Coming out, czyli jak wyjść z szafy

Czy warto zrobić publiczny coming out?
Nie dajmy się omamić własnym strachem!

Coming out – sformułowanie budzące lęk, ale i zaciekawienie. Coraz więcej osób mówi otwarcie o swojej orientacji seksualnej, bądź też tożsamości płciowej przed innymi ludźmi. Proces ten wygląda naprawdę różnie. Czasami trwa kilka miesięcy, czasami lat, ale są też przypadki, kiedy osoba o odmiennej orientacji nie wychodzi z szafy nigdy. Czy warto dokonać coming out’u? A może to tylko niepotrzebne uzewnętrznianie się z prywatnego życia?

Krok po kroku
Większość osób o odmiennej orientacji seksualnej wspomina proces coming out’u, jako trudne doświadczenie. Najpierw trzeba przyznać się przed samym sobą: tak jestem gejem, jestem lesbijką. Wypieranie tego faktu ze świadomości i problem z akceptacją samego siebie to główne elementy na tym etapie. Człowiek stara się zaprzeczyć: mnie to nie dotyczy, ja taki nie jestem, to niemożliwe. Zdarza się, że trwa to latami. Szarpanina wewnętrza sprawiająca, że człowiek nie czuje się dobrze sam ze sobą. Zatem jak mogą czuć się dobrze w jego towarzystwie inni? Niestety nie mogą. Zanikają relacje międzyludzkie, a osoba taka wycofuje się z życia towarzyskiego. Żyjąc w ukrytym związku nazywa swojego partnera przyjacielem/przyjaciółką, współlokatorem/współlokatorką, kuzynem/kuzynką. Jedno kłamstwo rodzi kolejne – uruchamia się lawina, którą trudno zatrzymać. Najtrudniejsze jest powiedzenie prawdy pierwszej osobie. Często wybiera się ją starannie, a wcześniej poddaje licznym próbom na tolerancję. Po tym pierwszym coming oucie przychodzi czas na kolejne, na pewno równie trudne. Dowiaduje się rodzina, przyjaciele, dalsi znajomi. Na samym końcu, po uświadomieniu najważniejszych osób, przychodzi czas na tzw. publiczny coming out, czyli powiedzenie w miejscu pracy czy innej przestrzeni życia publicznego.

Nowe życie
Wyjście z szafy to przełom i wstęp do nowego życia. Życia bez zakłamania, bez oszukiwania. Życie w szafie wyniszcza psychicznie. Wyobraźmy sobie kontrolowanie się na każdym kroku. Mówienie o najbliższej nam osobie, jako o zwyczajnym koledze. O osobie, z którą chce się spędzić resztę życia. O osobie, która nas wspiera, troszczy się, gdy zachorujemy, podaje kubek z herbatą, gdy wracamy z pracy. Dzieli z nami szczęście, ale i trudy. Nazwanie jej współlokatorem to nie tylko umniejszenie powagi własnego związku, to również ból psychiczny zadawany samemu sobie. Takie szarpanie się nie wpływa pozytywnie na związek, wręcz przeciwnie – wyniszcza go od środka.

Strach ma wielkie oczy
Boimy się tego co nieznane – to zupełnie naturalne. Któż z nas nie boi się stomatologa do momentu, aż usiądzie na fotelu dentystycznym? W tym przypadku jest podobnie. Strach ma wielkie oczy, nakłania nas do ukrywania się i wymyślania kolejnych kłamstw. Jednak co dzieje się po ujawnieniu? Zazwyczaj nic. Ludzie reagują pozytywne, lub… obojętnie. A najczęściej reagują z zaciekawieniem. Takim samym, jak każdy z nas reaguje dopytując kogoś np. o plany wakacyjne. Taka ciekawość to wielokrotnie dowody sympatii i wsparcia, ale przede wszystkim swego rodzaju oswajania się z tym, że takie osoby są wśród nas. Nie mamy żadnego wpływu na naszą orientację seksualną. Tacy się rodzimy, nikt nas o wybór nie pytał. Wybór mają za to inni: mogą bowiem z wiedzą o naszych preferencjach zrobić co uważają. Mogą nie patrzeć na inne nasze cechy i zalety odrzucić, lub zaakceptować. Jednak zastanówmy się czy chcielibyśmy mieć obok osoby, które nas nie akceptują w całości? I czy warto ze strachu przed ich odrzuceniem nie mówić im prawdy?

Dajmy się poznać
Na słowo „gej” czy „lesbijka” nadal spora część społeczeństwa ma w głowie obraz osób z parady równości, ubierających i zachowujących kontrowersyjnie. Jednak nie tak wygląda całe środowisko. Geje i lesbijki to nasi sąsiedzi, osoby które spotykamy na ulicy, a często to nasi bliscy. Niczym nie wyróżniają się w społeczeństwie. Jednak żyjąc w strachu nie mają odwagi na głośne powiedzenie: jestem homoseksualny/na. Miejmy na uwadze, że nie możemy oczekiwać tolerancji i akceptacji to momentu, gdy będziemy żyć w szafie. Jak ma nas szanować ktoś, kto po prostu nas nie zna? Dajmy się poznać, jako przeciętni obywatele. Tak samo cieszący się i smucący jak inni. Mający takie same problemy. I potrafiący tak samo mocno kochać i tworzyć trwałe związki.

Nie można być raz katolikiem, raz buddystą, a raz ateistą. Tak samo nie można żyć w świadomości innych jako singiel, a w czterech ścianach mieć partnera. Nie można wiecznie nie być sobą. Zburzmy mur, jaki budujemy sobie sami. To mur strachu rodzący się w naszej głowie. Zazwyczaj nasz strach nie ma odzwierciedlenia wobec tego, co wydarzy się po coming oucie. Pamiętajmy jednak, że czasem ludziom z naszego otoczenia, a w szczególności rodzinie, potrzebny jest czas. Czas na oswojenie się z dla nich nową sytuacją. Muszą pogodzić się z naszymi wyborami i z utratą ich wizji na nasze życie. Jednak nie dajmy sobie wmówić, że niepotrzebnie się uzewnętrzniamy i na siłę wtajemniczmy innych w nasze prywatne sprawy. Czy ktokolwiek zarzuciłby nadmierne otwieranie się heteroseksualnej parze mówiącej o swoim szczęściu, trzymającej się za ręce czy robiącej sobie romantyczne zdjęcia?

Dajcie sobie szansę na nowe życie. Bez oszukiwania, przede wszystkim samego siebie. Doświadczcie radości z życia w szczęśliwym związku i nie pozwólcie na niszczenie go od środka. Nie bójmy się i wyjdźmy z szafy! Warto-uwierzcie mi na słowo! A na koniec zdanie prywaty: Asiu, dziękuję Ci za najpiękniejsze 5 lat życia!

Joanna Ulanowicz
(joanna.ulanowicz@dlalejdis.pl)

Fot. pixabay.com




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat