Debiutancka produkcja studia BeautiFun Games to tzw. „indie”, czyli niskobudżetowa gra, która jednak jest na swój sposób wyjątkowa i potrafi zachwycić. Łączy w sobie elementy gry platformowej, logicznej, a nawet zręcznościowej. Skierowana jest zupełnie do każdego, czy jesteś kobietą czy mężczyzną, starszy czy młodszy – każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Czym jednak wyróżnia się ta konkretna produkcja z natłoku innych? Czym zasłużyła sobie na miejsce w serii „Dobra Gra” Techlandu?
Pierwszym, co rzuca się w oczy po uruchomieniu gry to nietypowa, szczegółowa i może nie realistyczna, ale bardzo artystyczna grafika. Kierowani głosem Narratora, którego kwestie wyświetlane są także na ekranie, poruszamy się dość enigmatyczną czarną kulką. Niedługo później nasz bohater ewoluuje w strach na wróble. W trakcie naszej podróży przez poziomy goni nas Pustka, z której powstaliśmy i teraz chce nas pożreć. Jednocześnie pochłania także mijane przez nas światy.
Każdy z nich jest inny – lodowiec, las, pustynia, wulkan, miasto – ale łączy je jedno, pewien określony kolor, którym możemy manipulować, wprowadzać zmiany w otaczającej nas rzeczywistości, omijać potwory wysłane przez Pustkę, a także pomagać sobie poruszać się dalej. Pięć etapów podzielonych jest na krótkie epizody, a w ramach tych ostatnich otrzymujemy jeszcze możliwość zapisu, w razie śmierci. Wbrew pozorom, im więcej mamy kolorów, tym jest nam trudniej.
Poziomy zaprojektowano bardzo umiejętnie, zmuszając nas do wykorzystania nie tylko umiejętności szybkiego klikania, ale i logicznego myślenia. Przeciwko przeciwnikom, a także trudnym warunkom pogodowym, musimy używać każdego z pięciu kolorów, każdy o innych, unikalnych własnościach. Chociaż gra uczy nas poruszania się w niej, przygotowana została lepsza konfiguracja klawiszy, której możemy użyć: poruszamy się klawiszami A-D, skaczemy spacją lub W, a drugą rękę trzymamy na myszce, kółkiem zmieniając używany kolor. Wierzcie mi – takie ustawienie będzie pomocne i na pewno oszczędzi paru wyrwanych włosów z głowy.
Poziom trudności nie jest wysoki, dzięki czemu każdy da sobie z grą radę. Kwestią jest tylko to, jak wiele prób nam to zajmie. Rozgrywka nie trwa długo (do 3-4 godzin), więc warto się nie poddawać. Dla bardziej wymagających na koniec podstawowego trybu gry, otrzymujemy Tryb Pustki, w którym musimy pozbyć się ze świata tej wszystkożernej mocy.
Może sama grafika, sama muzyka, czy sama fabuła nie robiłyby wrażenia, ale w połączeniu dają niepowtarzalny klimat. Oprawa graficzna przywodzi na myśl inne gry indie – „Limbo” czy „Botaniculę” - i utrzymana jest w podobnym tonie. To jednak głos Narratora, ta możliwość modyfikacji świata i naginania go do naszych celów, a wreszcie tajemnicza Pustka – sprawiają, że w „Nihilumbrę” gra się z przyjemnością, a jej wspomnienie zostaje na długo po napisach końcowych.
Kasia Pietraszko
(kasia.pietraszko@kobieta20.pl)
„Nihilumbra”, BeautiFun Games, Techland 2013