„Kąpiąc lwa” - recenzja

Recenzja książki „Kąpiąc lwa”.
Na kolejną powieść Carrolla wielbiciele jego prozy musieli czekać 6 lat. Ich cierpliwość w końcu się opłaciła - „Kąpiąc lwa” zabiera czytelników w miejsce, w którym jawa przeplata się ze snem.

Wydawać by się mogło, że dostaniemy całkiem zwyczajną powieść obyczajową. Zaczyna się dość normalnie: jesteśmy świadkami małżeńskiej kłótni. Między Deanem a Vanessą przestało się układać już jakiś czas temu, oboje żyli ze świadomością, że ich małżeństwo przechodzi poważny kryzys, jednak żadne z nich nie zdecydowało się na podjęcie kroków mających na celu rozwiązanie zaistniałego problemu - aż do teraz. Padają gorzkie słowa, te niewypowiedziane wiszą w powietrzu, zagęszczając atmosferę. Autor ze znawstwem oddaje w tej początkowej scenie odczucia bohaterów, pozwalając nam wniknąć w ich myśli i poznać skrywane emocje i sekrety.

Stopniowo poznajemy też innych bohaterów, żyjących w tym samym prowincjonalnym miasteczku, będących w ten czy inny sposób ze sobą powiązanych. Mamy starszego mężczyznę, który nie może pogodzić się ze śmiercią ukochanej żony, szefową Vanessy, której w końcu udało się znaleźć miłość oraz współpracownika Deana, który jest jednocześnie kochankiem jego żony. Relacje między nimi wszystkimi są dość specyficzne. Jakby tego było mało - pewnej nocy całej piątce śni się ten sam, niesamowity sen.

I w tym momencie pozornie prosta i nieskomplikowana fabuła zaczyna wymagać od czytelnika skupienia. Razem z bohaterami przenosimy się do świata z pogranicza jawy i snu. Tu wszystko jest możliwe - nie dziwi pojawienie się różowej słonicy z tajemniczą mapą na ciele czy ruchomych, ożywionych i gadających przedmiotów. I jak to ze snami bywa - niczego nie możemy być pewni. Wydaje nam się, że już się odnaleźliśmy w świecie wykreowanym przez Carrolla, a w chwilę później okazuje się, że wzięliśmy senny majak za rzeczywistość. Przenosimy się w czasie i przestrzeni, przeżywamy ponownie niektóre sytuacje, nie mając jednak wpływu na przeszłe zdarzenia. Z każdą stroną przekonujemy się, że związek między nieznajomymi - na pierwszy rzut oka - osobami jest bardzo silny i że nie bez powodu znalazły się one w tym samym miejscu o tym samym czasie, śniąc ten sam sen.

Kąpiąc lwa” pobudza do rozważań, jak już uda nam się trochę odnaleźć w przemieszanych czasoprzestrzeniach i zaczynamy się zastanawiać nad niektórymi kwestiami poruszanymi przez bohaterów. Na pierwszy niejako plan wybija się kwestia przemijania i tego, jak zapamiętujemy nasze życie i jak zapamiętają nas inni. Odnosiłam wrażenie, że między tymi przenikającymi się płaszczyznami realno-fantastycznymi (z przewagą tego drugiego) przebija się dość często nawoływanie do przeżywania jak najlepiej naszego życia, do poświęcania czasu bliskim i nie skupiania się na przedmiotach. Pojawiają się również odwieczne pytania o sposób funkcjonowania świata i istnienie sił wyższych, dbających o sprawne funkcjonowanie tego mechanizmu. Odwiecznemu porządkowi świata zaczyna zagrażać Chaos, który powstrzymać mogą mechanicy, do tej pory dbający o właściwe funkcjonowanie kosmosu. Wreszcie - czy istnieje życie przed/po życiu?

Wiadomo - ilu jest czytelników, tyle istnieje różnych sposobów odbioru danej książki. Najnowsza książka Jonathana Carrolla nie jest lekturą „na raz”. Jest wielowątkowa, czasem pozbawiona porządku, do którego przywykliśmy, i wielopłaszczyznowa - jak nasze sny. Każdy z nich można odczytać na kilka sposobów. Tak samo jest przy czytaniu „Kąpiąc lwa” - w najmniej spodziewanych momentach nachodzą nas różne myśli, sprowokowane tym czy innym fragmentem.

Agnieszka Piktel
(agnieszka.piktel@dlalejdis.pl)

Jonathan Carroll, „Kąpiąc lwa”, Poznań, Dom Wydawniczy Rebis, 2013




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat