„Kot Bob i ja” – recenzja

Recenzja książki „Kot Bob i ja”.
Oto piękna i wzruszająca historia człowieka, który miał ko... nie, oto piękna i wzruszająca historia kota, który miał człowieka.

Kot Bob i ja” to wzruszająca historia, którą napisało samo życie. Jej ludzki bohater - James Bowen - uliczny muzyk i były narkoman - pewnego dnia, zupełnie niespodziewanie i przypadkiem, spotyka na swej drodze rudego, bezpańskiego i doświadczonego życiem kota. Tak zaczyna się ich wspólna przygoda, w której szybko okazuje się, iż to kot ma Jamesa, a dopiero w dalszej kolejności relacja przejawia charakter odwrotny. I to właśnie dzięki tej niecodziennej relacji książka niesie w sobie ogromną siłę, a pomimo smutnych i przerażających momentów, ma zdecydowanie optymistyczny wydźwięk. Należy również podkreślić, że autorem tekstu, choć na okładce pojawia się nazwisko Bowen, w rzeczywistości jest Garry Jenkins. Bowen, z racji swego ignoranckiego stosunku wobec edukacji oraz wcześniejszego trybu życia, nie byłby w stanie spisać własnej historii, w czym pomógł mu literat Jenkins. Do tego zaś kroku - napisania książki - skłoniła go popularność, jaką cieszył się jego rudy przyjaciel Bob oraz miłość, którą zwierzak zjednywał sobie każdego człowieka na ulicy. Publikując książkę, chciał przekazać czytelnikom odrobinę magii, jakiej sam zaznał dzięki „czterołapowi”. A ta, opatrzona prawdopodobnie oryginalnym zdjęciem Boba, jak najbardziej tę magię oddaje.

Tym, na co zwróciłam szczególną uwagę, jest polskie tłumaczenie tytułu. To znamienne dla Polaków, że narzekają na niezbyt wierne transkrypcje, szczególnie jeśli chodzi o filmy. Jak widać, w przypadku książek sytuacja ma się podobnie, gdyż „A Street Cat Named Bob: How One Man and His Cat Found Hope on the Streets” zmieniło się w „Kot Bob i ja” z dopiskiem „Jak kocur i człowiek znaleźli szczęście na ulicy”. Niby to samo, ale nie do końca. Nie ma jednak sensu rozprawiać się dłużej nad tytułem, skoro mleko zostało już rozlane. Najważniejsza jest historia, a tej nie mam nic do zarzucenia. Należy zaznaczyć, iż bardziej przedstawia ona Boba, niż Jamesa. Człowiek i jego problemy stanowią tło dla postaci kota, albo szerzej: dla tej niezwykłej relacji, dla związku pomiędzy nimi. Nie mogę jednakże uznać książki za autobiografię czy też biografię, z racji tego, iż ciężko mi uwierzyć w niektóre zdarzenia. Jasne, mogę być człowiekiem małej wiary i wątpić w to, czego nie doświadczyłam sama. Postać Boba jest jednak tak skomplikowana i inteligentna, jak na kota, że nie dopuszczam do siebie, jakoby wszystkie przedstawione w książce sytuacje były prawdziwe. Być może Bowen, z miłości do przyjaciela, nieco je podkoloryzował, a może po prostu takimi je widział i zapamiętał. Bez względu na to, która z opcji jest najbliższa prawdy, opowieść o kocie i jego człowieku budzi uznanie. Z pewnością spodoba się wszystkim miłośnikom zwierzaków, a także tym, którzy potrzebują iskierki nadziei w obliczu trudnej, pozornie beznadziejnej sytuacji.

Bowen pokazuje, jak jedna rzecz może wpłynąć na życie i zupełnie zmienić jego bieg. Gdyby nie Bob, jest całkiem możliwe, że muzyk już by nie żył. Jego pociąg do narkotyków i brak zainteresowania własnym losem pchały go ku nędznemu końcowi. Dziś jest jednak dalej owego mrocznego końca, niż kiedykolwiek. I w książce „Kot Bob i ja” sprzedaje receptę na ratunek wszystkim, którzy tego potrzebują. Pokazuje, że nie ma bagna, z którego nie można się wydostać. Potrzeba tylko jakiegoś stałego punktu, czegoś do kochania, kogoś do oparcia. A wtedy wszystko, absolutnie wszystko, jest możliwe.

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

James Bowen, „Kot Bob i ja”, Warszawa, Nasza Księgarnia, 2014.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat