Bestsellerową komedię „Lend Me a Tenor!” napisał uznany autor broadway’owskich hitów – Ken Ludwig. Nowojorska realizacja spektaklu nie schodziła z afisza przez 14 miesięcy, a komedię o kłopotliwym tenorze z sukcesem przeniosło na scenę już ponad 200 teatrów na całym świecie. Sztukę przetłumaczono na szesnaście języków i wystawiono w dwudziestu pięciu krajach.
Historia jest nadzwyczaj prosta, a zarazem… skomplikowana, bardziej niż mogłoby się wydawać. Otóż, gdy do Cleveland ma przyjechać światowej sławy tenor, emocje melomanów sięgają zenitu. Wszyscy z drżeniem serca wyczekują wybitnego artysty. Jednak na chwilę przed uroczystą premierą „Otella”, wszystko zaczyna się komplikować.
Powody są błahe: humory i złe samopoczucie głównej gwiazdy wieczoru – Tito Merelli, a co gorsza problemy małżeńskie, które prowadzą do tragedii! Mimo tego premiera musi odbyć się za wszelką cenę. Zdesperowany Dyrektor Opery – Sanders – nie cofnie się nawet przed najbardziej skandaliczną mistyfikacją. I kiedy pomysł wydaje się idealny i dopracowany, całą tę misternie uknutą intrygę komplikują, oczywiście nie kto inny jak… kobiety: Diana – Primadonna nimfomanka, Maggie – dziewiczo piękna córka Dyrektora, Julia – egzaltowana Prezes Towarzystwa Miłośników Opery oraz Maria Merelli – temperamentna włoska żona Maestra. Pikanterii dodaje na domiar boy hotelowy – cudzoziemiec łamiący wszelkie konwenanse. Czy Dyrektor Opery będzie zmuszony odwołać przedstawienie? A może Max – asystent Dyrektora – młody i niespełniony tenor, bohatersko uratuje sytuację, wcieli się w rolę Otella i ku zdziwieniu wszystkich zachwyci publiczność niebiańskim głosem? O tym przekonacie się sami goszcząc w Teatrze Capitol w Warszawie.
„Dajcie mi tenora!” w reżyserii Marcina Sławińskiego to komediowa perełka. Widzowie mają do czynienia z zabawnymi pomyłkami, nagłymi zwrotami akcji, przebierankami, nieporozumieniami, a do tego wszystko okraszone jest seksowną pikanterią. Wielkie, wielkie gratulacje! Publiczność co chwila wybuchała salwami śmiechu, a na koniec po ponad 2 godzinnej zabawie nagrodziła wszystkich aktorów owacjami na stojąco. W roli kapryśnego Maestro Tito wystąpił Grzegorz Halama, znany doskonale szerokiej publiczności ze swoich kabaretowych występów. Cudownie zabawny, prawdziwy i oderwany od swojego dotychczasowego image scenicznego zrobił bardzo dobre wrażenie. Namiętni wielbiciele Grzegorza Halamy znajdą nawet drobne odwołania do jego kabaretowych ról, które są bardzo smacznie ukryte, niczym… jabłka w pieczonym kurczaku. Andżelika Piechowiak, jako jego żona – Maria – stanowcza, buchająca niczym Etna włoskim temperamentem kobieta współtworzyła z nim duet idealny. Natomiast w najważniejszej roli – Maxa, asystenta Dyrektora, który uratuje całą zawiłą sytuację – wystąpił Artur Chamski. Znakomita kreacja: skrojona idealnie i zapięta na ostatni guzik. Jawi się przed nami młody chłopak, który darzy uczuciem córkę Dyrektora, jednocześnie jest niespełnionym tenorem, marzącym o sławie na miarę Tito. Artur Chamski, z naturalnie wrodzoną umiejętnością, potrafi w jednej chwili doprowadzić publiczność do łez poprzez zabawne gagi i zwroty akcji. Gdy trzeba jest pełen romantyzmu włącznie z wykonywaniem miłosnych pieśni (po włosku!), a za parę sekund potrafi wcielić się w postać swojego Maestro Tito próbując naśladować jego oschłość i kaprysy. Należy też dodać, że równie dobrze wychodzi mu kreacja… namiętnego kochanka. Dodatkowo warto podkreślić, że Artur Chamski jest bardzo dobrym wokalistą, w „Dajcie mi tenora!” ma okazję zaprezentować swoje umiejętności. Gromkie brawa! Na uwagę zasługuje także postać Diany, którą zagrała Elżbieta Romanowska – seksowna i pikantna, na widok której nie tylko męska część publiczności wydała z siebie dźwięki zachwytu. Można śmiało podsumować, że oczarowała wszystkich: zarówno bohaterów sztuki (włącznie z boyem hotelowym), a także widownię. Gdy jej bohaterka pojawia się na scenie temperatura zdecydowanie wzrasta…
Dajcie mi tenora! jest oczywiście komedią miłą, łatwą i przyjemną, ale porusza także wiele ważnych aspektów życia takich jak miłość, zazdrość czy spełnienie marzeń. Takie niecodzienne połączenie, rzec można słodko-gorzkie. To co miłe i przyjemne, miesza się z tym, co trudne i skomplikowane. Komedia bawi do łez, ale i skłania do głębszej refleksji. Przedstawienie jest godne polecenia dla każdego, bez najmniejszego wyjątku.
Joanna Sieg (joanna.sieg@dlalejdis.pl)
Joanna Ulanowicz (joanna.ulanowicz@dlalejdis.pl)
Dajcie mi tenora!, spektakl grany w Teatrze Capitol, ul Marszałkowska 115 w Warszawie