Katarzyna Bonda autorka bestsellerów

Wywiad z Katarzyną Bondą.
Katarzyna Bonda – dziennikarka, scenarzystka i pisarka. Królowa polskiego kryminału. Założycielka pierwszej w Polsce szkoły twórczego pisania – „Maszyny do Pisania”.

Uwielbia Ninę Simone i Krystynę Jandę - kobiety, które są tak silne i nietuzinkowe jak ona. Stworzyła niezwykłą postać profilerki Saszy Załuskiej.

Pisarka zgodziła się udzielić wywiadu portalowi dlaLejdis.pl.

Dlaczego zaczęła Pani pisać powieści kryminalne? Czy była to dla Pani naturalna kolej rzeczy po dziennikarstwie śledczym?
Kiedy pracowałam jako reporterka, były na rynku tylko dwa lub trzy nazwiska osób, które naprawdę zajmowały się śledzeniem.  Dziś wszyscy wszystkich śledzą, ale to tylko z nazwy, bo wypływają jakieś materiały i ci ludzie je publikują. Nie ma to nic wspólnego z dziennikarstwem śledczym. Ja pisałam reportaże. Interesowali mnie ludzie i ich tajemnice, ale nie miałam nigdy ambicji, by kogoś śledzić, zaglądać mu do łóżka czy inwigilować konto bankowe. Bliżej mi do dokumentalisty, zresztą pierwsze moje książki to były materiały non fiction. Kryminał w tamtym czasie nie był ani tematem glamour, ani też nie był popularny. Przeciwnie, uważano, że jeśli ktoś chce opowiadać historie o zbrodni, to coś jest z nim nie tak i po prostu nie potrafi napisać nic poważniejszego. Tak bardzo się to dziś zmieniło... W moich książkach nie opowiadam o zbrodni sensu stricte. Ona jest pewną osią, ramą do obrazu. A najważniejszą rzeczą, którą chcę czytelnikom przekazać, jest odsłonięcie pewnego sekretu, tajemnicy rzeczywistości, w której konkretni bohaterowie żyją. Każda z moich książek zawiera pierwiastek prawdy. Buduję fabułę na elementach autentycznych spraw, rzeczywistych historii i opowieści. Żaden z opisywanych elementów nie jest wydumany.
Jestem zdania, że powieść kryminalna przejęła dziś funkcję, jaką niegdyś spełniały opiniotwórcze gazety. Dziś już - przynajmniej w Polsce – mało jest miejsc, gdzie można by opublikować solidny reportaż. Wszystko bowiem zmierza ku newsowi i klikalności. A czytelnik potrzebuje pogłębienia tematu, chce się dowiedzieć o przyczynach i skutkach pewnych spraw. Niegodziwość musi być wyjaśniona, bo człowiek chce rozwiązania zagadki. I powieść kryminalna tego właśnie dostarcza.

Kiedy ma Pani największą wenę do pisania książek?
Kiedy zbieram dane, kiedy gromadzę materiał jestem jak gąbka, która nasiąka. Nasycam się także wiedzą z książek, robię wywiady z ekspertami, odwiedzam wszystkie miejsca. Wtedy moje kompetencje ciekawskiego dziecka się przydają. Kiedy przychodzi czas budowy, konstruowania fabuły - procentuje moja analityka. Uwielbiam porządek - tak w życiu, jak i w opowieści. Mam tę cechę i normalnie ona mi okrutnie przeszkadza. Nie znoszę np. niedokończonych spraw. To sprawia, że dotąd układam te puzzle, aż wskoczą na swoje miejsce. Lubię też jednak się schować, ukryć w jaskini przed światem. Tę część osobowości dopieszczam, kiedy piszę. Czasem myślę sobie, że jestem typem idealnym do tej pracy, ona zapewnia mi każdy rodzaj doznań. Każdy człowiek powinien zdawać sobie sprawę z własnych walorów, z tego co daje mu radość, szczęście i do samego siebie dopasować robotę. Jeśli to jest celne, nigdy się nie męczy, nie nudzi, nie doznaje frustracji. Pozostaje tylko wziąć się w garść i dokonywać "małych cudów" jakim jest ewidentnie przekraczanie siebie. Bo na każdym z tych etapów jest przestrzeń, która jest dla mnie problemem: w dokumentacji – pokonuję nieśmiałość, w pisaniu konspektu - organizuję mój chaos, a w zapisie – mierzę się z moim lenistwem. Pewnie dlatego, kiedy skończę książkę – jestem tak szczęśliwa. Rozwijam się, nie tylko jako pisarz, ale przede wszystkim jako człowiek. Ubogacam się w tej walce o fabułę.

Czy przez czas pisania książki, żyje Pani życiem jej bohaterów?
Staram się stawiać granicę między rzeczywistością fabularną a moją własną prawdą. Oczywiście wchodzi się bardzo głęboko pomiędzy świat materialny a duchowy. W trakcie pracy nad książką udaje się zbudować pewien rodzaj szczeliny między nimi, w który wchodzę i rozszerzam ją, gdy zagłębiam się w świat wyimaginowany, na ten z konkretnej powieści. Gdy stwarzam kolejne postaci, to ta szczelina jest coraz szersza i coraz wygodniej mi się po niej poruszać. Dopóty książki nie skończę, to walka idzie o to, by stale to życie tam podsycać. Natomiast to nie tak, że pozwalam, by ten świat sobie samowolnie istniał. Można powiedzieć, że jest to pewien rodzaj smyczy, na jakiej prowadzę swoje postaci i ich wydarzenia. Pozwalam im funkcjonować i się rozwijać, natomiast to nie jest tak, że one biorą władze nade mną. Jest to oczywiście sekretne, magiczne, jest tu element tajemnicy, ale nie jest powiedziane, że ta historia, którą opowiadam jest pozbawiona kontroli z mojej strony. Inną sytuacją jest to, gdy czasem sama decyduję o tym, by jakąś postać nasycić tę konkretną postać swoimi doświadczeniami lub podpatrzonymi elementami. Funkcjonując w rzeczywistości korzystam z doświadczeń różnych osób. I wtedy dzieje się to na poziomie nieświadomym. Ale nie potrafię ocenić ile w każdej postaci jest moich emocji, tych podpatrzonych, a ile ta postać sama wygenerowała. To nie matematyka, więc nie da się tego tak określić. Natomiast prawda jest podstawowa: dobra literatura nie bierze się ze mnie. Jestem czasem tylko rodzajem anteny i wyłapuję takie dane, które można przekazać. Ale dobra literatura powinna być bliska czytelnikowi.

Kiedy pisze Pani książki, to co wtedy jest najważniejsze?
Być blisko siebie, być pokornym i wiernym sobie. Walczyć, kiedy potrzeba i poddać się, kiedy nie ma szans na sukces. Wszystko, co przychodzi do nas, jest po coś. Nie wolno upierać się przy swoich racjach, jeśli świat uważa inaczej. Jestem zdania, że sytuacje, w które wpadamy, ludzie, których spotykamy i zdarzenia, które następują po sobie są "mądrzejsze" niż my sami. Trzeba być jedynie czujnym i dostrzegać te połączenia. A wtedy wszystko się spełnia, zdarza się i domyka. Te zasady dotyczą życia i pisania. Reszta jest warsztatem.

Bez jakiego elementu książka nie może istnieć? Dobra książka, to taka, która ……?
Forma jest kluczem. To ona nadaje ciężar problemom dotykanym w powieści i wyznacza ramy. Każda opowieść wymaga innej oprawy. Nie czyni dobrej powieści ani dokumentacja, ani wiedza - to tylko fundament historii - ale to, co uda się zmieścić w założonej formie. I to, co jest między wierszami, czyli jaki rodzaj mocy autor przekazuje czytelnikom. Zawsze zaczynam myśleć o historii od końca, nie tylko dlatego, że lubię twarde dane. Po prostu trzeba znać cel podróży, by bezpiecznie odbiorcę przeprowadzić przez te wszystkie przygody bohaterów. Myślę, że dobrą metaforą jest tu sytuacja, gdy przychodzimy do jakiegoś guru, on tłumaczy coś bardzo zawiłym, specjalistycznym językiem, tak że nie rozumiemy na początku, o co mu chodzi. Ale nie należy się dopytywać, należy współuczestniczyć w tym. Z biegiem czasu dojdzie się do perfekcji i zrozumie się, że wszystko dostało się na tym pierwszym spotkaniu. I ja pracuję w bardzo podobny sposób. Lubię wiedzieć wszystko, łącznie z tym, jak dana książka się skończy. Wydaje mi się to naturalne; po prostu nie umiem inaczej pracować. Opowieść jednak wyznacza forma, jaką wybrałam.

Czy emocje stanowią kluczowy element Pani książek?
Czytelnik sam stwarza opowiadaną przeze mnie historię. Obrazowo można to przyrównać do filmu, który rozgrywa się w naszych głowach w trakcie lektury. To proces magiczny. Czarodziejski. To sekret, dlaczego ludzi jednoczy literatura. Książka to jedyne medium, które pozwala na uruchomienie naszych najskrytszych fantazji. To proces bardzo intymny, subiektywny. Historia za każdym razem na nowo ożywa w naszej wyobraźni, kiedy czytamy książkę. Będąc na różnych etapach życia możemy opowieści odczytywać zupełnie inaczej. To jest absolutnie niesamowite. Jest tyle historii Saszy, Hubercie, ilu jest moich czytelników. Ponieważ są ich miliony, ta opowieść ma naprawdę ogromną moc. Dlatego ciąży na mnie wielka odpowiedzialność za każde zapisane słowo. Ono jest wiązką tej energii. Każdy wyobraża sobie tę historię niezależnie. Jakbym dawała ludziom tylko wskazówki, taka gra w podchody, rodzaj małego oświecenia. Wierzę, że książki mają taką siłę. Budzą w nas emocje nie dlatego, że ja im je daje, ale dlatego, że jest między nami połączenie. Nie chodzi o poglądy, status społeczny czy wykształcenie. Idzie o percepcję świata. Nie będę w stanie wzbudzić emocji w człowieku tą czy inną historią, jeśli on nie ma ich w sobie. Ja mogę tylko dać mu historię, kilka pytań dramaturgicznych i perypetii, a jak on ją odbierze, co z niej weźmie dla siebie, zależy od niego. Nie mam na to wpływu.

W jaki sposób tworzy się tak doskonałych bohaterów literackich, z którymi każdy czytelnik może się utożsamiać?
Autor sam musi w nich wierzyć. Jeśli jest rodzaj dysonansu, dystansu, zwątpienia, nie da się ich ożywić. Czytelnik zawsze wyczuje fałsz.

Czy postać Saszy Załuskiej jest wzorowana na rzeczywistej osobie?
Oczywiście inspiracja zawsze pochodzi z rzeczywistości. Żaden pisarz nie wymyśla niczego sam z siebie. Jest człowiek, otaczają go ludzie. Mówienie, że wszystko wymyślił i nie ma to związku z realnym światem jest bałwochwalstwem. Poznałam więc swego czasu niezwykłą profilerkę z Instytutu Psychologii Śledczej w Huddersfield, kilku szpiegów, cały zastęp dzielnych policjantek, matek, suchych i czynnych alkoholiczek, pięknych femme fatale i zbuntowanych profesjonalistek w swojej branży. Czy któraś z nich jest Saszą? Czy ja nią jestem? Odpowiedź na oba pytania brzmi: myli się pani. Nie przesadzajmy, postaci literackie nie mogą być prawdziwe, choć bywają zlepkiem prawdziwych danych, czasami pisarz sam nie wie skąd pochodzi to pierwsze ziarno, bo pracuje się momentami w transie, na poziomie nieświadomym. Nie odważyłabym się opisywać nikogo 1;1, to jest po prostu nieuczciwe. Tak robią tylko ludzie, którzy w realu nie umieją załatwiać swoich spraw i dokonują srogiej pomsty lub kradną dane, by się popisać. Dobry pisarz to kłamca. I uwodziciel. Postaci są tylko narzędziami w tej rozgrywce.

Czy ma już Pani bohatera, który zastąpi Saszę Załuską w kolejnych Pani powieściach?
Tak.

Profilerka, czyli osoba zajmująca się…?
Profiler musi mieć wiedzę z psychologii, wiktymologii, kryminologii, medycyny sądowej, musi umieć czytać ekspertyzy i działać analitycznie. Tworzy hipotezy dzięki umiejętnemu łączeniu wielu – na pierwszy rzut oka do siebie nieprzystających – elementów. Jest jak pisarz, tworzy subiektywną narrację zbrodni. Musi zaufać odczuciom i przeczuciom. Wnioski profilerów najczęściej są jak algorytm, jak matematyka. To chyba mnie fascynuje najbardziej, że to wszystko jest tak bardzo sprawdzalne. Profiler to nie jest detektyw, który przycisnął do ściany jednego człowieka i już wie – zabił czy nie. On tworzy mapę, wskazuje drogę. Jest bardzo niewiele profilerek, w Polsce, chyba trzy. Kobiety znacznie bardziej się angażują, mocniej i głębiej wchodzą w te wszystkie sprawy. Często rezygnują, nie wytrzymują napięcia. Szkoda, bo są lepsze od mężczyzn. Ogromną rolę odgrywa tu intuicja. Czasem wnioski przychodzą do głowy w najmniej spodziewanym momencie i z zaskakującej strony. Eureka! Mają to.

Do jakiej grupy odbiorców adresowane są napisane przez Panią książki?
Mam nadzieję, że to są książki dla każdego. Totalnie! Chcę by były rozumiane przez wszystkich, w każdym wieku, płci, poziomie wykształcenia. Pragnę ludziom dawać relaks i zatrzymanie się w tym biegu, w jakim normalnie funkcjonujemy.

Czy premierze książek towarzyszy trema?
Kiedyś bardzo się przejmowałam książką, która wychodzi drukiem. W ogóle przejmowałam się wszystkim - recenzjami, opinią publiczną. Myślałam o tym, czy ta książka mi wyjdzie, czy nie. Teraz kompletnie się już tym nie przejmuję, ponieważ zrozumiałam, że cała moja siła znajduje się w brzuchu. Patrzenie na rzeczywistość z perspektywy: „Co ktoś o mnie pomyśli?” – w ogóle nie ma sensu. I odnosi się to zarówno do przestrzeni prywatnych, jak i twórczych. Zrozumiałam, że te elementy przejmowania się zaczęły wchodzić do każdej powieści. Później musiałam je „czyścić” z tego wszystkiego. Ta nominacja z 2007 r. to nie był początek. Zaczęłam pisać tę książkę w 2002 r. lub w 2003 roku. Długo powstawała ze względu na to, co potem zdarzyło się w moim życiu. Natomiast ten proces jest również niewidoczny. Dla ludzi istnieję od 2007 r., bo wyszła drukiem moja książka, ale tak naprawdę jako pisarka istnieję od tego 2002 lub 2003 roku. Ten moment, którego nikt nie widział jest dla mnie najważniejszy. Tak jak z górą lodową, tak jest z książkami. To, że ktoś widzi sam czubek, nie znaczy, że tam pod spodem nic nie ma. To właśnie pod spodem jest cała siła danej książki. I uświadomienie sobie tego, powoduje, iż inaczej patrzymy na wszystko. Nie tylko na literaturę, ale również na wszystkie aspekty życia prywatnego.

Czy są autorzy, na których wzoruje się Pani w pracy pisarskiej?
Na nikim się nie wzoruję. Jestem sobą. Od początku tak było, że buntowałam się przycinaniu do szablonu. Zżyma mnie, kiedy mówią mi, że jestem polskim Nesbo, Kingiem czy Aghatą Christie. Całe życie walczę o oryginalność. I dużo czytam. Bardzo dużo. To już poważna choroba...:)

Czy sukces pisarski zmienił Pani życie?
Robię to, co kocham. Staram się być w tym najlepsza jak potrafię. Daje mi to taki zastrzyk energii, poczucie, że jestem na właściwym miejscu, czas nie przecieka mi przez palce, mogę się doskonalić, mogę sobie podwyższać poprzeczkę. Tak - jeśli tak na to patrzymy w kategoriach sukcesu, a samorealizacja jest nim właśnie - pisanie definitywnie zmieniło moje życie. Ludzie rzadko mogą o sobie powiedzieć, że są absolutnie szczęśliwi, ja jestem. To duża rzecz. Należy o to walczyć zawsze.

Jakie jest Pani największe marzenie literackie? Co jeszcze chciałaby Pani osiągnąć w tej dziedzinie?
Chcę dawać czytelnikom coraz to nowe niespodzianki, by przeżywali dzięki mnie emocje, których nie są w stanie doświadczyć na innych płaszczyznach, w "towarzystwie" innych pisarzy. To nie marzenie, to długoterminowy plan na życie, pogadamy za pięćdziesiąt lat, czy się udało zrealizować.

Co było motorem do założenia szkoły kreatywnego pisania „Maszyna do Pisania”?
Szkoła była produktem ubocznym książki "Maszyna do pisania". Tyle razy odpowiadałam na pytanie, czy pisania się można nauczyć, że zdecydowałam się wydać na ten temat poradnik. Dobrej lektury, tam znajdzie pani odpowiedź.

Czy każdy kto jest pracowity i ma ogromne chęci może zostać pisarzem, czy musi mieć też talent? Jakie cechy predysponują nas do bycia pisarzem?
Nie każdy. Jeśli nie ma pani talentu, narzędzia, które pani daję, nie wystarczą.

Dlaczego warto pisać?
Ponieważ to poszerza świadomość, ubogaca. Pozwala pani na bycie tu i teraz. Jedni piszą, inni medytują. Każdy decyduje sam za siebie, jak znajdzie swoją drogę do oświecenia.

Napisanie, której książki dało Pani najwięcej satysfakcji?
Wszystkich. Każda ostatnia zdawała mi się największym wyzwaniem. Potem się zapomina i myśli o następnej.

Czy kiedyś przeczytamy Pani powieść, z innej dziedziny niż kryminał?
Mam taką nadzieję.

Jak Pani uważa, czy pisanie wierszy, opowiadań , książek „do szuflady” jest nam potrzebne? Czy możemy osiągnąć jakąś korzyść z tego, że piszemy coś czego najprawdopodobniej nikt obcy nigdy nie przeczyta?
Należy pisać przede wszystkim dla siebie. Jeśli to jest dobre, nie poleży długo w szufladzie. Jeśli pisze pani dla sławy, chwały, czy co gorsza pieniędzy, wcześniej czy później przyjdzie pani za to zapłacić srogą cenę.

O jakim zawodzie marzyła Pani będąc dzieckiem?
Byłam przekonana, że zostanę wirtuozem fortepianu. W grę wchodziła też kariera sportowa. Byłam w drużynie siatkarskiej. I w obu tych dziedzinach byłam świetna. Nie biorę się za nic, co mi nie wychodzi.

Jakie jest Pani najprzyjemniejsze wspomnienie z dzieciństwa?
Kiedy przed Wielkanocą nieśliśmy z cerkwi święty ogień. Całe miasto przypominało rozjarzony poruszający się lampion. Setki ludzi na ulicach ze świecami, cisza i mistyka.

Jakie było Pani dzieciństwo w Hajnówce i co z tamtych lat zaprocentowało w dorosłym życiu?
Bardzo idylliczne i magiczne. To piękny rejon, styk kultur. Pewnie dlatego mam w sobie nieco Bizancjum i moim powieściom bliżej do ikon niż do abstrakcji. Nie mówię bynajmniej o duchowości, choć w jakimś stopniu to również się łączy, ale idzie przede wszystkim o historię. Pierwsze ikony powstawały dla zwykłego człowieka, by doznawał oświecenia, edukował się, przeżywał, a nie dało się tego inaczej zapisać niż na obrazie. Stąd nazwa –ikony się pisze, nie maluje. No i trzeba mieć prawdziwy dar.

Emanuje z Pani ogromna siła, co sprawia, że możemy Panią postrzegać, jako silną i pewną siebie kobietę?
To maska. Jestem bardzo delikatną i nieśmiałą osobą, która marzy o tym, żeby kiedyś zrzucić kolczugę wojowniczki, ale życie dało mi taką karmę, więc staram się dźwigać, dopóki jest mi to przeznaczone.

Kto jest dla Pani największym autorytetem, wzorcem w życiu?
Cały zastęp ludzi. Nie potrafię podać jednego nazwiska. Na swojej drodze spotkałam wielu mistrzów i guru z różnych dziedzin. Uwielbiam ludzi, którzy są blisko siebie, kochają to, co robią, są szczęśliwi i nie idą na żadne kompromisy. To nie musi być nikt znany, bo sławni ludzie często nie byli uczciwymi wobec siebie i swoich najbliższych. To, co podziwiam i czego się trzymam, to być dobrym. Co nie znaczy wcale wystawiania tyłka do bicia i wykorzystywania przez innych do cudzych celów. Dobrym znaczy mieć granicę i jasno komunikować światu czego się chce, na co się zgadzamy. To daje siłę. A jak ma pani siłę, może się pani nią dzielić.

Jest Pani zawsze bardzo elegancko ubrana, czy w szafie Katarzyny Bondy jest miejsce na dresy i tenisówki?
Dresy i wysokie trampki. Tenisówek nie noszę. Mam też kolekcję piżam oraz wełnianych papuci. Wyglądają okropnie, nigdy ich pani nie zobaczy. Tak mają prawo patrzeć na mnie wyłącznie najbliżsi. Te sukienki to nie ja, to mój kostium sceniczny. Rodzaj zbroi.

Ilu sukienek znajduje się w Pani szafie?
W lecie było 526, ale część oddałam na aukcje charytatywne, a dziś już jest listopad, więc z kolei trochę przybyło nowych, bo wciąż przychodzą do mnie piękne wzorzyste tkaniny, którym nie potrafię się oprzeć. Przestałam liczyć. Nie musi pani tego komentować. Jakieś wady muszę mieć:)

Czy ochrzciła Pani córkę na cześć Niny Simone?
Córka nosi imię po babci. Po mojej mamie. W hołdzie. To rodzaj kontynuacji rodowej. U nas po kądzieli idzie to na zmianę. Ja też noszę imię po mojej babci.

Czy Pani córka zamierza pójść w ślady mamy?
Nie mam pojęcia, ale mam nadzieję, że wybierze jakiś sensowny zawód. Na razie wygląda na to, że mamy jedną cechę wspólną: nie znosimy matematyki. Więc, cholera, szykuje się kolejna artystka w rodzinie.

Jak posiadanie psa zmieniło Pani życie?
Zawsze miałam psy, od dziecka znosiłam psy do domu. Zapchlone, ubłocone, włochate czy wyleniałe, małe, duże, stare i młode. Pamiętam, że ukrywałam je pod łóżkiem, w swoim pokoju. Brat mnie krył, razem je dokarmialiśmy. Kiedy raz przyniosłam wilka i tłumaczyłam tacie, że to taki malutki pieseczek, dostałam w końcu swojego na własność. Był czas, że mieliśmy nawet dwa, bo się rozmnożyły... Nawet na studiach przygarnęłam psa, choć to było logistycznie bardzo skomplikowane. Kiedy zmarła moja ukochana amstafka Bułeczka, przyjęłam pod swój dach pana Łukasza, ze schroniska, który wcześniej był psem biegającym po podwórku na działce i spał na werandzie, bo w domu było mu za gorąco. Teraz mieszka z nami i włazi na łóżko oraz śpi na plecach, czasami żartujemy, że zdaje mu się, iż jest człowiekiem... Psy są genialne. Jestem psiarą i nie wyobrażam sobie życia bez futrzaka w domu. To pełnoprawny członek naszej rodziny.

Jak spędza Pani czas wolny?
Śpię, czytam, podróżuję, leniuchuję. Dla relaksu sprzątam i organizuję chaos. Mogłabym robić z tego warsztaty, to moja medytacja. Nic lepiej mnie nie uspokaja jak posprzątanie pawlacza, umycie okien, czy zrzucenie wszystkich sukienek na podłogę i zawieszenie ich ponownie. To moje sypanie mandali.

Jakie jest Pani życiowe motto?
Czy to czego chcesz, jest tym czego potrzebujesz?

Dziękuję za rozmowę.
Agnieszka Krakowiak
(agnieszka.krakowiak@dlalejdis.pl)

Fot. facebook.com/katarzyna.bonda




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat