„Hawaje, czyli przygody siostry Jane” w reżyserii Marcina Sławińskiego jest doskonałą propozycją Teatru Capitol na niebanalne spędzenie długich, jesiennych wieczorów. To zabawna komedia pełna omyłek, chaosu i zaskakujących zwrotów akcji nie tylko dla miłośników… dalekich podróży.
Szalona i ekscentryczna autorka harlequinów Vivien (Daria Widawska), desperacko pragnie przeżyć swój pierwszy raz… Wydawać by się mogło, że plan jest bliski realizacji a weekend z niedawno poznanym Edgarem (Piotr Nowak) zapowiada się obiecująco, gdyby nie… Doris (Agnieszka Warchulska) – żona niedoszłego kochanka, która przyłapała parę! Nieudane plany romansowe to jednak nie jedyny problem Vivien. Pisarka bowiem musi napisać nową książkę, wydawnictwo coraz bardziej się niecierpliwi, czas ucieka, a natchnienia brak. Wydarzenia nabierają tempa i sprawy jeszcze bardziej się komplikują, gdy do domu Edgara i Doris zaczyna przybywać coraz więcej nieproszonych gości, którzy jak się później okaże nie do końca są przypadkowi! Sprytna pisarka w zaistniałej sytuacji dostrzega jednak pewną korzyść, a w jej głowie powstaje iście szatański plan – nadciągająca awantura „małżeńska” może stać się inspiracją do jej nowej powieści!
O tym, że Daria Widawska jest świetną aktorką, wiedziałam od dawna. Jednak w roli szalonej Vivien wypadła znakomicie. Autentyczna i żywiołowa, „odrobinę” szalona biegała po scenie niczym w transie, trzaskała drzwiami, a niekiedy jej słowotok przyprawiał o zawrót głowy - po prostu nie dało się nie polubić jej postaci. Uzbrojona w dyktafon, nagrywała i komentowała wszystkie wydarzenia na bieżąco, a wszyscy wkoło zostają bohaterami gorącego romansu, który rozgrywa się w pięknej scenerii Hawajów.
Co prawda fabuła spektaklu nie jest jakaś innowacyjna i skomplikowana, ale czasem pojawiają się zaskakujące momenty. Dopełnieniem efektu i klimatu, który wykreowali twórcy, jest kolorowa scenografia, która co prawda nie zmieniała się w trakcie przedstawienia, ale doskonale odzwierciedliła jego treść. A dzięki muzyce i niesamowitej grze świateł, faktycznie można było poczuć egzotyczny klimat Hawajów. Jeśli chcecie wybrać się na to przedstawienie z przyjacielem, który nie mówi po polsku, to jak najbardziej możecie iść na „Hawaje”, gdyż spektakl grany jest z angielskimi napisami.
Cieszę się, że za sprawą spektaklu „Hawaje, czyli przygody siostry Jane” chociaż na chwilę mogłam przenieść się w zupełnie inny klimat w ten chłodny, październikowy wieczór. Niespodziewane i niekontrolowane wybuchy śmiechu gwarantowane!
Klaudia Kwiatkowska
(klaudia.kwiatkowska@dlalejdis.pl)
„Hawaje, czyli przygody siostry Jane”, Teatr Capitol w Warszawie, reż. Marcin Sławiński