Dżungla, w której żyjesz

Recenzja spektaklu „Amazonia”.
Nie musisz wyjeżdżać na koniec świata, aby zobaczyć dżunglę. Wystarczy, że rozejrzysz się dookoła. Żyjesz w niej. Przyjdź do Teatru Na Woli, a zobaczysz prawdziwą „Amazonię”.

Plakat do tego spektaklu przywołuje skojarzenia z serialem „Zagubieni”, który opowiadał  historię rozbitków z katastrofy lotniczej na tajemniczej wyspie, w dżungli. Podążając za tą myślą „Amazonia” również opowiada o rozbitkach, tylko bardziej emocjonalnych i mentalnych, którzy w dżungli codzienności oraz świata show-biznesu poszukują wciąż właściwej drogi, którą powinni podążać.

Amazonia” jest komedią o zderzeniu marzeń z rzeczywistością, rozgrywającą się w środowisku artystów. Bohaterowie, walcząc z poczuciem niespełnienia, uciekają w świat pieniądza i konsumpcji lub zmierzają w stronę artystycznego radykalizmu i szaleństwa. W tej historii nie ma zbyt wielu bohaterów, nie ma barokowej scenografii, która oszałamia widza, nie ma kunsztownych kostiumów, nie ma efektów specjalnych.

Aneta (Agata Wątróbska) i Mundek (Paweł Domagała) są parą. Ukończyli warszawską Akademię Teatralną, która wpoiła im podczas studiów ideały. Okazuje się, że ich zderzenie z rzeczywistością, która ma im niewiele do zaoferowania i bardzo mało wspólnego z tym, o czym opowiadali profesorowie w szkole teatralnej, jest dla nich bardzo brutalne. Stają przed prostym wyborem: zagrać w komercyjnym serialu „Amazonia”, pokazać nagość i sprzedać się albo pójść drogą offowego teatru, którego nikt nie rozumie (a na życie dorabiać w reklamie albo paradować w stroju pizzy czy kufla piwa na ulicy rozdając ulotki). Aneta postanawia wybrać pierwszą opcję, a Mundek drugą. Ich drogi rozchodzą się, a każde z nich w nowej pracy spotyka bardziej bratnią duszę: ona – Krzysztofa (Maciej Zakościelny), a on – niespełnioną aktorkę Franciszkę (Patrycja Soliman).

Spektakl pokazuje tak naprawdę okrutną rzeczywistość artystycznego świata, gdzie aktorzy i aktorki, którzy wychodzą tuż po studiach ze szkół teatralnych mają w sobie zakorzenione ideały. Marzą o wielkich rolach Hamletów i innych Makbetów, a nagle okazuje się, że świat jest niczym dżungla, gdzie, aby przeżyć musisz wrócić do najprostszych, najbardziej prymitywnych instynktów, gdzie na planie od reżysera usłyszysz: „Pokaż cycki!”, bo inaczej nikt nie usiądzie przed telewizorem, aby obejrzeć kolejny odcinek serialu.

Chyba w żadnej innej grupie zawodowej, nie ma aż takiego kontrastu pomiędzy tym co słyszymy w murach uczelni, a światem, który jest poza nią. Tutaj ta jaskrawość aż poraża. W osobie Reżysera (w tej roli Krzysztof Stelmaszyk), który jest pomysłodawcą serialu widzimy karykaturę wszystkiego, co serwuje nam telewizja. Na konferencji zapowiada swoją produkcję bez ogródek, że widz po prostu „zesra się z wrażenia”. Niesamowitym dystansem do swojej osoby, a także autoironią wykazał się Maciej Zakościelny, nazywany „polskim Bradem Pittem”, który w spektaklu wyśmiewa praktycznie sam siebie. Z drugiej strony mamy Jurka (Łukasz Lewandowski), który jest reżyserem offowego teatru, można powiedzieć, że wariat. Agresywny, kapryśny, wymagający od aktora grania prawdą, próbujący udowodnić, że nie należy „mówić, tylko robić” tak, aby widz to czuł.

Świat konsumpcjonizmu, komercji, nagości wystawionej na sprzedaż, pozbawiony wszelkich skrupułów, gdyż istotne są tylko słupki oglądalności kontra undergroundowy świat sztuki, gdzie liczą się wyższe cele, ideały, wartości artystyczne tak bardzo niezrozumiałe dla przeciętnego współczesnego człowieka. Właśnie to zestawienie serwuje nam Agnieszka Glińska, która jest reżyserem „Amazonii” na podstawie scenariusza Michała Walczaka. Mamy tutaj poczucie niespełnienia i frustracji rzeczywistością – zjawiskach coraz bardziej powszechnych w Europie pogrążonej w kryzysie. Każdy z nas szuka pomysłu na siebie, ale on niekoniecznie zależy w 100% od nas samych. Związany jest z wieloma czynnikami, przede wszystkim także z tym, kogo spotkamy na swojej drodze i kto pomoże nas ukształtować. Jakich wyborów dokonać, którą drogą pójść. Czy będziemy w tej dżungli codzienności tygrysem pożerającym innych, czy też papugą, która dużo mówi, mało robi, albo jeszcze inną małpą, która kopiuje wszystko po innych, a sama od siebie nic nie daje. W pewnym momencie każdy z nas staje się obdarty z kluczowych wartości, niczym zwierzęta ze skóry. Wystawiamy się na widok, aby nas podziwiano, szanowano, chcemy, aby ludzie mówili o nas pozytywne rzeczy. W „Amazonii” bohaterowie są w dwóch obozach, które rywalizują ze sobą, aby przetrwać. Tak jak plemiona w dżungli, muszą walczyć o byt i przetrwanie, tak bohaterowie „Amazonii” walczą o publiczność, o widza, ale przede wszystkim o siebie. O swoje wewnętrzne ja, które ujawnia się dopiero w momencie, kiedy schodzą ze sceny czy z planu. Nagle okazuje się, że Krzysztof wygłasza monolog o samotności, siedząc w wannie, natomiast Aneta marzy o domu i kafelkach na ścianach…

Dla mnie „Amazonia” to świetna tragikomedia. Spektakl jest okraszony dużą dawką humoru. Jednak w tym pozornym śmiechu, gdzieś pod płaszczem satyry są też skryte łzy i przeświadczenie, iż szkoda, że ideały legną w gruzach, a świat podąża w takim kierunku, gdzie musimy cały czas walczyć o przetrwanie zatracając siebie, podporządkowując się komuś, robić to co chcą inni, a nie to, na co mamy ochotę i co jest zgodne z naszymi wartościami.

Joanna Sieg
(joanna.sieg@dlalejdis.pl)




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat