Niemal każdy choć raz w życiu słyszał o Zygmuncie Freudzie i Carlu Jungu. Ich prace wprowadziły do psychologii i psychiatrii zupełnie nową jakość, która stanęła u podstaw współczesnych metod leczenia wielu zaburzeń psychicznych. O tym, że najskuteczniejszą metodą radzenia sobie z traumą, przezwyciężania własnych ograniczeń i lęków jest rozmowa, dziś nie trzeba nikogo przekonywać, a gabinety terapii słowem są oblegane. Nie jest też niczym wstydliwym przyznanie, że korzysta się z pomocy profesjonalisty, który pomaga odkryć najgłębsze zakamarki własnej duszy i własnego umysłu. Jednak jeszcze sto lat temu pomysł, by histerię, którą „diagnozowano” niemal u każdej pacjentki leczyć rozmową, wydawał się zupełnie absurdalny. Dlatego śmiałe posunięcie młodego adepta psychologii i psychiatrii – Carla Junga – było czymś wyjątkowym jak na tamte czasy. Sabina Spierlein okazała się cichym uczestnikiem sukcesu współczesnych terapii przez rozmowę. To właśnie historia młodej Rosjanki, która zostaje poddana eksperymentalnej metodzie leczenia i konsekwencji, które ponoszą wszyscy biorący udział w procesie uzdrawianie stanowią kanwę niezwykłego spektaklu wystawianego na warszawskiej Scenie na Woli.
Tej historii właściwie nie da się streścić w taki sposób, by oddać prawdziwą złożoność z pozoru prostej historii, w której jest początkujący, uzdolniony lekarz, histeryczna i szalenie pociągająca pacjentka, starszy lekarz-mentor, samotna żona w pełni świadoma swego losu, wyjątkowy pacjent-lekarz głoszący własne teorie. Oczywiście osią całej historii jest proces leczenia Sabiny, długie godziny spędzone sam na sam z Jungiem w jego gabinecie, podczas których lekarz pomaga dziewczynie odkryć przyczynę i naturę jej wyjątkowo rozbudzonego libido. Stopniowo relacja tej dwójki zmienia swój charakter – dziewczyna czuje się coraz lepiej, zachwycona cudowną metodą uzdrawiania postanawia sama zostać lekarzem, co powoduje, że Jung przestaje widzieć w niej jedynie pacjentkę. Przerażony tym, że nie potrafi zapanować nad własną namiętnością, miota się między Sabiną – jedyną kobietą, która go rozumie, a żoną Emmą, która pokornie siedzi w domu, rodząc mu kolejne dzieci. Nad tą szaloną gonitwą uczuć nie jest w stanie zapanować nawet wybitny już wtedy Freud, który w końcu postanawia odciąć się od popadającego w coraz większy obłęd Junga, starającego się zrozumieć, czym dla niego samego jest wolność...
Spektaklu w Scenie na Woli nie ogląda się przyjemnie. To nie jest miła rozrywka, podczas której nie nachodzą człowieka żadne refleksje. Wręcz przeciwnie – po wyjściu z teatru wskazana jest chwila milczenia, by zastanowić się nad tym, co właśnie się zobaczyło. Bo to historia nie tylko o początkach psychoanalizy. To przede wszystkim pejzaż złożony z ludzkich uczuć, pragnień i dążeń, często zbyt głęboko ukrytych, by były uświadomione. To dramatyczna walka o samego siebie i znalezienie własnej drogi do szczęścia. Wreszcie – to wielki pojedynek między tym, co w człowieku naturalne, a tym, co zostało mu wpojone w procesie socjalizacji. „Niebezpieczna metoda” zadaje tak wiele pytań o naturę i człowieka, że przed obejrzeniem spektaklu warto przypomnieć sobie najważniejsze zagadnienia, nad którymi pochylali się Jung i Freud – dzięki temu udaje się wychwycić więcej i więcej trudnych pytań i dylematów, z którymi kiedyś przyjdzie się niemal każdemu zmierzyć choć raz w życiu.
Czy zatem warto wybrać się na spektakl, który stanowi dramatyczny zapis niszczenia, odbudowywania, drążenia i zaprzeczania? Odpowiedź może być tylko jedna – jak najbardziej. Scena na Woli, będąca filią Teatru Dramatycznego, stawia na naprawdę ambitny repertuar i zaprasza do współpracy bardzo dobrych aktorów. W „Niebezpiecznej metodzie” Rafał Królikowski jest zagubiony mężczyzną, który wie, jak należy postąpić, ale głęboko się z tym nie zgadza, a ból rozdarcia odbija się na jego twarzy krzywym grymasem. Równie wiarygodna w swojej roli jest Martyna Kowalik, której dzikie harce na deskach teatru naprawdę mogą przerazić, a przemiana w skromną pensjonarkę wydaje się niezwykłe wiarygodna. Zresztą warto podkreślić, że młoda aktorka jest znakomitym przykładem na znaczenie precyzyjnego ruchu w interpretacji granej postaci. Chaotyczne ruchy są znakomicie przemyślane i zaplanowane i za to należą jej się wielkie brawa. Na uznanie zasługuje również zmarginalizowana Zuzanna Grabowska w roli Emmy Jung. Jej krótkie wypowiedzi rzucane mimochodem wybrzmiewają w całej sali bardzo mocnym echem, bo ból, którzy przeżywa zdradzana żona jest w jej wydaniu niemal namacalny – znakomita obojętność w jej wydaniu porusza do głębi.
Film Davida Cronenberga pod tym samym tytułem z Keirą Knightley w roli Sabiny i Michaelem Fassbenderem w roli Carla Junga nawet w połowie nie oddaje emocji, które na scenie zaprezentowali Królikowski i Kowalik. Dlatego jeśli chcecie obejrzeć prawdziwą walkę wielkich osobowości i niebezpiecznych umysłów, zapraszam Was gorąco na Scenę na Woli.
Michalina Guzikowska
(michalina.guzikowska@dlalejdis.pl)
„Niebezpieczna metoda”, reż. Agnieszka Lipiec-Wróblewska, Scena na Woli im. T. Łomnickiego