„Czerwony jeździec” – recenzja

Recenzja książki „Czerwony jeździec”.
Kontynuacja serii kryminalnej z czasów Związku Radzieckiego.

Recenzując pierwszy tom serii Julii Jakowlewej - „Towarzyszu mój” – pisałam o tym, jak wielkie wrażenie wywarły na mnie opisy tamtej epoki. Przerażające, ciemne obrazki z czasów, gdzie nikt nie mógł być pewien jutra i unoszący się nad lekturą zapach strachu, moczu i potu sprawiały, że po kręgosłupie przechodziły ciarki. Gdy zanurzałam się w lekturę kolejnych opisów, drżałam, ale gdy uświadamiałam sobie, że jestem w moim ciepłym i przyjemnym łóżku – wzdychałam z ulgą. Po prostu cieszę się, że nigdy nie musiałam żyć w tak strasznych czasach i tak strasznym miejscu.

„Towarzyszu mój” bardzo mi się spodobała zarówno pod względem fabularnym, jak i – a może przede wszystkim – pod względem wykreowanego – a raczej oddanego - przez autorkę tła obyczajowego. Mimo wszystko jakoś do kolejnego tomu mi się nie spieszyło. Część pierwsza, jak wspomniałam, spodobała mi się, ale była dość specyficzna i bałam się, że w kolejnej autorka skręci nie w tą drogę co trzeba, zaprzepaszczając całkiem dobry start. Na szczęście okazało się – oczywiście w mojej opinii – że „Czerwony jeździec” zdeklasował poprzednika. Uważam tę powieść za dużo lepszą pod względem fabularnym, pod względem zastosowanych rozwiązań i skomponowania całej zagadki.

Akcja „Czerwonego jeźdźca” toczy się w 1931 r. Radzieccy marszałkowie i hodowcy koni próbują ulepszyć rasę kłusaków Oryol. Niestety, w czasie wyścigu pieszczoszek salonów – koń Pierniczek - upada i umiera przy okazji potrącając i zabijając woźnicę. Po wypadku można odnieść wrażenie, że wszyscy bardziej przejmują się… śmiercią konia aniżeli jeźdźca. Śledztwo zostanie powierzone Zajcewowi, który doskonale zdaje sobie sprawę, że jeżeli coś pójdzie nie tak, może – w najlepszym przypadku – zaprzepaścić tylko swoją karierę… Ponieważ akcja toczy się w radzieckiej Rosji – absurd absurdem absurd pogania; bohaterowie pojawiają się i znikają, a niektóre wydarzenia wydają się wręcz groteskowe potęgując tym samym bezsens radzieckiego ustroju. Bo to właśnie z nim – nie z mordercą – przyjdzie się zmierzyć bohaterowi. I to właśnie pod tym względem ten kryminał tak różni się od innych, znanych nam, współczesnych kryminałów. Momentami odnosiłam wrażenie, że to ustrój jest jednym z głównych bohaterów tej książki.

„Czerwony jeździec” to naprawdę kawał dobrej literatury z doskonale oddanym klimatem tamtych czasów. Szare, radzieckie uliczki, wszechobecne poczucie bezsensu, komunizm wypływający niemal z każdej strony aż do obrzydzenia sprawiają, że ta książka jest tak dobra. Nie byłabym sobą, gdybym nie pochwaliła fantastycznych okładek całej serii, które doskonale oddają radziecki klimat. Uważam, że ich autor powinien dostać medal. Idealnie wpasowują się w klimat epoki i klimat powieści.

Polecam!

Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)

Julia Jakowlewa, „Czerwony jeździec”, Czarna Owca, Warszawa, 2021




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat