„Historia kotem się toczy” – recenzja

Recenzja książki „Historia kotem się toczy”.
W małym miasteczku niedaleko Gliwic, Kasztelowie, w którym, jak się wydaje, wszyscy mieszkańcy wiedzą o sobie wszystko, zjawia się troje bohaterów – ona, on i kot.

Ona, czyli Ada Gawron. Czterdziestoparoletnia kobieta po przejściach, porzucona po dwudziestu latach małżeństwa przez męża, który niedługo potem zmarł, zostawiając kobiecie mieszkanie obciążone hipoteką. Matka bliźniaczek – Wiki i Mai, aspirująca artystka, od lat skłócona z teściową, Janiną-wiedźminą. Los, a raczej dziwny wypadek na oblodzonych schodkach, sprawia, że, nakłoniona przez córki, przenosi się do Kasztelowa, by zaopiekować się teściową. Życie na prowincji, które dla niektórych mogłoby się wydawać sielanką, dla Ady jest próbą charakteru – wypadek starszej kobiety nie wpłynął wcale na jej ostry język, więc wspólne życie obu pań pod jednym dachem wymaga od niej wiele cierpliwości. Stare, zabliźnione już nieco rany otwierają się raz po raz, ale kobietom udaje się w końcu znaleźć nić porozumienia i wybaczyć sobie wzajemnie.

On, czyli tajemniczy Austriak z czarnego jeepa, mieszkający w ostatnim domu pod lasem. Widywany rzadko, za to prawie zawsze z butelkami pełnymi alkoholu. Mężczyzna mrukliwy, wręcz niekulturalny, z czasem coraz bardziej podejrzany, ale i intrygujący zarazem. Tajemniczy Jeremi, którego prawdziwą historię czytelnik poznaje dopiero na ostatnich kartach książki.

I ostatni bohater, chciałoby się powiedzieć – najważniejszy, w końcu ta „historia kotem się toczy”. Rasowy, piękny kot – Aladyn, który już pierwszego dnia pobytu Ady w Kasztelowie, zjawia się na progu domu na Leśnej. Od tej pory łączy losy różnych bohaterów i poniekąd zbliża ich do siebie, choć w bardzo nieoczywisty sposób.

W cieniu starego zamku, obok – chciałoby się powiedzieć – zdarzeń rodzinnych, rozwija się wątek kryminalny: a to ktoś oblewa farbą nagrobki na cmentarzu, a to dewastuje pomnik na rynku, a to znowu porwie i zabije jakieś zwierzę domowe. Działa pod osłoną nocy, precyzyjnie wybierając ofiary; szybko przestaje mu jednak wystarczać dręczenie psów i kotów z okolicznych gospodarstw. Jego działania zaczynają uderzać w społeczność niewielkiego Kasztelowa – nagle bohaterów zaczynają prześladować wypadki drogowe, bo ktoś odkręca przednie koła w ich samochodach. Zmyślnie poprowadzona w tym kierunku fabuła ubogaca powieść, do ostatnich stron pozostawiając czytelnika w niepewności. Autorka tak sprytnie miesza tropy, że pod koniec lektury podejrzanym wydaje się już każdy – od sympatycznego księdza Bogdana, przez doktorka-podrywacza, który pod osłoną elitarnego klubu współprowadzi sektę, tajemniczego przyjezdnego z Austrii, kończąc nawet na synu kierowniczki zamku – Mateuszu.

Autorka, Renata. L. Górska, zastosowała ponadto ciekawy zabieg stylistyczny – narrację, oprócz klasycznego, powieściowego narratora, prowadzą także Ada, wspomniany kot – Aladyn oraz sprawca wszystkich czynów przestępczych w miasteczku. Z krótkich fragmentów, w których wypowiada się przestępca, ciężko jednak wywnioskować jego tożsamość. Sama fabuła jest bogata, a język autorki pięknie polski i barwny, na czym bardzo zyskują opisy uczuć bohaterów czy krajobrazu. Warto docenić wplecenie w treść wypowiedzi w gwarze śląskiej, przez co książka nabiera lekkości i humoru, nie tracąc jednocześnie na przekazie. „Historia kotem się toczy”, poza wszelkimi walorami czysto rozrywkowymi, pokazuje starą prawdę: ten, kogo traktowaliśmy jak wroga, może nagle stać się dla nas przyjacielem, możemy zobaczyć tę osobę w zupełnie innym świetle. Dotyczy to zarówno relacji Ady i Janiny, jak i Ady i Róży – jej rozrywkowej przyjaciółki – mieszczucha. Na ich przykładzie czytelnik prawdopodobnie nauczy się zauważać i doceniać inne, może nie tak popularne, a istotne w życiu wartości.

Na kilka słów krytyki zasługuje krótki, acz burzliwy wątek miłosno-erotyczny między głównymi bohaterami. Wydaje mi się, że został wprowadzony na koniec, by ukazać prawdę o tajemniczym mężczyźnie, ale został spłycony i odnoszę wrażenie, że sztucznie wymuszony, wręcz odrealniony.

Czy warto więc pozwolić, by historia potoczyła się kotem? Moim zdaniem tak, należy tylko zarezerwować sobie na nią więcej czasu – głównie ze względu na jej rozmiary. Spojrzenie na życie i zachowania ludzi z perspektywy kota może wnieść powiew świeżości w nasze ich postrzeganie, a na pewno będzie interesującym doświadczeniem. „Z reguły koty nie mieszają się do spraw ludzi, ale bacznie śledzą ich losy. I dziwią się człowiekowi. Zdaje mu się, że rządzi światem i panuje nad całym stworzeniem. Puszcza w ruch machinę zdarzeń, nie bacząc na tego następstwa. Mieni się mądrym. Chce więcej i więcej. Nie dostrzega jedynie, że zatraca się w tym wszystkim. Dobrowolnie więzi. Dopóki jednakże ma przykład kociej wolności, to jeszcze nie wszystko stracone. Kto ma oczy, ten dojrzy ją u nich i może również jej zapragnie. Niekiedy nawet na krótko zmieni porządek rzeczy. Potem znowu zapomni, że jest wolną istotą. I tak bez ustanku, w koło i w koło. Jak się powiada, historia kotem się toczy. Cóż ludzie zrobiliby bez nas?!”.

Ewa Mędrzecka
(ewa.medrzecka@dlalejdis.pl)

Renata L. Górska, „Historia kotem się toczy”, Poznań, Replika, 2013




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat