"O pokój trzeba nieustannie zabiegać" - wywiad z Agnieszką Jeż

Rozmowa z Agnieszką Jeż, autorką książki "Dziewczyna z Woli"
Autorka książki "Dziewczyna z Woli" opowiada o konflikatach, historii i o miłości w czasach wojny.

„Dziewczyna z Woli” to książka bardziej aktualna, niż byśmy wszyscy chcieli. Historię trzeba znać i o niej przypominać? Może chociażby po to, by wyciągać wnioski?
Jest takie powiedzenie, że dwóje z lekcji historii pisane są na skórze narodów. Historii uczymy się z myślą o przyszłości – żeby uniknąć błędów z przeszłości. Taka jest optymistyczna teoria, która, niestety, nie zawsze się sprawdza w życiu. Obserwujemy to teraz z ogromnym bólem na przykładzie wojny w Ukrainie, która zresztą nie zaczęła się w lutym tego roku, tylko osiem lat wcześniej, i tak powoli, jakby mimochodem, doprowadziła do tragicznej kulminacji. Większość komentatorów „nie spodziewała się, że Putin zaatakuje Ukrainę” – a jednak to się stało. Pytanie – jasne, że stawiane post factum – czego powinna nas nauczyć historia, jeśli idzie o Rosję?

Ja też żyłam nadzieją, że tak dużego konfliktu zbrojnego i tak blisko, nie doświadczę. Dwa lata temu zabrałam dzieci na Westerplatte. Patrzyliśmy na wielki, biały napis: „Nigdy więcej wojny”, wystawiony dwadzieścia lat po zakończeniu drugiej wojny światowej i wtedy, jak widać naiwnie, myślałam, że to hasło – przypomnienie-ostrzeżenie-deklaracja ma moc sprawczą. Nie ma. Wczoraj oglądałam obrazy z Buczy, nazywanej teraz Nową Srebrenicą. Wciąż i wciąż jest jakaś „nowy” dramat. O pokój trzeba nieustannie zabiegać, czy, jak to się – paradoksalnie – mówi – walczyć.

Na okładce stawiane jest pytanie, jak żyć w świecie, w którym przestają obowiązywać dotychczasowe prawa? No właśnie: jak żyć?
To jest piekielnie trudne pytanie, bez uniwersalnej odpowiedzi. Na pewno znajduje tu zastosowanie stwierdzenie, że tyle wiemy o nas samych, ile nas sprawdzono. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak się zachowa w sytuacjach granicznych. Jednych mogą one sparaliżować, w innych uruchomić pokłady, z istnienia których nie zdawali sobie sprawy. Jedni podczas wojny działali w podziemiu, inni kolaborowali; jedni dbali o ocalenie własnego życia, inny – ratowali je innym. W sytuacji, gdy „zwykłe” prawa nie obowiązują, każdy porusza się według swojego „kompasu moralnego”.

Główną bohaterkę Twojej książki, Basię, poznajemy tuż przed wojną. Ma nadzieję na miłość, swoje plany, marzenia i wtedy wybucha wojna. W obliczu tragedii można się załamać, zamknąć w sobie albo działać. Przed takim wyborem staje Basia?
Basia jest przykładem osoby, która wchodzi w dorosłość wtedy, gdy wojna wybucha. Dla dorosłych to dramatyczne przeżycie, a dla kogoś, kto już nie jest dzieckiem, ale jeszcze nie zdążył nabyć doświadczenia, mądrości, kim wciąż targają młodzieńcze emocje i kto sam nie do końca wie, czego oczekuje od życia – jest to jeszcze trudniejsze. Basia jest bohaterką nieidealną – to nie przykład „złotej dziewczyny” – poukładanej i rozsądnej, która zawsze wie, co należy robić, i właśnie to robi. Nie do końca radzi sobie ze swoimi emocjami, nie jest pewna własnej wartości. Marzy, jak większość młodych kobiet, o pięknej miłości, która odmieni jej życie. Właśnie tak myśli – kiedy pojawi się on, jej los się odmieni jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tymczasem wybucha wojna i rewiduje większość marzeń i poglądów Basi. Okazuje się jednak, że nie wszystko w tej sytuacji jest stratą – Basia musi dojrzeć, co oznacza, że musi wykonać sporo pracy nad sobą – samodzielnie i w mało komfortowych warunkach. I robi to – jej historia to opowieść o przemianie, o samostanowieniu, o wykuwaniu się charakteru.

W książce skupiasz się bardziej na postaciach, indywidualnej historii bohaterów, niż samej wojnie. To tło z założenia miało być transparentne?
Myślę, że tło mogło ci się wydać „transparentne”, ponieważ jest dobrze, naturalistycznie i wiernie oddane. Do każdej książki robię potężną kwerendę, bo chcę, żeby czytelnik mógł poczuć atmosferę tamtych czasów i miejsc. Jeśli wysyłam bohaterów do „Czarów” na Linię Maginota, to zgodnie z ówczesnym repertuarem filmowym. Jeśli piszę, że Basia obserwowała błyszczący napis „Cześć Bohaterom” ułożony ze zniczy na rogu Alej Jerozolimskich i Marszałkowskiej, to on naprawdę tam był. Kiedy przerabia męskie przedwojenne spodnie na spódnicę metodą „na cztery kliny” – to dlatego, że tak się wtedy robiło. Akcje rozpoznawcze lub „likwidacyjne”, w których bierze udział, są wzięte ze wspomnień osób działających w konspiracji – miejsca, sposoby, kamuflaże, słownictwo – wszystko uwzględnia historię.

Takie zatem są te „dekoracje”, wśród których toczy się opowiadana przez mnie historia. I mimo że ustawiałam je z pieczołowitością, to bardziej zależało mi na tym, żeby opowiedzieć o tym, co się dzieje we wnętrzach moich bohaterów, a przede wszystkim – Basi.

„Dziewczyna z Woli” to nie jest tylko opowieść o wojnie i miłości, to jest przede wszystkim historia dojrzewania i poznawania siebie. Próba zrozumienia, kim się jest w swojej istocie.

Czytanie „Dziewczyny z Woli” jakkolwiek to brzmi – motywuje do działania. Daje siłę, nadzieję. Pokazuje, że kropla drąży skałę. Są chwile, kiedy nie można być obojętnym?
Wydaje mi się, że w ogóle nie można być obojętnym. Obojętność to oddawanie losu – czy to swojego, czy drugiego człowieka, który nie może się sam obronić – w ręce innych ludzi. Obojętność to rezygnowanie ze sprawczości – w łagodniejszej wersji – lub zgoda na krzywdę. Obojętność to zaniechanie, bierność, nieczułość, może – lenistwo. Słowem – nic dobrego, bez względu na czasy i sytuację. Obojętność jest przeciwieństwem czynu, aktywności – spraw o pozytywnym wydźwięku. Znana katolikom modlitwa mówi, że grzeszy się nie tylko myślą czy uczynkiem, ale też zaniedbaniem. Obojętność jest takim właśnie zaniedbaniem.

„Dziewczyna z Woli” jest opowieścią o tym, jak pojedyncze działania – czyli przeciwieństwo obojętności – uruchamiają lawinę zdarzeń. I – mimo wojennego tła i dramatycznych zdarzeń – jest to historia zostawiająca czytelnika z ciepłem w sercu.

Bohaterowie przekraczają swoje granice, angażują się w konspirację, a jednocześnie pozwalają sobie na normalność. Czy w tak trudnej rzeczywistości może mówić o “prawie do miłości”?
Co wiemy o miłości? „Miłość jest wszystkim, to wiemy o miłości”, odpowiedziałaby Emily Dickinson. Jeśli coś ma ludzi motywować do działania w skrajnie dramatycznych i trudnych warunkach, to właśnie miłość – różnie rozumiana: do żony, partnera, dziewczyny, chłopaka, dziecka, rodziców, ojczyzny… To jest ta siła napędzająca i dająca nadzieję. Tak działa w czasach pokoju, więc tym bardziej w czasach wojny, która sprawia, że wszystkie sprawy naprawdę istotne przeżywa się dużo mocniej – bo przecież kolejnego dnia może już nie być…

Fot. Materiały prasowe
Informacja prasowa




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat