DVD „Happy End” – recenzja

Recenzja DVD „Happy End”.
Najnowszy film Michaele Haneke, czyli “Happy End”. Wbrew temu co tytuł wskazuje, nie jest to komedia romantyczna, a raczej film diagnozujący współczesne społeczeństwo.

Skojrzenie z „Buddenbrokami” Thomasa Manna może jest nazbyt odległe, ale zarówno tam, jak i w tym filmie obserwujemy upadek zamożnej, mieszczańskiej rodziny. Nie jest to obraz schyłku dobrej koniunktury, lecz raczej upadku wartości moralnych i duchowych. Może także pokazuje bardziej miałkość niż wielkość rodziny, która nadal żyje w ogromnej rezydencji.

Mieszkają tu prawie wszyscy: brat z żoną i dzieckiem, siostra, a także już mocno starszy ojciec. Obok, w małym domku, żyje rodzina algierskiego pochodzenia, która de facto jest służbą. Główny biznes rodziny to firma budowlana. Twardą ręką trzyma ją Anne (Isabelle Huppert).  Zatrudnia w niej także swego syna Pierra (Franz Rogowski), który jednak nie radzi sobie z funkcją dyrektora. Jej brat to Thomas (Mathieu Kassovitz), lekarz. W rezydencji zamieszkuje z nową, drugą żoną i małym dzieckiem. Tutaj także przenosi czasowo swoją starszą córkę Eve (Fantine Hardouin), której mama po próbie samobójczej trafia do szpitala. To, co widzimy na ekranie, jest codziennością rodzinną - kolacje w eleganckich pomieszczeniach i na srebrnej zastawie, kłótnie, zawiść, potajemne biznesy. Ponadto w zasadzie brak jakiegokolwiek ciepła i więzi. Wszyscy są na miejscu, ale jakby ich nie było. Nastoletnia córka Thomasa nie potrafi poradzić sobie ani z chorobą matki, ani z faktem, że ojciec też nie ma dla niej czasu. Może jest i trafną obserwatorką, ale jednocześnie chętnie szpieguje ojca i przeszukuje jego komputer. W całej pustce emocjonalnej, do której trafia po różnych wydarzeniach, ostatecznie nawiązuje bliższy kontakt z dziadkiem. Jego marzeniem jest zejść wreszcie z tego świata i tylko wnuczka może mu to spełnić.

Haneke jest reżyserem wielu znanych filmów. Po seansie „Białej wstążki” szybkie wyjście z kina wydawało mi się jedynym ratunkiem przed utonięciem w groźnym i dusznym świecie, który tam wykreował. Czy udało mu się to powtórzyć w „Happy Endzie”? Moim zdaniem niestety nie. Filmowi nie można nic zarzucić. Każdy z elementów jest przykładnie wykonany. Całość jednak jak dla mnie, w jakiś sposób staje się płytką opowieścią niczym z serialu. Nie ma tu dla mnie jako widza żadnego drugiego dna. Niczego, co by spowodowało, że czułabym emocjonalną głębię opowiadanej historii. W tym, co oglądałam, widziałam tylko opowieść o mieszczańskiej rodzinie, gdzie każdy z jej elementów traktuje się w taki sam sposób jak robienie biznesów: teoretycznie na rzecz ogółu, a w gruncie rzeczy tylko z myślą o sobie. Nawet tajemnicza korespondencja o fetyszach i seksie analnym, tajemniczy romans, podglądanie matki przez Eve i wrzucanie tego do sieci. Nic nie jest tu dla mnie wielkim zaskoczeniem ani odkryciem. Może ciekawi początkowo, kto co wysyła, ale ostatecznie nie jest w sumie nawet wielce szokujące. Ostatetecznie stanowi tylko obraz tego, jak wiele ciepła brakuje w wielu współczesnych relacjach. Ogólnie rzecz biorąc jest to film o pewnej dysfukcyjnej rodzinie z pieniędzmi. Nie różni się jednak dla mnie ona bardziej, niż ta ze średniej klasy zamkniętego osiedla w większym mieście.

Agnieszka Pater
(agnieszka.pater@dlalejdis.pl)

„Happy End” DVD dystrybucja Gutek Film




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat