„Mała Frankie” - recenzja

Recenzja książki „Mała Frankie”.
Maeve Binchy znana jest z ciepłych i pełnych humoru opowieści o życiu małomiasteczkowej Irlandii.

Nie inaczej jest z „Małą Frankie”: napisaną ku pokrzepieniu serc  historią o ludziach, których życie pewnego dnia ulega diametralnej zmianie.

Całość rozpoczyna się, gdy na spokojną rodzinę Lynchów spada jak grom wiadomość, że jedyny syn bogobojnych rodziców ma nieślubną córeczkę. Matka małej Frankie umiera zaraz po porodzie, a żyjący dotąd z dnia na dzień Noel zostaje ojcem. Kiepsko opłacana praca i mało ambitne stanowisko, to najmniejszy problem mężczyzny zmagającego się z alkoholizmem i stającego w obliczy największego w życiu wyzwania: samotnego wychowania dziecka.

Na szczęście do Irlandii przybywa Emily, dobra wróżka i krewniaczka Noela. Osiedla się w Dublinie i rozpoczyna swoje czary: dla tej dojrzałej kobiety nic nie jest problemem, wszelkie przeciwności losu da się przezwyciężyć, a za rogiem zawsze czeka przygoda. Powoli, krok po kroku, Emily wpływa na losy nie tylko rodziny Lynchów, ale także szerokiego kręgu znajomych i sąsiadów skoncentrowanych wokół małej Frankie i jej ojca.

Przemiana z nieudacznika w prawdziwego ojca przebiega w iście hollywoodzkim stylu, ale taka jest stylistyka powieści i musimy ją zaakceptować, by móc cieszyć się w pełni całą historią. W przeciwnym razie jaskrawo widoczne są wszelkie niedociągnięcia, niespójności i nieco wydumane pomysły fabularne.

Historia irlandzkiej rodziny przywodzi na myśl powieści Fannie Flagg: małomiasteczkowe realia, codzienność, w której śmiech przeplata się z łzami i sympatyczni bohaterowie pełni drobnych dziwactw. Niestety w książce Maeve Binchy zabrakło humoru i lekkiego pióra amerykańskiej pisarki, potrafiącej  tworzyć wzruszające i pogodne  historie, w oparciu o najbardziej nawet karkołomne pomysły fabularne.

Opowieść irlandzkiej pisarki biegnie po utartych koleinach, główny bohater napotyka na przewidywalne przeszkody, a jego ciężką drogę wieńczy łatwa do przewidzenia  nagroda i obowiązkowy happy end. Lektura jest lekka i przyjemna, ale mało wymagająca.

Konwencjonalne  rozwiązania i mało rozbudowane sylwetki bohaterów to jedno; gorzej, że całość zdominowały drewniane dialogi  i tania psychologia leżąca u podstaw budowania postaci, przez co nie wypadają one zbyt przekonywująco. Z powodu tych usterek opowieść należy do grupy mało realistycznych, aczkolwiek przyjemnych,  bajek, które szybko się zapomina po lekturze.

Małgorzata Tomaszek
(malgorzata.tomaszek@dlalejdis.pl)

Maeve Binchy, "Mała Frankie", W.A.B., Warszawa 2015




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat