Magda Gessler i gęsia rewolucja

Kuchenne Rewolucje Magdy Gessler w restauracji "Gięsie sprawki" w Chełmie.
Siódemka to podobno szczęśliwa cyfra. Czy podobnie uważają pracownicy byłej „Gęsiej szyi” – uczestnicy siódmego odcinka Kuchennych Rewolucji?

Najnowszy odcinek przygód Magdy Gessler, która jeździ po Polsce i zmienia nasz mały kulinarny świat, rozegrał się nieopodal granicy z Ukrainą, w zabytkowej części Chełma, w nieco zatęchłej piwnicy starej kamienicy. Osiem lat temu otworzył w niej restaurację, pardon, odkupił istniejący już lokal Paweł, który do współpracy zaprosił swego młodszego brata – Marcina. Niespełna trzydziestoletni krewniak, jak na młodego i żądnego zabawy człowieka przystało, nie traktował swej pracy zbyt poważnie i próbował ożywić interes urządzając w nim zabawy wieczorno-alkoholowe, ale ostatecznie kończył uczestnicząc w nich jako konsument, nie zaś opiekun. I tak przeleciało sześć w miarę szczęśliwych lat, aż ludzie przestali lokal odwiedzać, Paweł musiał zacząć dokładać i sprawy miały się już tylko gorzej. Nie pomogło ogromne zaangażowanie szefa, wstawanie przed szóstą i spędzanie w „Gęsiej szyi” całych dni. Jedyną nadzieją była sławna restauratorka i dobra wróżka polskich restauracji – Magda Gessler.

Z racji, że drugi akapit zawsze oznacza przejście do wad i mrocznych tajemnic każdego lokalu, niech i tym razem tak będzie. Prowadząca po przyjeździe do „Gęsiej szyi” odkryła bowiem: półmrok piwnicy, zapach grzyba, dekoracyjną rupieciarnię, podejrzaną grającą szafę, „dywany” na stołach i ogólnie anty-estetyczne nakrycia, kartę dań, która nie współgrała z nazwą restauracji i brudek w głównych salach. Po drugiej stronie medalu napotkała jednak cudownego, choć maksymalnie zestresowanego i mającego kłopot z wiarą w siebie szefa kuchni – Leszka, smaczne, choć tragicznie przystrojone dania i piękną, zadbaną kuchnię wraz z dobrze traktowanym sprzętem. Słowem: było z czym pracować. Obyło się więc bez krzyków, nadmiernego rzucania, plucia (no, odrobinę sobie popluła) i obrażania załogi. Po kilku dobrych radach i integracyjnej, gęsiej wycieczce uznała, że od teraz będzie dobrze i odjechała, by dać załodze byłej „Gęsiej szyi” a nowych „Gęsich sprawek” czas na wdrożenie owych rad i rozporządzeń w życie. Czy jednak te kilka tygodni wystarczyło, by odmienić los lokalu? A może wszelkie lekcje spłynęły po właścicielu, jak po kaczce?

Nie przedłużając napięcia zdradzę, że po powrocie Magdy Gessler wszystko było w porządku. Rewolucja przebiegła dokładnie tak, jak się tego spodziewała. Gości przybyło, budżet lokalu wzrósł, Leszek dostał podwyżkę, a do twarzy Pawła przykleił się ogromny uśmiech. Można by zatem rzec, że wszyscy wyszli z tego zadowoleni, choć dyskusyjną kwestią pozostaje szczęście kaczek i gęsi spożywanych w ilościach przewyższających dwie setki, ale że lokal profilu wegetariańskiego nie ma, to można uznać, że jest w porządku, poza tym programy rozrywkowe raczej nie rozstrzygają kwestii etycznych. Na klientów, jak pisałam, Paweł także nie narzeka – nakręciło się ich nawet paru podczas powrotu prowadzącej do „Gęsich sprawek”,  a i smak pozostał cudowny przy jednoczesnej poprawie jadalnych dekoracji. Skoro więc wszystko wyszło tak ładnie-pięknie, nie pozostaje nam nic innego, jak pojechać w okolice Lublina i sprawdzić to na własnej skórze, och – przepraszam – własnym podniebieniu. Pakujcie najważniejsze rzeczy i zmierzajcie w stronę Ukrainy – czy to pociągiem, czy autem, czy też na piechotę, idąc gęsiego.

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

Fot. TVN




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat