„Filipies na Marsie. Tajemnica Pafki” - recenzja

Recenzja książki „Filipies na Marsie. Tajemnica Pafki”.
W życiu każdego z nas jest miejsce na odrobinę szaleństwa. Czy to ważne, ile mamy lat, gdy mowa o psiaku na Marsie?

Lubię nietypowe książki i pochwalam kreatywność nowych autorów w kwestii wymyślania nowych światów. Jeśli idzie to w parze z możliwością zaintrygowania kogoś tematyką popularno-naukową lub zaszczepienia miłości dla zwierząt, to jeszcze lepiej. Tym jednak, o co bardzo łatwo w takich tworach, jest przesada. Bałam się trochę, że ten tytuł pójdzie właśnie w tym kierunku. Mimo to dałam mu szansę.

Miki Wolnicki i jego przyjaciele wiodą życie zwykłych, mimo że mieszkających na Marsie, nastolatków i nie mogą się doczekać marsomutacji, którą niebawem przejdzie starszy brat Mikiego – Pitt. Niestety, chłopiec ciągle trafia na jakieś problemy. Nie dość, że nie dostał się do szkolnej reprezentacji w chmuro-kosza, to jeszcze mają go ominąć jego własne urodziny! Jakby tego było mało, za chwilę rzeczywistość, którą tak dobrze zna, wywróci się do góry nogami. A to za sprawą zupełnie nieoczekiwanych gości z Ziemi! Tata Ted otrzymał właśnie informację, że w dniu urodzin Mikiego na kosmisko przybędzie jego ekscentryczny prapra - (i jeszcze kilka pra) dziadek Pafka z prapra (i jeszcze kilka pra) wnuczką Asią. Tak, tak, życie na Marsie potrafi nieźle dać w marsokość, a jedyna pociecha w tym, że mimo wszystko Miki dostanie swój długo oczekiwany prezent. Na Marsusa! Czy ktoś tu właśnie...(sz)czeka?!

Od samego początku trudno się odnaleźć w fabule przez chaotyczną narrację. Czytelnik jest rzucony w wir… właściwie trudno powiedzieć czego. Bohaterowie, miejsce i realia cały czas wydają się dziwne i nieoczywiste, brak punktu odniesienia lub jakiejś „stałej”. Sedno, a więc to, że akcja rozgrywa się na Marsie natomiast jest przypominane dosłownie co chwila, co również przeszkadzało. Każda strona to natłok „marsosekund”, „marsonastolatków” i innych marsjańskości.

Nie mogłam odegnać wrażenia, że autorka podchodzi do czytelników jak do idiotów, którym ciągle trzeba przypominać, co jest miejscem wydarzeń. Wyszło to nachalnie i irytująco. Podobnie było z dialogami zapisanymi w specyficzny sposób. Powielanie liter w długich ciągach zamiast oddawać ton wypowiedzi, uczyniły je mniej czytelnymi. Im więcej wykrzykników, tym bardziej „niesłyszalny” stawał się krzyk postaci. Przesadna dynamika działała na niekorzyść. W końcu uciekała wyrazistość, bo tego wszystkiego było po prostu za dużo. Osobiście szybko zobojętniałam na te tanie zabiegi.

Zamiast pozytywnego szaleństwa na każdej stronie czyhało wariactwo, od którego miałam ochotę jak najszybciej uciec. Wydaje mi się, że dzieci i młodzież świetnie potrafią wyczuć, kiedy ktoś ma je za niespełna rozumu i lekceważy zupełnie. W przypadku tej książki takie podejście autorki aż kłuło w oczy. Z trudem przychodzi czytanie tego. Nie polecam nikomu.

Kinga Żukowska
(kinga.zukowska@dlalejdis.pl)

Katarzyna Cholewa, „Filipies na Marsie. Tajemnica Pafki”, Novae Res, 2021.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat