Historia o czarnej stronie ludzkiej natury

Recenzja spektaklu „Nasza klasa”.
Juliusz Cezar powiedział kiedyś, że historię piszą zwycięzcy. I tak może być w przypadku wielkich wojen, rewolucji i przełomów.

Jednak obok wydarzeń, o których uczymy się z podręczników historii, rozgrywają się losy zupełnie zwyczajnych ludzi, dla których najważniejszą książką historyczną jest opowieść o ich życiu.

O tym, że II wojna światowa była jednym z najboleśniejszych okresów w nowoczesnej historii, nie trzeba nikomu przypominać. I nie chodzi tu tylko o Holocaust – za akty niewyobrażalnego okrucieństwa odpowiedzialni byli również ludzie przed wojną zupełnie niezwiązani z ideologią hitleryzmu. Czas wojny, gdy puszczają wszelkiego rodzaju hamulce i liczy się tylko walka o przeżycie kolejnego dnia, wydobywa z ludzi najgłębiej skrywane zło. Pragnienie krzywdzenia i okaleczenia drugiego człowieka zdaje się być zakorzenione w każdej istocie ludzkiej i potrzeba tylko odpowiednio ekstremalnej sytuacji, by uwolnić kryjącego się we wnętrzu potwora. To czas swoistej próby dla tkwiącego w każdym z nas człowieczeństwa. Wtedy kolega z ławki będzie w stanie bestialsko zamordować kolegę, a przyjaciel w brutalny sposób zgwałci klasową piękność. Wtedy dziecku zostanie rozbita główka, a ciężarna będzie pędzona jak bydło na sznurze.

O tym wszystkim traktuje spektaklNasza klasa” w reżyserii Ondreja Spišáka, oparty na prawdziwych wydarzeniach z 1941 z miejscowości Jedwabne. Tadeusz Słobodzianek, który jest autorem tekstu dramatu „Nasza klasa”, bazował na zebranych osobiście relacjach, upublicznił chyba nawet bardziej niż Jan Tomasz Gross niechlubną kartę historii stosunków polsko-żydowskich podczas II wojny światowej i w czasach komunizmu. „Sąsiedzi” - książka opublikowana w 2000 roku, ujawniła tragedię, która wydarzyła się w tym niewielkim podlaskim miasteczku. A przecież przed laty nic nie wskazywało na to, że wspólne zabawy nastolatków zmienią się w zabójczą grę w rosyjską ruletkę, w której nie wiadomo nawet, kto pociągnie za spust pistoletu wymierzonego w czoło dawnego przyjaciela.

Podejmując się przeniesienia na deski teatru tematu kontrowersyjnego i bolesnego, Spišák rzucił wyzwanie zarówno publiczności, jak i aktorom biorącym udział w przedstawieniu. Widzowie oglądający bardzo skromny wizualnie spektakl zostają wystawieni na wielką próbę. Każdy z obecnych musi odpowiedzieć sobie na pytanie, z którą postacią mógłby się najbardziej identyfikować. A nie ma tu rozwiązań oczywistych, bo nikt – nawet pobożny Abram (Paweł Pabisiak) – nie jest bez grzechu; jego największą słabością jest naiwność, na którą nie ma miejsce w świecie ekstremalnym. A wyboru trzeba dokonać, bo – jak sugeruje przedstawienie – im szybciej uświadomimy sobie nasze wewnętrzne zło, tym łatwiej będzie nam je kontrolować.

Na przykład Menachem (Mariusz Drężek). Klasowy podrywacz, łamacz serc, ale jednocześnie świetny kumpel. Wojna ujawnia jego tchórzostwo, a czasy komunizmu – zawiść i pragnienie zemsty, a także bezgraniczne okrucieństwo. Zabija się, by nie musieć więcej patrzeć sobie w twarz. Z kolei Dora (Magdalena Czerwińska), która pragnęła wielkiej kariery, zakończyła życie wśród okrzyków innych mordowanych Żydów i własnych wyrzutów sumienia za przyjemność odczuwaną, gdy była gwałcona. Z kolei rozczarowany niepowodzeniem miłosnym Heniek (Marcin Sztabiński) z domorosłego literata zmienia się w oprawcę, który potrafi zakatować na śmierć „tego Żyda” - kolegę z klasy – Jakuba Kaca (Robert T. Majewski). Albo jak ocenić Zochę (Izabela Dąbrowska), która w pewnym momencie widzi rysy na swojej postawie ratowania Żydów i zaczyna się wypierać wszelkich związków z nimi?

Przedstawienie „Nasza klasa” trwa niemal trzy godziny (jeden antrakt). Jednak historia opowiadana za pomocą słów, gestów i mimiki nie nudzi się ani przez chwilę. To w dużej mierze zasługa aktorów, którzy zmierzyli się z wyzwaniem odkrycie swojej ciemnej strony, by choć odrobinę przelać na graną przez siebie postać. Niezwykle oszczędna scenografia i zaledwie kilka rekwizytów nie rozpraszają uwagi widza, dzięki czemu może się skupić na przekazywanych treściach. Ponadto, mimowolnie wyobraźnia dopisuje to, czego nie widać bezpośrednio. Świetny, ale zarazem niezwykle trudny gatunkowo tekst Słobodzianka w każdej minucie poddawany jest konfrontacji z „żywym organizmem” ludzkiej natury. Aktorzy, wypowiadając każde zdanie, udowadniają, że choć częściowo odczuwają emocje, którymi targani byli ich bohaterowie. Niekiedy zanika granica między tym, co realne, a tym, co fikcyjne. Ile w tym całym przedstawieniu prawdy historycznej, a ile dopowiedzeń autora.

Nie ma sensu opisywać szczegółowo fabuły spektaklu, ponieważ trzeba byłoby napisać 14 różnych tekstów. Ponadto, historie poszczególnych bohaterów są tylko przyczynkiem, impulsem do postawienia pytań o fundamenty natury człowieka. Niektóre z zagadnień zostały zarysowane powyżej, jednak każdy widz oglądając ten świetny spektakl w głębi siebie zada sobie indywidualne pytania. Nie mogę niestety zapewnić zwolenników koncepcji Rousseau o dobrej naturze człowieka, że postulat „dobrego dzikusa” daje się obronić w obliczu traumatycznych wydarzeń z Jedwabnem. „Nasza klasa” to przedstawienie trudne, bolesne, ale mimo wszystko zapewniające katharsis. Widzowie wychodząc bowiem w większości w milczeniu z teatru w głębi duszy zadawali sobie pytanie o swoją ułomną naturę. Czy zatem warto obejrzeć tak dołujący, przygnębiający spektakl? Jak najbardziej, ponieważ trzeba sobie uświadomić, że nawet w morzu łez i wzajemnej nienawiści zawsze znajdzie się chwila na miłość czy bezinteresowność, a nawet szczery, radosny śmiech.

Michalina Guzikowska
(michalina.guzikowska@dlalejdis.pl)

„Nasza klasa”, reż. Ondrej Spišák, Teatr na Woli

Fot. Krzysztof Bieliński




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat