Magda Gessler i Jurand z Egiertowa

Kuchenne Rewolucje Magdy Gessler w restauracji "Jurand" w Egiertowie.
Trzy odcinki Kuchennych Rewolucji daleko za nami, wszystkie sprawne i udane. Czy podobnie jest w odcinku czwartym?

Cała Polska zna Juranda ze Spychowa, lecz mało kto kojarzy „Juranda” z Egiertowa – małą karczmę położoną blisko drogi szybkiego ruchu, prowadzoną przez małżeństwo Jerzego i Zdzisławę. Szefowie założeniu i rozbudowie lokalu poświęcili znaczną część swojego życia, zatrudnili ogrom ludzi – dwie kucharki, dwie pomoce kuchenne, trzy kelnerki i dwie barmanki, a także postanowili brać czynny udział w codziennym gotowaniu. Ta ostatnia decyzja okazała się jednak zgubna, jako że uparta i nieprzejednana Zdzisława dyktowała kucharkom sposób, w jaki mają gotować, a wszelkie próby wyjścia z własną inicjatywą traktowała jak fanaberie i nie pozwalała kobietom rozwinąć skrzydeł. Spięte i zestresowane z biegiem czasu zaczęły się kłócić i sprzeczać o byle co, a podniesione głosy słychać było w całej karczmie, co nie wpływało pozytywnie na przyrost klientów. Po przemyśleniu sprawy i uznaniu, że nie ma tu niczyjej winy – poza oczywistą winą nieumiejętnych i beznadziejnych kucharek – szefostwo zadzwoniło po Magdę Gessler.

Prowadząca przybyła do „Juranda”, by ujrzeć puste i zimne wnętrze lokalu, którego jedynym optymistycznym akcentem był rozpalony kominek dający zziębniętemu przybyszowi trochę ciepła. Z karty zamówiła całkiem sporo, bo czerninę, flaki, dwa rodzaje pierogów, polędwicę w sosie kurkowym, placki ziemniaczane, buraczki i udo z gęsi. Nic nie zasłużyło jednak na uwagę. Poza czerniną, która była znośna, choć przesadzono z dodatkiem mąki, wszystko smakowało źle, śmierdziało lub źle smakowało śmierdząc – np. szpinak z pierogów przypominał Magdzie Gessler „końskie gówno”. Kiedy zapytała szefów o przyczynę małego utargu i problemów kuchennych, odpowiedź była natychmiastowa i jedyna: wina kucharek. Jeżeli tak źle gotowały, dlaczego tak długo je zatrudniali? Ta kwestia pozostaje tajemnicą. Szybko się jednak okazało, że to nie kucharki źle gotują, ale Zdzisława, która w trakcie rewolucji została zupełnie od kuchni odsunięta. Kobiety przestały się stresować, władzę nad gotowaniem objęła Wiola, zaś Wiolą zarządzać miała Janina – najstarsza pracownica oddana karczmie całym sercem. „Jurand” zamienił się w „Przystanek Łosoś”, nijakie i drewniane wnętrza nabrały kolorów i zostały wzbogacone o kaszubskie motywy, a w menu górować zaczęły dwie ryby – łosoś i pstrąg, choć świeżych można odtąd dostać znacznie więcej.

Po czterech tygodniach prowadząca wróciła do restauracji, by ocenić, jak poszła rewolucja i czy szefostwo stosuje się do zaleceń. Z przyjemnością odkryła, że i jedna, i druga sprawa załatwiona została na piątkę, choć gotowanie na piątkę z małym minusem. Zamówiony przez Magdę Gessler łosoś był bowiem lekko przypalony i suchy, ale Janina obiecała zapisać dokładne wytyczne, wprowadzić zmiany od zaraz i już zawsze ich przestrzegać. Jeśli od tego czasu udało jej się dotrzymać słowa, to śmiało możecie ruszać w Polskę i próbować kaszubskich smaków w małym Egiertowie. Jeśli nie... cóż, i tak inaczej się nie przekonacie, niż jadąc tam i próbując samemu. Do odważnych świat należy!

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

Fot. TVN




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat