Słusznie rozpływamy się nad twórczością Dostojewskiego, Tołstoja, Puszkina, Bułhakowa i Nabokova, ale nie wiedzieć czemu zdarza nam się pomijać w tej wyliczance klasyków literatury rosyjskiej Mikołaja Gogola, na co z pewnością sobie nie zasłużył. Jego ostatnie, niedokończone dzieło, „Martwe dusze”, dowodzi, że talentem pisarskim Gogol nie ustępuje kolegom po piórze.
Fabułę powieści, by nie zdradzać za wiele, można streścić w kilku zdaniach. Oto do miasta gubernialnego N. przybywa niejaki Cziczikow, który szybko zaskarbia sobie przychylność tamtejszych mieszkańców, uchodzi bowiem za człowieka niezwykle sympatycznego i inteligentnego. Bohater pojawia się w N. nie bez przyczyny, choć powód wydaje się kuriozalny. Rosjanin wędruje od domu do domu, by wykupić od właścicieli chłopów, tyle że już nieżyjących, ale nadal widniejących w spisie rewizyjnym. Jaki jest jego cel? Nie dowiemy się prędko. Autor utrzymuje intencje Cziczikowa w tajemnicy do samego końca.
Jako czytelnicy wchodzimy do świata bohatera zupełnie po omacku. Nie wiemy za wiele ani o nim, ani o jego motywacjach. I przez większość powieści to się nie zmieni. Narrator, który zwykle pełni rolę oprowadzającego po świecie przedstawionym, tutaj podchodzi do swojej funkcji z przymrużeniem oka. Kiedy ma ochotę, potrafi opisywać ze szczegółami pomieszczenia czy przedmioty, kiedy mu to nie na rękę, odpuszcza, tłumacząc się, że nie ma odpowiednich kompetencji. Jest typem gawędziarza i wnikliwego obserwatora-szydercy. Jego ironiczne komentarze uwypuklają ludzkie słabości i przywary, ale nie piętnują ich. Dla przykładu narrator w taki sposób relacjonuje nagłą śmierć jednej z postaci: „(…) posłano po doktora, żeby puścić krew, ale zobaczono, że prokurator był już tylko bezdusznym ciałem. Dopiero wówczas z ubolewaniem dowiedziano się, że nieboszczyk istotnie posiadał duszę, chociaż przez skromność nigdy jej nie ujawniał”. Gogol stworzył narratora, który często przypomina o sobie czytelnikowi. Jest przy tym ujmujący i zręcznie wbija szpilkę, pojawiającym się w toku powieści, bohaterom, ale także nie omieszka szydzić z całego spektrum cech, które obserwuje w społeczeństwie: pretensjonalności, materializmu, skąpstwa, lekkoduszności.
Chyba największą przyjemność, zaraz obok delektowania się językiem powieści, sprawia oczekiwanie na wyjaśnienie, kim jest główny bohater i w jakim celu wykupuje tytułowe „martwe dusze”. Gogol specjalnie przeciąga eksplikację, by jak najdłużej utrzymać napięcie. Po drodze podsuwa nam rozmaite spekulacje na temat Cziczikowa i powodów jego podróży, czyni to natomiast za pośrednictwem bohaterów, od których prędzej spodziewalibyśmy się powielania plotek niż rzetelnych informacji.
„Martwe dusze” to proza, której nie grozi przedawnienie. Powstała w XIX wieku, ale celnością spostrzeżeń i wnikliwością obserwacji ludzkich słabości nadal potrafi przykuć uwagę i skłonić do refleksji. Co ważne – groteska i komizm, którymi operuje powieść – nie pozwalają odczuć, że występki jednostki są piętnowane, a autor próbuje nas moralizować. Gogol pokazuje jednak dosadnie, że tacy oto potrafimy być: małostkowi i występni. Słowem – dalecy od ideału.
Paulina Kryca
(paulina.kryca@dlalejdis.pl)
Mikołaj Gogol, „Martwe dusze”, Wydawnictwo MG, Warszawa 2020.