DVD „Rambo: Ostatnia krew” - recenzja

Recenzja DVD „Rambo: Ostatnia krew”.
Już ostatnia odsłona Rambo z 2008 roku budziła wątpliwości fanów.

Sylvester Stallone jednak podołał i zaskoczył widzów całkiem przyzwoitym wznowieniem kultowej serii, udanym dopełnieniem satysfakcjonującym sympatyków aktora. Na tym jednak nie poprzestano i stworzono kolejną część „Rambo: Ostatnia krew”. Czy był to dobry pomysł?

John Rambo osiadł na ranczo w Arizonie i starał się wieść normalne życie, jednak po dziesięciu latach jego spokój został zakłócony. Bezwzględny kartel narkotykowy z Meksyku porwał jego przybraną córkę, którą bohater wyrusza ratować. Jest to pierwszy duży projekt dla reżysera Adriana Gruberga, którego dorobek filmowy nie jest zbyt duży i kojarzyć możemy go właściwie jedynie z „Dorwać Gringo”. Scenariusz stworzył sam Stallone we współpracy z Matthew Cirulnickiem. Czy to było właściwe posunięcie?

Niestety, scenariusz jest wyjątkowo kiepski – wiele w nim zbędnych dialogów i żartów, które się po prostu nie udały. Postacie pojawiają się znikąd i są wprowadzone dość bezsensownie. Niezbyt dobrze wypadła również praca kamery. Liczne zbliżenia na twarz Stallone ’a są mało udane; zabrakło tutaj bardziej doświadczonego reżysera, który by lepiej poprowadził aktora i zadbał o ciekawsze sceny. Patrząc na to jak „Rambo: Ostatnia krew” jest zrealizowany, naprawdę ciężko uwierzyć w to, że jest to produkcja rodem z Hollywood.

Muzyka towarzysząca akcji nie wzmagała napięcia i nie pomagała zbudować nastroju, nie wyróżniała się niczym specjalnym. Podobnie jak scenografia i gra aktorska głównego bohatera. Być może sam Stallone to już za mało, by udźwignąć ten film. Zabrakło tutaj ciekawych roli drugoplanowych, a sam projekt mógłby zyskać na atrakcyjności gdyby Sylvester dostał do pary innego, dobrego aktora. Szkoda, że scenariusz poszedł w odmiennym kierunku, niż miało to miejsce w pozostałych częściach. Rambo odgrywający rolę w stylu Liama Neesona z „Uprowadzonej” nie był dobrym pomysłem. 

Także efekty specjalne pozostają wiele do życzenia i przypominają filmy niskobudżetowe. Sceny akcji i walki są bardzo nierealistyczne i kiepsko zrealizowane, brak w nich dynamiki. Można nawet powiedzieć, że są zrealizowane znacznie gorzej niż w pierwszej części Rambo, która powstała w latach osiemdziesiątych, bez możliwości technicznych jakie filmowcy mają dzisiaj. Dla fanów serii Rambo ten film to prawdziwa porażka, zniechęcająca przeciętnego widza do obejrzenia poprzednich części. Znacznie lepiej oglądało się Johna Rambo walczącego podczas wojen, tutaj scenariusz w stylu „samotnego mściciela” ze Stallone będącym już po siedemdziesiątce po prostu nie wypalił. Film ciężko było obejrzeć do samego końca, nawet będąc fanem serii i nie mając wygórowanych oczekiwań wobec niego. Jest to niestety wyjątkowo nieudany obraz, którego nie polecam.

Joanna Adamski
(joanna.adamski@dlalejdis.pl)




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat