DVD „Tajemnice Silver Lake” – recenzja

Recenzja DVD „Tajemnice Silver Lake”.
„Tajemnice Silver Lake” Davida Mitchella są w pewnym sensie porównywane w ogólnej atmosferze do „Mulholland Drive” Davida Lyncha.

Oba są tematycznie i geograficznie powiązane z Hollywood i Los Angeles. Nie są filmami z klasycznym rozwojem akcji oraz opowiadają o rzeczywistości, w której jawa miesza się ze snem. Dzieło Lyncha jest z całą pewnością bardziej oniryczne. „Tajemnice Silver Lake” to chronologicznie zbudowana historia; z początkiem i końcem. Jej bohaterem jest młody chłopak Sam. Nie wiadomo z czego się utrzymuje ani kim jest. Jego zainteresowania skupiają się głównie na odkrywaniu drugiego dna Los Angeles. Namiętnie czyta komiksy tworzone przez jakiegoś gościa, który opowiada historie związane z przeszłością Hoollywood. Nie czyni tego jednak w standardowy sposób. Są to bardziej miejskie legendy, które z odmętów popkulturowej historii przechodzą w sieć znaków możliwych do odnalezienia wszędzie. Jednocześnie sa jak najbardziej realne, ponieważ ich manifestacje pojawiają się w rzeczywistości. Zabójcy psów, śmiertelny pocałunek Kobiety Sowy, Król Bezdomnych wyłaniający się spod ziemi - to tylko kilka przykładów. Sam chce zgłębić wszystkie historie związane z Silver Lake (to jezioro i dzielnica o tej nazwie wchodząca w obręb LA). Sprawa nabiera rozpędu, gdy do apartamentu naprzeciwko wprowada się młoda kobieta. Chłopak spędza u niej jeden wieczór. Następnego dnia jej mieszkanie jest puste, a jednym śladem jest pudełko z różnymi przedmiotami oraz tajemniczy znak na ścianie pokoju. Decyduje się zatem wyruszyć na poszukiwania.

David Mitchell z całą pewnością nie chciał robić standardowego filmu. W „Tajemnicach Silver Lake” wszystko dzieje się nieśpiesznie. Nie ma nagłych zwrotow akcji, a nawet jeśli są, to można mieć wrażenie, że to raczej niespotykane zbiegi okoliczności. Bohaterowie są dziwni i pokręceni. I choć można sporą ich część zaliczyć do bywalców prestiżowych miejsc w LA, to ich postacie symbolizują raczej jego drugie dno. To, które stoi za fasadą wielkich produkcji, znanych gwiazd i ogromnych budżetów. Aktorzy, którzy całe życie starają się o główną rolę. Aktorki o super ciałach, które kończą jako call girls, bo nie wpadły w oko nikomu od „tego” castingu. Twarze z reklam, których dosłownie największym sukcesem jest billboard na przedmieściu. Jednocześnie nie trzeba z nikim wchodzić w jakąkolwiek relację. Płytkość i banał i tak dominują na tych słynnych hollywoodzkich przyjęciach. Czy innych interesuje to, kim jesteś? Może, jeśli naprawdę masz dużo kasy. Być może dlatego właśnie Sam poszukuje jakiejś głębi, drugiego dna w tym, co go otacza. Faktem jest, że robi to w dosyć dziwny momentami sposób, ale nie sposób mu odmówić chęci zrozumienia czegoś więcej. Tylko co to w zasadzie ma być? Poza demaskacją blichtru, obnażeniem, nieraz komicznym, a czasem tragicznym całej fasady Hollywood jako miejsca w którym większość ludzi się niszczy, nie zdołając nawet dojść do szczytu swoich możliwości; poza pokazaniem popkultury jako sterowanej pieniądzem machiny (vide scena m.in. o tekstach grungowych) albo pseudo transcendencji bogaczy (ich też targa pytanie o duchowość i sens życia). Co jest zatem celem, „tym czymś”, co zyskuje na końcu opowieści Sam? Na pewno wiedzę o tym, co stało się z jego sąsiadką ale w ogólnej perspektywie według mnie nic się nie zmienia w nim samym albo w jego poglądzie na świat. Owszem „Tajemnice Silver Lake” zostały odkryte, ale jak mówi kilkakrotnie bohater w trakcie filmu „Już wiem!”, by po chwili dodać: „I co z tego?”.

Część fabularna jest przeplatana animacjami, w których widzimy komiksowe miejskie legendy i ich bohaterów. Reżyser nieraz kpi z amerykańskiej popkultury, by jednocześnie pokazać dla jak wielu osób jest ona znacząca w całym życiu. Dzięki temu powstaje nie tylko rozbudowana opowieść kryminalna, przeradzająca się w podróż po mrocznym i tajemnicznym (również w negatywnym znaczeniu) Hollywood. Widzimy też ciekawy pejzaż fragmentu współczesnej Ameryki, której wartości są budowane na czymś kompletnie innym niż w Europie. Oczywiście jest to tylko wizja reżysera, ale nadal jak zgaduję, zakorzeniona w znanej mu codzienności.

„Tajemnice Silver Lake” to dosyć specyficzny film. Moim zdaniem może raczej albo bardzo się podobać, albo zanudzić. Dla mnie był dosyć interesujący, ale zabrakło szczypty tego czegoś, co spowodowałaby, żebym głęboko wsiągnęła się w mistycyzm Silver Lake.

Agnieszka Pater
(agnieszka.pater@dlalejdis.pl)

„Tajemnice Silver Lake” DVD  reżyseria David Robert Mitchell




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat