Andrzej Wajda niekwestionowanie był wielkim mistrzem polskiego kina, a każdy jego kolejny film był szeroko komentowany i przyciągał do kin ogromne rzesze widzów. Trudno się więc dziwić, że podobny los spotkał również „Powidoki”, zwłaszcza, że – jak się okazało – były one ostatnim filmem w dorobku reżysera. Niestety, na pewno nie najlepszym.
Zacznijmy od fabuły. „Powidoki” to historia ostatnich lat życia Władysława Strzemińskiego – polskiego malarza, publicysty i teoretyka sztuki – kiedy to bohater sprzeciwia się podporządkowaniu sztuki celom politycznym i tym samym naraża się komunistycznej władzy. Zostaje wyrzucony z pracy i pozbawiony środków do życia, a jego dzieła są niszczone lub co najmniej usuwane z miejsc publicznych. Także jego życie prywatne nie jest proste – rozstanie z żoną, rzeźbiarką Katarzyną Kobro, a po jej śmierci konieczność opieki nad córką Niką dodatkowo utrudniają i tak niełatwe życie artysty. Historia Strzemińskiego niewątpliwie jest więc ciekawa i warta opowiedzenia – zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że jest to postać nieznana szerszej publiczności. Sam film jednak nie jest w moim odczuciu szczególnie udany.
Główną przyczyną tego faktu jest po prostu słaby scenariusz – przesadnie patetyczny i pełen rażących nienaturalnością dialogów, które powodują, że widzowi trudno jest naprawdę „wejść” w opowiadaną historię. Bohaterowie są dość „płascy” i przesadnie czarno-biali, przez co trudno nawet dziwić się temu, że także gra aktorska nie zachwyca. O ile Bogusław Linda w głównej roli sprawdza się nawet nieźle, o tyle większa część pozostałych postaci jest po prostu sztuczna i nijaka. Bardzo dobre, a czasem wręcz świetne (fantastyczna scena, gdy Strzemiński upada na sklepowej wystawie pełnej manekinów) są natomiast zdjęcia. Słowem – film nie jest zły, ale raczej nie zachwyca i brakuje mu sporo do najlepszych filmów Wajdy.
Na zakończenie warto jeszcze dodać kilka słów o samym wydaniu na DVD. Poza filmem znajdują się na nim również ciekawe dodatki, takie jak np. wywiad z Andrzejem Wajdą czy materiały z planu. W tej kwestii wydawca spisał się więc świetnie, a widz po obejrzeniu filmu może jeszcze uzupełnić swoją wiedzę na jego temat.
Podsumowując, „Powidoki” nie są dziełem wybitnym. Mimo to myślę, że warto je obejrzeć – po trosze, aby poznać historię Władysława Strzemińskiego, ale przede wszystkim dlatego, by zobaczyć i samodzielnie ocenić ostatni film Andrzeja Wajdy. Film, z zamiarem stworzenia którego – jak sam mówił – nosił się od dwudziestu lat.
Katarzyna Czupajło
(katarzyna.czupajlo@dlalejdis.pl)