„Lekarka więzienna” – recenzja

Recenzja książki „Lekarka więzienna”.
Po pierwsze, pomagać. Po drugie, czerpać z tego satysfakcję.

Kiedy myślimy o więzieniach, nasze myśli zwykle kierują się ku osobom zmuszonym do przebywania za ich murami ze względu na popełnione, niejednokrotnie porażające bestialstwem, przestępstwa. Co jednak z tymi, którzy z własnej woli wybierają je na miejsce pracy, aby ratować życie i zdrowie osadzonych? Czy należy im się za to pochwała, czy potępienie?

Zakładając placówkę medyczną, dr Amanda Brown nie spodziewała się, że kiedyś przyjdzie jej się z nią rozstać w dramatycznych okolicznościach. Kiedy jednak państwo brytyjskie postanawia obciąć pensje internistów i zmusić ich do zadręczania pacjentów morzem pytań, by zarobić na premię, kobieta mówi „dość”. Kipiące emocje przelewa na papier, a publikacja prasowa niespodziewanie zapewnia jej stanowisko lekarza więziennego w HMP Huntercombe, zakładzie karnych dla młodocianych w wieku 15-18 lat, czyli równolatków synów pani doktor. Dla laika już sama myśl o pracy z agresywnymi nastolatkami wydaje się mało zachęcającą perspektywą, jednak nie dla dr Brown, która rozdział poświęcony temu okresowi kwituje „Uświadomiłam sobie (…), że łaknę większego wyzwania”. Odnalazła je kolejno w londyńskim Wormwood Scrubs (więzienie dla mężczyzn) i wreszcie HMP Bronzefield (więzienie dla kobiet typu zamkniętego) w Ashford.

Z kart „Lekarki więziennej” wyłania się inspirujący obraz prawdziwej lekarki z pasją i powołaniem, która do każdego pacjenta podchodzi z troską i współczuciem. Jej wewnętrzne ciepło kontrastuje z wyborem drogi kariery równie mocno, co dość lekki, łagodny styl narracji z dramatami, jakie były udziałem osadzonych. Może się wydawać, że tak empatyczna i biorąca do siebie wszystko osoba nie ma szans w starciu z twardymi realiami zakładu penitencjarnego, a jednak tak właśnie jest. Jej nadrzędnym celem od zawsze była pomoc i przynajmniej częściowa zmiana życia więźniów, ale, jak się z czasem okazało, jej praca nie pozostała bez wpływu na jej własne. Codzienne stykanie się z różnymi formami bólu i cierpienia zupełnie przewartościowało jej system wartości, sprawiając, że bardziej docenia to, co ma i paradoksalnie pewniej czuje się w więzieniu niż na przyjęciu u znajomych.

Wydaje mi się, że jedynym mankamentem książki Amandy Brown i Ruth Kelly jest fakt, iż liczy zaledwie 278 stron. Oczywiście, w obecnej formie jak najbardziej zasługuje na polecenie, ale jestem przekonana, że opowieści spokojnie starczyłoby na co najmniej drugie tyle, a może nawet praktyka w każdym z zakładów zdołałaby zapewnić materiału na osobną powieść. Rozwinięcie umożliwiłoby nam głębsze wczucie się w przedstawione sytuacje i zarazem lepsze poznanie samej pani doktor, bo jest to postać tak niesamowita, że chwilami aż nierealna.

Izabela Fidut
(izabela.fidut@dlalejdis.pl)

Dr Amanda Brown, Ruth Kelly, „Lekarka więzienna”, Łódź, Wydawnictwo Feeria, 2020 r.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat