zbyt wyluzowany i nadużywa słowa „cholernie”. Wybitnym pisarzem nie jest, ale jego celem nie była walka o nagrody literackie. Chodziło raczej o zwrócenie uwagi wszystkich bywalców klubów muzycznych i stadionów, że sukces koncertu nie zależy wyłącznie od artysty, ale że pracują na niego dziesiątki ludzi, i to autorowi udało się w stu procentach. Ponadto Matt udziela kilku informacji o działaniu rynku muzycznego, produkcji, sprzęcie muzycznym itd. A że pracuje z Coldplay… no cóż, tym bardziej zainteresuje fanów zespołu swoją publikacją, z czego bardzo się cieszę. Ale uwaga – nie oczekujcie biografii zespołu Coldplay. Zdjęcie na okładce, przedstawiające wokalistę Chrisa Martina, może zmylić, jeśli zatem chcecie poczytać o prywatnych sprawach członków Coldplay – nie tędy, proszę.

Jestem z tych, którzy lubią wynosić pamiątki z koncertu. Kostka do gitary, setlista czy pałka perkusyjna – jeśli uda mi się zdobyć którąś z nich, jestem przeszczęśliwa. Czasem pomocni okazują się właśnie roadie, do których można się uśmiechnąć po koncercie i poprosić o leżącą na scenie, nikomu już niepotrzebną kartkę z wypisanymi tytułami utworów. McGinn w swojej książce udziela kilku cennych rad, jak widz nie powinien, lub właśnie powinien, się zachowywać, jeśli chce zostać zauważony przez roadiego i obdarowany upragnionymi pamiątkami. To był jeden z moich ulubionych fragmentów, z którego wyciągnę wnioski, a do rad dostosuję się na najbliższych koncertach. Po tej lekturze na pewno zacznę z większą uwagą przyglądać się osobom, które w pocie czoła biegają przed koncertem po scenie rozstawiając sprzęt, a po nim zwijają kilometry kabli. Uwierzcie, że nie chodzi tylko o kable, chodzi o wiele więcej, o czym przekonacie się czytając „Coldplay. Życie w trasie”.

Hanna Kwaśna
(hanna.kwasna@kobieta20.pl)

Matt McGinn „Coldplay. Życie w trasie”, Kraków, Wydawnictwo Sine Qua Non, 2014




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat