Magda Gessler i bistro bez smaku

Kuchenne Rewolucje Magdy Gessler w restauracji "Zajezdnia" w podwarszawskiej Zielonce.
Najnowszy odcinek Kuchennych Rewolucji pokazał widzom, że nawet z najtrudniejszej, pozornie skazanej na porażkę sytuacji da się jakoś wybrnąć.

W trzynastym odcinku dwunastego sezonu Kuchennych Rewolucji pojawiliśmy się w podwarszawskich Zielonkach, gdzie restaurację – a raczej przydrożne bistro – prowadził Waldek i jego życiowa partnerka Mariola. Para szukała odpowiedniego lokalu przez sześć długich lat, w międzyczasie prowadząc sklep. Dlaczego tak bardzo chcieli się przenieść do innej, kompletnie nieznanej im branży? W wyniku fascynacji Waldka tematami gastronomicznymi. Choć „fascynacja” to może zbyt górnolotne słowo – mężczyzna po prostu uznał, że karmienie ludzi przyniesie mu większy zysk. Zainwestował w jedno z pomieszczeń otoczonych sklepami, które nazwał „Obora”, od znajdującego się tam w przeszłości kompleksu budynków gospodarczych. Otwarcie lokalu nie równało się jednak zdobyciu klientów i zarabianiu. Waldek swym negatywnym nastawieniem i permanentnym oburzeniem odstraszał indywidualnych gości, a jedyne grupy, które jeszcze go odwiedzały – robotników – strofował za wnoszenie błota na butach oraz nieodkładanie talerzy po zjedzeniu posiłków. W takiej atmosferze „Obora” opustoszała zupełnie.

Kiedy usłyszałam wstęp historii Waldka i Marioli, byłam pewna, że Gessler przyjedzie, pomacha swą różdżką i zrobi świńską rewolucję opartą na wieprzowinie. Pozwoliłam jednak odcinkowi lecieć dalej, obserwując, co wydarzy się w rzeczywistości. A w rzeczywistości Gessler zajechała pod „Oborę”, mówiąc: „Co to ma być? Takie brzydkie!”. Po wejściu do środka nie było lepiej. W menu odkryła same „kulinarne odpady”, a oceniając je w smaku, uznała, że powinny być domowe i pyszne, a są zupełnie pozbawione smaku i przypraw, rozwodnione. Zarzuciła Marioli, że gotuje „śmierdzące barachło bez serca”, po czym partnerka właściciela się rozpłakała. Była pewna, że daje z siebie wszystko, ale to nie wystarczało.

Pozostałe aspekty lokalu, które co odcinek brane są pod lupę, także pozostawiały wiele do życzenia. Atmosfera między pracownikami była gorzej niż kiepska – Waldek nie pomagał kucharkom i burczał na nie, kucharki za to odpłacały się niechęcią wobec niego. Czystość była pod znakiem zapytania aż do chwili, gdy Gessler omiotła wzrokiem salę, zauważając pokłady brudu. Potem zaś poszła za bar i do kuchni, gdzie znalazła więcej brudu i rupieciarnię. Wszytko powywalała, narażając się na krzywe spojrzenia, kwaśne miny i niemiłe komentarze ze strony właściciela. Zresztą, jak się miało wkrótce okazać, komentarze i uszczypliwości spotkały nie tylko prowadzącą, ale i załogę. Przez cały odcinek Waldek zachowywał się tak, jakby robił wszystkim łaskę, że zgodził się na rewolucję. Zero pokory, zero współpracy, zero kompromisu.

Ostatecznie rewolucja się powiodła, a bistro „Oborę” zastąpiła pełnoprawna restauracja „Zajezdnia” z czerwonym tramwajowym wnętrzem, powojenną warszawską kuchnią i Mariolą jako wspólnikiem, nie zaś niewolnikiem Waldka. Na sali stanęła garmażeryjna chłodnia – nowy bufet – z której dania mogą sobie odtąd wybierać klienci. Dostają je bądź to na talerzu, bądź upakowane w zwykłą kajzerkę. Czy zmiany uratowały przyszłość lokalu? Trudno powiedzieć, bo charakter człowieka nie jest łatwym tworem i nikt nie da gwarancji, że po odwiedzinach Gessler Waldek nie zacznie być na powrót gburem. Poza tym sama prowadząca stwierdziła, że jedzenie nadal jest niedoprawione. Czy wobec tego warto dać „Zajezdni” szansę? To już wasza decyzja.

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

Fot. TVN




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat