„Miłość” - recenzja

Recenzja książki „Miłość”.
Heed i Christine miały po dwanaście lat i były najlepszymi przyjaciółkami. Dopóki dziadek tej drugiej nie postanowił poślubić tej pierwszej. Wtedy wszystko się zmieniło.

Po przeczytaniu początkowych stron „Miłości” zastanawiamy się, gdzie jest owo tytułowe uczucie. Póki co, mamy bowiem emocje zgoła przeciwne. Heed i Christine mieszkają razem w domu należącym do nieżyjącego od dwudziestu pięciu lat Billa Coseya. Mimo upływu dziesięcioleci, kobiety nadal żywią do siebie palącą nienawiść, każda z nich schedę pozostałą po Coseyu chce otrzymać na wyłączność.  Mimo że przed laty były niemal nierozłączne, teraz praktycznie nie rozmawiają ze sobą, żyjąc na całkiem oddzielnych płaszczyznach i czerpiąc radość z robienia na złość „tej drugiej”.

Kim był ów mężczyzna, którego obecność wydaje się być odczuwalna nawet ćwierć wieku po  jego śmierci? Bill Cosey był właścicielem luksusowego hotelu, który przyciągał turystów i ożywiał okolicę, nie było sytuacji, której nie umiałby rozwiązać, ani klienta, którego nie byłby w stanie ułagodzić. Jego zgon tylko podsycił zatarg istniejący między jego żoną a wnuczką - rówieśniczkami, które niegdyś były nierozłącznymi przyjaciółkami (jakże to przewrotne!). Wśród miejscowych krążyły na wpół zmitologizowane opowieści o „kobietach Coseya”, które niemal rzuciły się sobie do oczu w dniu pogrzebu. Z każdą przeczytaną stroną uświadamiamy sobie, że nic nie jest takie, jak nam się od początku wydawało.

Spośród opowieści wielu narratorów - głównie kobiet, wyłania się postać Billa Coseya: przyjaciela, nieznajomego, dobroczyńcy, kochanka, męża, opiekuna, ojca, którego cień unosi się nad wszystkimi, z którymi kiedykolwiek miał do czynienia. Każda z wypowiadających się postaci pozwala nam spojrzeć z innej perspektywy na - wydawać by się mogło - początkowo dość jednoznaczny portret Coseya. Nie jest to proste, wielu rzeczy dowiadujemy się z retrospekcji, wiele jest tylko zarysowanych i musimy się ich sami domyślić. Nagromadzone przez lata emocje, targające bohaterami powoli stają się coraz bardziej zrozumiałe. Okazuje się, że nic ani nikt nie jest do końca zły, tak samo jak nikt nie może być wyłącznie dobry. I że uczucia nie są wcale tak jednoznaczne i nieskomplikowane.

Miłość” nie jest lekturą lekką, łatwą i niewymagającą. Nie można jej przeczytać w ciągu jednego wieczoru. Niemniej, okaże się warta każdej chwili spędzonej z nią. Toni Morrison - laureatka literackiej Nagrody Nobla pokazuje, że otrzymała to prestiżowe wyróżnienie całkiem zasadnie.

Agnieszka Piktel
(agnieszka.piktel@dlalejdis.pl)

Toni Morrison, „Miłość”, Warszawa, Wydawnictwo Świat Książki, 2014




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat