„Dzieci zapomniane przez Boga” – recenzja

Recenzja książki „Dzieci zapomniane przez Boga”.
Przerażają Cię horrory o dzieciach? Masz silne nerwy i jesteś gotowa na czytanie o usuniętych płodach, które wciąż żyją i robią wszystko, by rozwinąć się do końca?

Powieść „Dzieci zapomniane przez Boga” czeka, aż po nią sięgniesz!

O ile dla całego świata mistrzem horroru jest Stephen King, o tyle dla mnie zawsze był nim Graham Masterton. Co prawda szkocki pisarz wydaje książki tak często, jakby pisał tworzył je przy pomocy generatora, co niestety przekłada się na jakość niektórych, ale mam wobec niego dużo wyrozumiałości. W końcu każdemu artyście zdarzają się utwory, które lepiej pominąć milczeniem, jak chociażby „Anioła Jessiki”.

„Dzieci zapomniane przez Boga” zdecydowanie nie są utworem nudnym ani oklepanym. Ba! kiedy czytałam powieść, znów poczułam powiew świeżej grozy, która zachwycała mnie tuż po odkryciu literatury Mastertona. Czy chodzi o fakt, że fabuła skupia się na dzieciach, zmutowanych organizmach ludzkich i niemocy wobec zła? Możliwe, wszak to trzy czynniki, które podnoszą poziom straszności utworów, także filmów. W „Dzieciach…” mamy do czynienia z poronieniami i przerwanymi ciążami, w wyniku których na świat przychodzą bardzo zdeformowane płody. Pokraczne i ledwo przypominające dzieci, a jednak żywe. Przemieszczają się, poszukując nowej macicy, w której mogłyby dojrzeć, rozwinąć się do końca. Po „właściwym urodzeniu” zaś schodzą do kanałów, gdzie trafiają pod opiekę starego ducha czarownicy (co – moim zdaniem – stanowi najsłabszy punkt powieści, bo przesadzony, zahaczający o kicz).

Uwielbiam sposób pisania Mastertona i jego bezpośredniość, nawet podczas opisywania scen brutalnych, wstrętnych i makabrycznych. Uwielbiam również jego fantazję. Wyobraźcie sobie koszmar kobiety, która budzi się w nocy, bo czuje, że coś wślizguje jej się do pochwy (sic!). Zaczyna krzyczeć i prosi partnera o pomoc. Po chwili siłowania się z intruzem mężczyzna wyciąga z ukochanej zdeformowany płód mogący czołgać się po ziemi. Przerażające, obrzydliwe i… w kontekście horroru cudowne!

W filmowych horrorach nic mnie tak nie przeraża, jak zdeformowani ludzie. Swego czasu „Wzgórza mają oczy”, „Zejście” czy „Droga bez powrotu” były filmami, których nie mogłam oglądać w samotności. Choć obecnie znoszę je lepiej i mogłabym odbyć samotny seans, czuję wobec nich nostalgię. Powieść „Dzieci zapomniane przez Boga” idealnie wpisała się w to pozytywne uczucie. Gdyby zmutowane dzieci, opisane przez Mastertona z najmniejszymi szczegółami, zostały przeniesione na ekran, raczej nie chciałabym na nie patrzeć, nie mając nikogo u boku do podtrzymywania na duchu. I dlatego jestem zachwycona nową powieścią. A przynajmniej do zakończenia, które uważam za kiepskie. Odniosłam wrażenie, że podczas pisania ostatnich rozdziałów autorowi się spieszyło i chciał zdecydował się skończyć jakkolwiek. Nie wyjaśniło się wszystko, co powinno było się wyjaśnić. Szkoda.

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

Graham Masterton, „Dzieci zapomniane przez Boga”, Poznań, Rebis, 2020




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat