„Listy do Duszki” - recenzja

Recenzja książki „Listy do Duszki”.
Dlaczego los bywa tak okrutny?

Gdy sięgałam po tę książkę, spodziewałam się historii nietuzinkowej, choć w dużej części prawdziwej. W końcu to życie pisze najlepsze scenariusze, zatem wystarczy wybrać odpowiednią bohaterkę, spisać jej historię i powstanie książka, przy której można się i uśmiechnąć, i uronić łzę.

Ewa Formella pokazuje świat tuż przed II wojną światową w Wolnym Mieście Gdańsku, bo właśnie tam rozpoczyna się ta pogmatwana historia, uzupełniana przez kolejne pokolenia. W Gdańsku obok siebie mieszkają Polacy i Niemcy, katolicy, protestanci i żydzi. Po prostu ludzie, gdańszczanie. Dopiero wybuch wojny zmienia nieco tę perspektywę, choć autorka podkreśla jedną myśl: byli dobrzy i źli Niemcy, byli dobrzy i źli Polacy. Nikt nie był lepszy, bo wojna potrafiła zmienić wiele, nie tylko charakter. Dotychczasowi sąsiedzi potrafili i pomagać, ale też stawali się śmiertelnymi wrogami. Bo wojna...

Jednak zanim wybuchnie czytelnik spotka się z młodziutką Stefanią, która miała zaledwie 16 lat, gdy urodziła córkę. Dziewczynki już po trudnym porodzie nie ujrzała - rodzice powtarzali, że dziecko zmarło. Był to owoc zakazanego romansu polskiej nastolatki i młodego Niemca, Heinricha, który o istnieniu córki dowie się z listu wysłanego przez własną matkę. To jego ojciec odbierze poród na kilka miesięcy przed wrześniem tego pamiętnego roku.

Wybuch wojny dość szybko rozdziela rodzinę Stefanii, zmuszając jednocześnie rodzinę Heinricha do wyjazdu, a jego samego wciela do wojska. Wojenne losy wielu rodzin pozwalają na zakłamywanie pewnych faktów i życie w "przeświadczeniu". Przekonanie Heinricha mówiło, że jego ukochana w czasie wojny zginęła. Wojna rozdzieliła rodziny, inne, jak nową rodzinę Stefanii, w dziwny sposób połączyła. Czasem  wystarczy przypadek, aby zostać żoną i macochą dla innego dziecka, któremu wojna zabrała ukochaną mamę. Potrzeba lat i uporu wielu osób, w zasadzie z kolejnych pokoleń, aby sekrety rodzinne i przekłamania "bo wojna" ujrzały światło dzienne. Heinrich tak bardzo kocha swoją Duszkę, że przez całe życie będzie do niej pisać listy, których nigdy nie wyśle. Ktoś te listy przeczyta, ktoś inny podejmie wysiłek, aby choć raz po wojnie odwiedzić Gdańsk - miasto, do którego chce się wyjechać, choć nie do końca wiadomo, dlaczego.

Cała historia pokazana jest z perspektywy kilku osób. Sporo tu wojennych wspomnień Stefanii, pojawią się fragmenty listów Heinricha, ale również wspomnienia jego ojca. Jednak od wojny upłynęło kilkadziesiąt lat, nic zatem dziwnego, że konieczne się staje pokazanie miasta całkiem współczesnego. Natomiast w tym Gdańsku jak najbardziej nam bliskim są i zabytki, i mroczne wydarzenia, ponownie nawiązujące do czasów wojennych.

Tym, co mnie urzekło w tej historii, pełnej gorzkich zwrotów, ale i osób, które niczym anioł pojawiają się w życiu kolejnych bohaterów, jest jej szczerość i prawdziwość, mimo konieczności pozmieniania pewnych wątków czy personaliów. To lektura moim zdaniem obowiązkowa, bowiem rodzin i związków, które przez wojnę się zakończyły, były tysiące. Natomiast czytelnicy jako kolejne pokolenia mogą do nich dopisywać ciąg dalszy.

Agnieszka Pogorzelska
(agnieszka.pogorzelska@dlalejdis.pl)

Ewa Formella, "Listy do Duszki", Wydawnictwo Replika 2018




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat