„Hilda” – recenzja

Recenzja książki „Hilda”.
Na ikonie święta Hilda z Whitby nie wyróżnia się w żaden szczególny sposób. Twarz bez wyrazu, trochę jakby surowa, nie wzbudza większych emocji.

Słyszeliście kiedyś o świętej Hildzie z Whitby? Jeśli nie, najwyższa pora to nadrobić, sięgając po książkę Nicoli Griffith.

Każda matka czuje, że jej dziecko jest wyjątkowe. Jednak Breguswitha, chodząc w ciąży, uwierzyła, że to przeczucie nie opiera się jedynie na miłości do nienarodzonej córki. To była pewność, którą trudno jest z czymś porównać. Hilda nie urodziła się w łatwych czasach. VII wiek, nieustający konflikt księstw, które walczą o swoją pozycję, wkradające się chrześcijaństwo i królewski dwór Anglii to kombinacja, w której trudno mówić o spokojnym życiu dla małej dziewczynki. Hildę poznajemy, gdy dziewczynka ma 3 latka. I przyznam szczerze, że przez te początkowe strony trudno było mi przejść. Nicola Griffith korzysta z narracji oczami Hildy, ale nie brzmi to jak przemyślenia trzylatki. Albo więc Hilda jest dzieckiem, które urodziło się z umysłem starszej osoby, albo autorka zaniedbała ten szczegół swojej opowieści. Trzeba jednak oddać sprawiedliwość, że Nicola Griffith z dużą starannością podeszła do swojej opowieści. Bardzo realistycznie zbudowała średniowieczny świat, z jego przyrodą, kulturą i staroangielskim językiem. To prawda, że może to utrudnić lekturę, ale nie warto się poddawać.

Wróćmy jednak do naszej głównej bohaterki. Dzięki tak szczegółowemu odtworzeniu średniowiecznego świata, łatwo można zapomnieć, że Hilda jest tu postacią fikcyjną. Bo choć święta Hilda istniała naprawdę, to nie zachowały się żadne przekazy historyczne opowiadające o jej latach dziecięcych czy młodzieńczych. „Hilda” jest więc autorską wersją wydarzeń Nicoli Griffith. Wydaje się, że trafioną. Dorastająca Hilda z zaskakującą płynnością, potrafiła odnaleźć się w średniowiecznym, burzliwym świecie. Szybko zyskuje pozycję na dworze króla Edwina, zostając jego jasnowidzącą. Myli się jednak ten, kto myśli, że to „ciepła posadka”. Umiejętności Hildy (uwaga, nie jakieś nadprzyrodzone, a po prostu wysoce rozwinięty zmysł obserwacji i bystry umysł) budzą podziw, ale także zawiść i strach. Między uzdrowicielką a czarownicą jest bardzo cienka granica. Podczas lektury, w niektórych momentach miałam wrażenie, że wybór głównej bohaterki był jedynie pretekstem do tego, by ukazać złożoność średniowiecznego świata. Podział ról społecznych i znaczenie kobiet dla prężnego funkcjonowania wspólnot mają jakby drugie dno w tej książce.

HildaNicoli Griffith to bardzo bogata powieść historyczna osadzona w mrocznych, fascynujących czasach. Tam, gdzie rządziła brutalność, gdzie głównym argumentem była siła, gdzie intryga goniła intrygę, a każdy (w tym główna bohaterka) toczył swoją własną grę, bardzo łatwo jest się zagubić. Nicola Griffith oferuje jednak swoją dłoń, by poprowadzić czytelnika po zawiłościach „Hildy”.

Agata Podgajska
(agata.podgajska@dlalejdis.pl)

Nicola Griffith „Hilda” Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2017




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat