Magda Gessler i cielęca rewolucja

Kuchenne Rewolucje Magdy Gessler w restauracji "Pod cielakiem" w Gdańsku.
W szóstym odcinku Kuchennych Rewolucji trafiliśmy do restauracji, gdzie nie było ani jednego prawdziwego kucharza, właściciele nie znali się na gastronomii, a kaszankę przystrajano truskawkami.

Nie jest to pierwszy odcinek Kuchennych Rewolucji, gdzie w tle pojawia się drobne love story. Tym jednak razem miłosne zaślepienie naszych bohaterów – Joli i Marka – doprowadziło do porzucenia dotychczasowych posad, zaniechania pracy w sklepie i na budowie, a w zamian za to przywiodło zakochanych do lokalu, w którym od ponad dziesięciu lat działała pizzeria. Bez zastanowienia, w szale i roztargnieniu, kupili to miejsce, by zrobić w nim coś nowatorskiego, mianowicie połączyć kuchnię polską z każdą inną, serwując gościom wszystko ze wszystkim pod światową nazwą „El Mundo”. Ponieważ jednak byli gastronomicznymi amatorami, zatrudnili dwójkę kucharzy, a w zasadzie to „kucharzy”, gdyż żaden z nich nie miał odpowiedniego wykształcenia, i całkowicie się na nich zdali. Jak się miało wkrótce okazać, większego błędu popełnić nie mogli. Przez cztery lata pod ich okiem sprzedawano bowiem kaszankę z jabłkami i truskawkami, pierogi z mięsem przystrojone ananasem i inne dziwne rzeczy, o których nie mieli pojęcia. Jola dlatego, że bała się próbować i przytyć, a Marek... nie wiadomo. Historia ta ciągnęłaby się pewnie jeszcze długo, gdyby nie fakt, że parze zaczęły kończyć się dokładane do interesu pieniądze. Za ostatnie grosze wykonali telefon do Magdy Gessler.

Co zastała prowadząca po przyjeździe do starej pizzerii „El Mundo”? Na szczęście tym razem nie były to mrożone produkty, pleśnie, brudy i inne przerażające rzeczy. W restauracji nie żyło nic, co żyć nie powinno. No, może poza wyobraźnią szefa kuchni, która to żyła własnym życiem i odpowiadała za serwowanie dziwnych owocowych ozdób do mięsnych dań. Dzięki tej, w miarę dobrej, sytuacji Magda Gessler nie musiała wiele zmieniać. Trochę popracowała nad nastawieniem właścicieli, zasugerowała zatrudnienie kogoś kompetentnego do kuchni i tyle. W międzyczasie lokal zmieniał ubarwienie i nazwę, w związku z czym dziś znajdziecie go jako „Pod cielakiem”, a w menu napotkacie same dania z cielęciny, do tego z przepisów mających ponad sto lat. Wnętrze stało się fioletowe na podobieństwo pewnej fioletowej krowy, która niestety polska nie jest, ale za to każdy ją dobrze zna i lubi, jeśli tylko mianuje się fanem czekolady. Wszystko wyszło ładnie i smacznie, a choć po powrocie Magdy Gessler w tle puścili melodię pełną grozy, budzącą napięcie i sugerującą rychłe niepowodzenie, nic podobnego się nie zdarzyło, a pod koniec odcinka wszyscy byli zadowoleni i uśmiechnięci. Załoga ostatecznie zmieniła się całkowicie, do kuchni zawitali wreszcie profesjonalni i zahartowani kucharze, a właściciele przemyśleli swoje dotychczasowe podejście. Jest szansa, że już nigdy nie będą musieli dokładać do interesu. Czy ją wykorzystają? To musicie ocenić sami, najlepiej jadąc do gdańskiego „Pod cielakiem”.

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

Fot. TVN




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat