"Książki otwierają umysł" – wywiad z Iwoną Wilmowską

Wywiad z pisarką Iwoną Wilmowską, autorką książki Tajemnice Leokadii.
Pisarka grająca na ukulele, wielbicielka magii i fantastyki, autorka kryminałów, o sobie i swojej twórczości opowiada nam Iwona Wilmowska.

A.P.: Pani Iwono proszę czytelniczkom portalu dlaLejdis.pl powiedzieć kilka słów o sobie.
I.W.: Dzień dobry. Ciężko opisać się w kilku słowach, ale spróbuję. Mam trzydzieści jeden lat, męża, dwie wspaniałe córeczki i dwa zwariowane psy. Od urodzenia mieszkam w Warszawie i choć uwielbiam swój dom, to lubię też wyjeżdżać, czasem w nieznane, a czasem do sprawdzonych miejsc, w których wiem, że na pewno wypocznę. Z wykształcenia jestem psychologiem społecznym i zawodowo zajmuję się badaniami marketingowymi. Lubię swoją pracę, uwielbiam pisać książki i nade wszystko kocham swoje dzieci. Pewnie nie będzie zaskoczeniem, że w wolnym czasie przede wszystkim czytam. To dla mnie aktywność tak podstawowa jak jedzenie czy picie. Nie wyobrażam sobie życia bez tego. Ale mam też kilka mniej sztampowych zainteresowań, na przykład gram na ukulele i umiem jeździć na waveboardzie!

A.P.: Ukulele? Skąd zainteresowanie tym niezwykłym instrumentem?
I.W.: Z przypadku! Moja córka marzyła o gitarce, więc Święty Mikołaj jej przyniósł ukulele. Ma sześć lat, więc prawdziwej gitary ze względu na rozmiar w ogóle nie braliśmy pod uwagę. Ukulele okazało się zbyt trudne dla niej, za to dla mnie w sam raz! Nigdy nie umiałam grać na żadnym instrumencie, choć zawsze marzyłam o tym, by się tego nauczyć. Próbowałam na flecie, keyboardzie, klasycznej gitarze – wszystko bez większego efektu. A ukulele okazało się jakby skrojone pode mnie! Wystarczyło kilka godzin praktyki, żebym umiała zagrać pierwszą piosenkę, a potem już poszło za ciosem.

A.P.: Jestem ciekawa, skąd się wzięła u Pani pasja do pisania?
I.W.: Też jestem tego ciekawa! To w ogóle trudne pytanie – skąd się biorą nasze pasje? Dlaczego jedna osoba w wolnych chwilach gra w piłkę, inna chwyta za ołówek i rysuje, ktoś inny zaczyna pisać? Naprawdę, nie wiem. Wiem natomiast, że książki, odkąd tylko nauczyłam się czytać, odgrywały bardzo ważną rolę w moim życiu. Zawsze czytałam je w ilościach hurtowych i zawsze było mi mało. Tak zresztą jest do dzisiaj. Więc w sposób naturalny, jako u miłośniczki literatury, wykiełkowało we mnie marzenie, by pisać. Niektórzy pisarze mówią, że zawsze marzyli, by zobaczyć swoje nazwisko na okładce. Ze mną było inaczej. Ja marzyłam o samym procesie pisania. Wierzcie mi Państwo lub nie, ale ja po prostu uwielbiam być w tym procesie. I to on mnie tak wciągnął – jak zaczęłam pisać pierwszą książkę, tak do tej pory nie mogę skończyć. Owszem, po skończeniu książki muszę chwilę odpocząć, oczyścić głowę, ale nigdy nie trwa to dłużej nic kilka miesięcy i gdy wymyślę kolejną opowieść to oddycham z ulgą myśląc: „Uff… znów mam o czym pisać!” I znów jestem w swoim żywiole!

A.P.: Często autorzy książek są też ich namiętnymi czytelnikami. Lubi Pani czytać książki, a po jaką literaturę sięga Pani najczęściej?
I.W.: Uwielbiam czytać książki! Mam ich wielką kolekcję, wciąż przepuszczam na nie fortunę i poświęcam mnóstwo czasu na to, by je czytać. Lubię książki bardzo różne. Oczywiście kryminały, ale nie tylko. W mojej kolekcji jest sporo fantastyki, szczególnie cenię sobie serię Uczta Wyobraźni. Często sięgam po klasykę literatury, jak Tomasz Mann, Jane Austen, ostatnio przeczytałam Moby Dicka, a na mojej szafce nocnej w kolejce czeka Portret Damy. Moją ukochaną pisarką jest Iris Murdoch. Z racji posiadania dzieci niemal co wieczór pochylam się też nad literaturą dziecięcą. I z wielkim sentymentem wracam do Astrid Lindgren – mojej ukochanej pisarki z dzieciństwa.

A.P.: Czy pomysły na książki pojawiają się w Pani głowie tak same z siebie, czy wynikają np. z obserwacji otoczenia, bądź sytuacji które miały miejsce w rzeczywistości?
I.W.: Zawsze wszystko bierze początek z rzeczywistości, ale tym nasionkiem, z którego wykiełkuje pomysł, może być naprawdę drobiazg – zasłyszana rozmowa, zdanie przeczytane w gazecie, zaobserwowana na ulicy sytuacja. Resztę nadbudowuje wyobraźnia. Często ta nadbudowa jest tak wielka, że w tym wszystkim to pierwotne ziarenko gdzieś się gubi, ale nie zawsze tak jest. W moich książkach wiele fragmentów dialogów jest zaczerpniętych z mojej codzienności. To, jak piszę o dzieciach Aśki, siostry głównej bohaterki Tajemnic Leokadii, wynika z moich doświadczeń w własnymi dziećmi. Pomysł na napisanie cyklu o Julce, dziewczynie, która trafia do szkoły magii na Warmii, wziął się z mojego pobytu w Górach Świętokrzyskich i wycieczki na Łysą Górę. To skłoniło mnie do refleksji, że mimo wielu legend, nie ma współczesnej historii, która opowiadałaby o magii w Polsce. Ja poczułam wręcz złość, że to nie jest w żaden sposób wykorzystywane. Że zaczytujemy się w Harrym Potterze (choć w tym nie ma nic złego), a przecież czemu nie stworzyć historii o magii w Polsce, osadzonej w naszej rzeczywistości. Tak więc naprawdę różnie to bywa to z tymi inspiracjami.

A.P.: No właśnie, Pani debiutancka powieść „Pogromcy nudy” to humorystyczna książka dla starszych i młodszych z pogranicza baśni i fantastyki, podobnie jak kolejne dwie napisane o Julce. Temat magii jest Pani wyraźnie bliski?
I.W.: Poniekąd tak, bo zawsze lubiłam i dotąd lubię fantastykę. Zawsze czytałam dużo książek z tego gatunku, więc gdy myślałam o książce dla dzieci czy młodzieży pomysły związane z magią przychodziły mi do głowy w sposób naturalny. To ważne, by dzieci czytały tego typu książki, bo one bardzo otwierają umysł. Pokazują, że granice możliwości, które obserwujemy w realnym świecie, mogą podlegać dyskusji, że można wychodzić poza to co zastane i bawić się wyobraźnią, że myślenie „a co by było gdyby” nie jest pozbawione sensu. Cenię też fantastykę dla dorosłych, ale na razie nie mam odwagi brać jej na warsztat. Może kiedyś!

A.P.: Właśnie premierę miała Pani najnowsza książka pt. „Tajemnice Leokadii”. Mam wrażenie, że ta jest zdecydowanie już nastawiona na dorosłych czytelników.
I.W.: Tak, zdecydowanie Tajemnice Leokadii są skierowane do dorosłego czytelnika. To zupełnie odrębna powieść. Nie ma w niej ani odrobiny fantastyki. To kryminał, ale bez nadmiernego rozlewu krwi. Zależało mi na tym, by stworzyć powieść, która byłaby wciągająca ze względu na intrygę i przykuwających uwagę bohaterów, a nie epatowanie okrucieństwem. Chwilami jest to powieść dość lekka, jest tam sporo humoru, ale nigdy nie żartuję ze śmierci. W tej książce jest jak w życiu – chwilami jest śmiesznie, chwilami strasznie, ale dołożyłam wszelkich starań, by przez cały czas było interesująco, także serdecznie zachęcam do przeczytania.

A.P.: Tak jak Pani wspomniała „Tajemnice Leokadii” to kryminał, ale to też poniekąd książka o rodzinie. Chciała Pani przekazać czytelnikom, że w tym zabieganym świecie zapominamy o tych najważniejszych rzeczach jak bliscy?
I.W.: Gdy piszę powieść nigdy nie zaczynam z zamiarem przekazania jakiejś głębszej myśli, moralizowania. Zawsze punktem wyjścia jest historia, która moim zdaniem jest warta opowiedzenia, a jeśli wokół niej narasta jakieś bardziej uniwersalne znaczenie, to tym lepiej. Wtedy zwykły ciąg zdarzeń nabiera uniwersalnego znaczenia i staje się warty uwagi i czasu. Wiele osób mówi, że Tajemnice Leokadii to książka o tym, jak współcześnie wygląda rodzina. I gdy ja już po jej skończeniu do niej zaglądałam, rzeczywiście, też to widziałam, ale to pojawiło się jako naturalne tło dla tej historii, a nie coś, co intencjonalnie chciałam wpleść w tę powieść. Każdy, kto mnie zna, wie, że dla mnie moja rodzina to absolutna podstawa. Nie jest więc dziwne, że jest też jednym z głównych tematów, jakie poruszam w swoich książkach – w cyklu o Julce też jest ważna, w kolejnych częściach Tajemnic Leokadii również odgrywa niebagatelną rolę.

A.P.: Podobno już powstała druga część tej powieści? Może Pani uchylić rąbka tajemnicy?
I.W: Tak! Powstała i mam nadzieję, że do końca roku się ukaże! W drugiej części głównymi bohaterami znów są Agata Brok i Kermit. W firmie, w której pracuje Agata, zatrudniono nową sekretarkę, jednak po tygodniu pracy kobieta ginie, potrącona na przejściu dla pieszych. Sprawca uciekł z miejsca wypadku. Z zeznań świadków wynika, że to potrącenie nie wyglądało na przypadkowe – zupełnie, jakby ktoś chciał celowo zabić tę kobietę. Dlaczego mogło komuś na tym zależeć? Co łączyło Kermita z tą kobietą? Aby się tego wszystkiego dowiedzieć, muszą Państwo jeszcze chwilę poczekać, ale gwarantuję, że warto!

A.P.: Oj na pewno będzie ;-) Pani Iwono w imieniu czytelniczek portalu dlaLejdis.pl dziękuję za rozmowę.
I.W.: Bardzo dziękuję za rozmowę i serdecznie pozdrawiam wszystkich Czytelników!

Rozmawiała Anna Pytel
(anna.pytel@dlalejdis.pl)

Fot. Materiały wydawnicze




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat