„Malowanki na szkle” – recenzja

Recenzja książki „Malowanki na szkle”.
Różne oblicza miłości w dostojnej scenerii górskiego folkloru.

Niezabliźnione rany, nieprzerwany potok słów, atakujących boleśnie niczym żądła roi pszczół, przeszłość piętnująca pokolenia, zamykająca serce na doświadczanie uczucia miłości. Wątki, które wspólnie budują najnowszą powieść Beaty Gołembiowskiej, tworzą sugestywny kolaż o miłości w różnych jej obliczach i tonach. Główną bohaterką książki jest Jola – z pozoru wycofana, nieco dziwna kobieta, która z prawdziwą pasją wykłada na Uniwersytecie arachnologię, po zajęciach angażując się równie mocno w relacje ze swoimi studentami. Kobieta oddana w pełni nieczułej matce, rezygnuje z własnego życia, poświęcając każdą wolną chwilę na jej troskliwą opiekę. W zamian otrzymuje jednak garść gorzkich słów, nieczułość i brak zrozumienia.

Matka Joli, uosabiająca różne definicje smutku i nieszczęścia, potrafi jak nikt inny, własnym, skażonym bólem sercem, zadawać ciosy, ranić, ciągle wymagać. Życie Michaliny, napiętnowane bolesną przeszłością, w której na pierwszy plan wysuwają się trudne doświadczenia wojenne, skazane jest na ciągłe niepowodzenie, bowiem jako jedenastoletnia dziewczynka, była świadkiem krwawej śmierci całej jej rodziny z rąk bestialskich Niemców. Michalina, nigdy nie zaznając opieki i bezpieczeństwa, w końcu nie doświadczając zwykłych odruchów rodzicielskiej miłości, sama nie nauczyła się okazywać własnych uczuć.

Dopiero niespodziewana śmierć Michaliny staje się dla Joli swoistym wybawieniem, furtką do lepszego świata, w której rodzi się również obiecująca perspektywa nowej miłości. Znajomość z artystą Jędrkiem, góralem z krwi i kości, stanowi bowiem ostatnią nadzieję na odbudowanie swojego życia, w końcu podkolorowanie go w zgodzie z własnym gustem, a nie pod dyktando matczynych rozkazów. Jednak czy doświadczony przez życie mężczyzna, opłakujący po dziś dzień śmierć pierwszej żony, gotowy jest na przyjęcie do swojego serca wizerunku nowej kobiety? Czy demony przeszłości, wciąż żywe, wciąż gotowe do stawiania nowych pytań, nie zabarykadują jedynej drogi do szczęścia?

Malowanki na szkle” to utrzymana w nieco chłodnym tonie słodko-gorzka opowieść o miłości przybierającej różne oblicza, o kobietach i ich często skomplikowanych relacjach, o bolesnej i trudnej przeszłości, determinującej przyszłe losy, a wszystko to doprawione jest fascynującym góralskim folklorem. Autorka, poprzez stworzone w książce postacie, z całym ich brzemieniem doświadczeń, gotowością do zadawania cierpienia, jak i umiejętnością ciągłego wybaczania, stworzyła historię, która jak żadna inna, przedstawia prawdziwą prozę życia, w którym smutek przeplata się ze szczęściem, a jedyna, z pozoru najlepsza droga, staje się często tylko gwoździem do przysłowiowej trumny. Wybory bohaterów, podejmowane na różnych zakrętach życiowych, choć z pozoru dla nich idealne, są tylko samonapędzającą się machiną kolejnych nieszczęść.

Książka, choć odzwierciedla zawiłe relacje międzyludzkie, pozostawia jednak za sobą uczucie pewnego niedosytu. Nietrwałe więzy łączące matkę z córką, według mnie, nie były przedstawione z należytą uwagą. Bez odpowiednio ukazanej głębi, ich wzajemne relacje nie odzwierciedlały faktycznej tragedii, która przyczyniła się do ich przyszłego życia. Pomimo nadmienionych niedociągnięć, autorka w swojej powieści nakreśliła obraz miłości, która w zależności od postępujących okoliczności, raz ma posmak słodkiego szczęścia i namiętności, a raz wyczuwalna jest gorycz zazdrości i wzajemnych niedomówień.

Joanna Jagieła
(joanna.jagiela@dlalejdis.pl)

Beata Gołembiowska, Malowanki na szkle, Poznań, Wydawnictwo COMM, 2014




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat