„Ktoś jest w twoim domu” – recenzja

Recenzja książki „Ktoś jest w twoim domu”.
Gdy ginie jedna z uczennic w amerykańskim liceum. Nikt nie wie dlaczego, nikt nie wie czy będą kolejne ofiary...

Uczniowie zastanawiają się, kto stoi za brutalnym morderstwem ich koleżanki. Oczywiście, pojawiają się coraz bardziej wymyślnę teorie, każdy z miejsca staje się oskarżycielem lub oskarżonym. Gdy odnalezione zostaje ciało kolejnego ucznia, już wiadomo, że nikomu nie należy ufać. Uczniowie, ich rodzice, ba, cała lokalna społeczność, zaczyna panikować, obawiając się o swoje bezpieczeństow i życie. Policja nie ma mocnych tropów, jest niemal bezradna, a morderca wydaje się być niezwykle przebiegły.

Klimat, jaki obiecywała książka "Ktoś jest w twoim domu", bardzo do mnie przemawiał. Miałam poczucie, że przy tej historii będzie jak przy klasycznych horrorach lat 90-tych. Ten dreszczyk emocji, główne bohaterki, które koniecznie muszą zejść same do piwnicy, sprawdzając co wywołuje niepokojące hałasy, ten niezapomniany klimat.

Niestety, Stephanie Perkins w "Ktoś jest w twoim domu" skupiła się na innych aspektach – zdecydowanie bardziej obyczajowych. Można więc śmiało powiedzieć, że ta książka to młodzieżowa obyczajówka z elementami grozy, thrillera, a nie pełnokrwiście mroczna historia.

Wiem, że z uwagi na swój wiek, nie jestem już docelowym odbiorcą tej opowieści, ale nie potrafię odmówić sobie tego, żeby nie wspomnieć o języku, jakim książka została napisana. Choć narracja sama w sobie nie jest zła – dość gładko pozwala wejść w opowieść, nie jest chaotyczna, właściwie dzięki niej płynie się przez kolejne strony książki, to jednak dialogi... zasłgują na kilka osobnych słów. Od niemal pierwszej strony czułam, że coś tu nie pasuje. Każda wypowiedź bohaterów, każda rozmowa, wytrącały mnie z czytelniczego tempa, kazały zawracać i czytać te kwestie od początku. Później już dałam sobie spokój. Pogodziłam się z tym, że niestety jest sztucznie, kanciasto i bez polotu. Ciekawi mnie bardzo, czy faktycznie nastolatki (choćby amerykańskie) tak ze sobą rozmawiają. No chyba, że mój odbiór to kwestia tłumaczenia (choć patrząc na całokształt ksiażki, wydaje mi się to błędną teorią).

"Ktoś jest w twoim domu" to książka, którą przeczytałam i już. Nie zamierzam do niej wracać myślami, za chwilę zapewne uleci mi z pamięci jej fabuła. Ciekawa jestem jeszcze filmu na Netflixie, który powstał na podstawie tej książki. Czy scenariusz zdoła wyciągnąć z tej historii więcej? Może na szklanym ekranie odnajdę ten klimat, którego tak bardzo brakowało mi na kartach powieści?

"Ktoś jest w towim domu" to jedna z tych książek typowo rozrywkowych (choć dość przeciętnych w swojej naturze). Jeśli już miałabym ją komuś polecić, to czytelnikom, którzy dopiero rozglądają się wśród książek, nie czytali wiele. Być może wówczas książka Stephanie Perkins zrobi na nich większe wrażenie.

AP
(biuro@dlalejdis.pl)

Stephanie Perkins, "Ktoś jest w twoim domu", Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2020




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat