DVD „Futro z misia” - recenzja

Recenzja DVD „Futro z misia”.
Policja, gangsterzy i zdrowe ziółka

„Futro z misia” jest jednym z tych filmów, które się ogląda, czasem wyłapuje się jakieś śmieszne frazy (uwielbiam tę o frytkach, kilka innych pewnie się też przewinie, choć ze względu na niecenzuralność-nie pojawi się w tej recenzji), a potem zapomina. Dlatego jest mi przykro, bo za realizację odpowiadała ekipa, która ma na swoim koncie kilka klasyków polskiej komedii.

Tym razem coś poszło nie do końca po myśli. Jest bowiem i Michał Milowicz, i Olaf Lubaszenko, Cezary Pazura czy Mieczysław Zbrojewicz, ale mam wrażenie, że jak na komedię, to za dużo tam kryminału z wyjątkowo wartką akcją. Wartką do tego stopnia, że podróżuje się między Zakopanem a Tczewem, ale co kto lubi. Sporo tu odautorskich mrugnięć okiem, skierowanych do widzów, którzy pamiętają wcześniejsze komedie tego teamu. Przykład? Na komisariacie, gdy Igła, grany przez Zbrojewicza, odpowiada na pytanie dyżurnej policjantki (Monika Ambroziak), skąd ona może go znać. I przypomina się automatycznie scena ze sweterkiem z gruszką.

Boss mafii, z Podhala, ma ksywę Nerwowy, zakonnice prowadzące jadłodajnię, sprawdzające alkomatem trzeźwość, chociaż same lubią się napić czegoś wyskokowego, no, i jeszcze ci podobno dobrzy bohaterowie. Rozumiem, że ksywa „Dempsey”, jaką nosi jeden z policjantów, to również nawiązanie do popularnego przed laty serialu.

Nie brak tu ładnych kobiet, które potrafią dać po ryju (bo są z sekcji bokserskiej), zwymyślać (bo są komendantką policji) czy po prostu pięknie wyglądać (nadal nie rozumiem, dlaczego tytułowe Futro, grane przez Izę Miko, musi być ładne i bezmózgie). Sporo także znanych twarzy, które nie zawsze coś mówią (Diablo Włodarczyk) albo mówią całkiem dużo, ale są obsadzone po warunkach (Qczaj jest oczywiście Qczajem i prowadzi trening).

Całość traktuję jak pastisz rzeczywistości, bo - trzeba to przyznać - autorzy scenariusza (a jest ich czterech) potrafią szydzić z różnych świętości. Relacje kościelne, spotkanie AA, komunia wnuka szefa mafii, gdzie pojawia się miejscowa elita-doskonale o takich rzeczach wiemy, ale miło się na nie patrzy w komedii. W „Futrze…” nawet policja działa siłą rozpędu i można ją okraść, choć Komenda Główna wygląda lepiej niż niejedna siedziba korporacji. Policję „rozgrywa” jak chce nawet CBŚ, które ma własne pomysły na prowadzenie działalności około zawodowej.

Mógł to być całkiem dobry film sensacyjny z wątkami komediowymi, ale nie wyszło. Nie wiem, za dużo odwołań do kasowych hitów sprzed lat? Zbyt wiele gwiazd, które chciały się pokazać z nieco innej strony? Czegoś jest tu za dużo, choć jest to całkiem sprawnie zrobiony film ze zbyt zagmatwanym scenariuszem.

I kilka rad dla widzów. Nie sięgajcie po ten film licząc, że będzie on tak samo śmieszny jak chociażby „Chłopaki nie płaczą”. To inny film, chociaż ma się wrażenie, że bohaterowie są ci sami albo podobni. Sama akcja jest wyjątkowo zagmatwana, bo w końcu nie wiadomo, kto aktualnie posiada zaginioną marihuanę, kto jest dobrym, a kto złym i właściwie dlaczego. Aha, ale jeśli kochacie Sławomira, to film może się wam zasadniczo spodobać. Dlaczego? Tego nie mogę zdradzić, ale on sam aktorsko daje radę.

Agnieszka Pogorzelska
(agnieszka.pogorzelska@dlalejdis.pl)

„Futro z misia”, Sky Map Production 2019




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat