„Łowca” Marek Zatwarnicki - recenzja

Recenzja książki „Łowca”.
Przymusowy powrót do polowań – słowny obraz czy sugestia refleksji?

Do książki zachęciła mnie tematyka polowania dla przetrwania oraz element grozy, czyli połączenie ostatnio bardzo popularne. Ciekawiło mnie, w jaki sposób autor podszedł do tego. Powielenie czy może coś nowego? A może po prostu coś wywołującego dreszczyk emocji? W końcu nigdy nie wiadomo, do czego zdolny jest człowiek, co kryje się w ciemnym lesie lub na kartach nowych książek…

Powieść „Łowca” pokazuje świat po strasznej katastrofie, do jakiej dochodzi w niedalekiej przyszłości. Zdatny do życia jest niewielki obszar położony w górach. Tam też o przetrwanie walczy niewielka grupa ludzi. Tytułowy bohater troszczy się o zdobycie pożywienia dla nich i stoi na straży bezpieczeństwa. Pierwotne instynkty wobec nowego zagrożenia kierują zachowaniami, a autor stawia pytanie: Jak daleko człowiek może się posunąć?

Świat przedstawiony przez Zatwarnickiego jest bardzo tajemniczy. Właściwie niewiele wiadomo od początku do końca. Najpierw trochę to intrygowało i ciekawiło, ale potem przełożyło się po prostu na obojętność w stosunku do bohaterów i wydarzeń. Ani jednych, ani drugich nie było zbyt wiele. Owszem postaci nie brak i ciągle coś ktoś robił, ale że trudno o sympatię lub negatywne nastawienie do kogokolwiek, było mi obojętne, co się stanie. Nie da się więc mówić o wciągnięciu się w treść.

Jak bowiem polubić kogoś, o kim nic się nie wie? Czyje działania są przedstawiane lakonicznie? Jeśli celem autora było uzyskanie poprzez taką anonimowość efektu, że mogło się to przytrafić każdemu, że jest to uniwersalna opowieść… Nie udało mu się. Za mało było czysto ludzkich smaczków. Miałam wrażenie jakby była to książkowa wersja rozgrywki autora w jakieś dziwne Simsy.

„Mogło przytrafić się każdemu” - i znów, nie ma mowy o refleksach, jeśli nie wiadomo, w czym tak naprawdę rzecz. Pojawia się mnóstwo wątków jedynie wspomnianych w paru słowach, jest taki natłok, że… zobojętniałam. Słownictwo autora sugerowało, że to i tak nieistotne.

Cała obojętność, z jaką zostało to skonstruowane, przeszkadzała. Może trochę pokazywała sposób patrzenia na świat głównego bohatera, ale… jeśli głównego bohatera cechuje głównie obojętność, to książka tego typu traci sens. Kogo obchodzi, do czego jest zdolny „ktoś tam”? Nie budzi ani emocji, ani nie wywołuje przemyśleń. Nawet mimo zaskakującego i niejednoznacznego zakończenia, najzwyklejsze zamknięcie i odłożenie książki jest niewiarygodnie łatwe. Tak samo jak zapomnienie o niej. Można więc ją szybko przeczytać, ale właściwie po co?

Gdy tylko wzięłam książkę do ręki, wiedziałam, że jej niewielka objętość będzie albo mocnym plusem, albo dużym minusem. Tutaj… w zasadzie nawet to trudno stwierdzić. Wyszło tak, że nie chciałoby mi się tego czytać, gdyby to było po prostu dłuższe, a napisane w tym samym tonie. Jednocześnie wolałabym, by Zatwarnicki zagłębił się w temat i zamiast pisać obojętnie o obojętności, opisałby obojętność od strony ludzkiej. Gdyby „wszedł w temat” głębiej, niczym w ciemny las, mogłoby się to udać. A tak… niestety do powieści żywię jedynie obojętność i nie polecam, chyba że naprawdę wpadnie w ręce przypadkiem, a z czasem i tak nie ma się co zrobić.

Kinga Żukowska
(kinga.zukowska@dlalejdis.pl)

„Łowca”, Marek Zatwarnicki, Psychoskok, 2019.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat