O zmianach i naturalnych antydepresantach – rozmowa z Martą Kosakowską

Wywiad z Martą Kosakowską, autorką książki "Antydepresanty".
Chciałoby się rzec: „kto się nie zmienia, nie idzie do przodu” i dotyczy to każdego człowieka w niemal każdym aspekcie jego życia.

Marta Kosakowska (być może znana niektórym bliżej pod artystycznym pseudonimem Marika) udowadnia, że zmiany są dobre i przychodzi z nimi coś nowego, ciekawego, w jej przypadku był to wewnętrzny spokój, równowaga, odnalezienie swojego miejsca w świecie. Czytelniczkom portalu w wywiadzie opowiedziała trochę o sobie, o swojej muzyce, a przede wszystkim o książce pt. „Antydepresanty”.

A.P.: Pani Marto, sporo osób kojarzy Panią głównie, jako Marikę, z głową pełną warkoczyków, kolorowymi ubraniami i reggae, czy dance hall’em. Teraz mamy niejako przed sobą nie Marikę a Martę Kosakowską. Skąd ta zmiana życiowej drogi? To kwestia dorastania, czy odnalezienia siebie?
M.K.: I jednego i drugiego. Z wiekiem się w człowieku siłą rzeczy zmienia wiele kwestii. Inaczej ustawia się priorytety, inne sprawy są najważniejsze, inne swoje cechy czy aspiracje czyni się pierwszoplanowymi. Nie ma tak ogromnego znaczenia, co powiedzą ludzie, czy środowisko zaakceptuje. Zaczyna być bardzo ważne, co ja właściwie robię ze swoim życiem i czasem, czy wykorzystuję je najlepiej?

A.P.: Prócz ewidentnej zmiany w wyglądzie, zaskoczyła Pani swoich fanów zmianą muzycznego stylu. Po tylu latach nie było to chyba łatwe?
M.K.: W kontekście tego, co robiłam przez ostatnie kilkanaście lat, to co proponuję na najnowszej płycie jest wejściem na nieznany mi dotąd teren. Niewiele osób pamięta mój udział w Breakbeat Propagandzie, z którą występowałam dwanaście lat temu. W świecie muzyki elektronicznej nie mam wyrobionego nazwiska, właściwie dopiero startuję. Ale w gruncie rzeczy próbuję zrobić coś trudniejszego niż debiut – zmienić zdanie ludzi, którzy mają na mój temat zdanie już wyrobione. Wydaje im się, że „Ta Marika to takie reggae, już to znamy, ja nie lubię reggae, więc nigdzie nie idę”. To, co dziś gram zupełnie odbiega od tego wyobrażenia, a ja mam trudną rolę, aby to myślenie zrewolucjonizować, zmienić, powiedzieć „Nie, nie – to coś całkiem nowego”.

A.P.: W połowie maja ukazała się napisana przez Panią książka pt.” Antydepresanty”. To bardzo sugestywny tytuł. Skąd wziął się pomysł na nią?
M.K.: Propozycja napisania książki przyszła do mnie z wydawnictwa Edipresse. Ucieszyła mnie i podjęłam wyzwanie. Skąd tytuł? „Antydepresanty” to środki zaradcze na smutek, niepokój, pustkę. Ale mnie nie interesują farmaceutyki, lecz naturalne antydepresanty - spotkanie z drugim człowiekiem, muzyka, amatorsko uprawiany sport. Ta książka to nie jest biografia, a raczej album z wierszami - piosenkami (jest ich tam dwadzieścia dziewięć) wzbogacony o kontekst biograficzny i interpretacyjny zawarty w dwudziestu opowiadaniach oraz ilustracje Sylwii Wilk. „Antydepresanty” to studium życia, osobistych doświadczeń i okoliczności, zapis wspomnień i obserwacji. Historia o młodości w latach dziewięćdziesiątych, buncie, kontestowaniu rzeczywistości, trudnych relacjach, a także o dojrzewaniu twórcy i szukaniu prawdy o sobie.

A.P.: Nie obawiała się Pani tak w niej otworzyć? Prócz wielu ciekawych rzeczy ze swojego życia opowiada Pani o tych przykrych i bolesnych: śmierci, rozwodzie.
M.K.: Ja oczekuję od artysty, że on nie będzie się bał i wstydził, że powie coś prawdziwego, co autentycznie przeżywa i ja dzięki temu przeżyję coś z nim. Że nie będzie mówił o sprawach błahych, tylko o prawdzie. Prawda wyzwala. Ludzie przychodzą do mnie po koncertach, piszą, wylewając swoje serca, tu następuje wzajemność - pomagamy sobie razem zrozumieć i przeżyć to, co się nam przydarza. Moja publiczność zmieniła się i to bardzo. Nie ma już piszczących dziewczynek. Ludzie bardziej słuchają i interesuje ich, co mam do powiedzenia poza piosenkami. Nie chcą tylko podskakiwać, wyszumieć się, zatracić, ale są w stanie zaangażować się, żeby coś przeżyć. Nie oczekują od artysty muzyki, która jednym uchem wpadnie, drugim wypadnie. Oczekują, że nimi potrząśnie, albo opowie historię której jeszcze nie znają. Ja zawsze marzyłam o takiej publiczności.

A.P.: Wydaje mi się, że jeszcze bardziej, niż jako człowiek, otworzyła się Pani w „Antydepresantach” jako autorka tekstów. Rozdziały poprzeplatane są tekstami piosenek. Dzięki temu ma się pewność, czego konkretna piosenka dotyczy. To naprawdę fajny pomysł.
M.K.: Mój zamysł od początku był taki, aby ta książka to była rzecz do oglądania i do czytania: piosenki czyli wiersze z ilustracjami. Natomiast wydawnictwo miało wizję nieco bardziej prozatorską. Czytelnik miał dostać trochę opowieści, które sprawią, że stanę się mu człowiekiem bliskim, z jakąś historią rodzinną, korzeniami. I ja na to przystałam. Jest poetycko, za sprawą tekstów i ilustracji i są opowiadania.

A.P.: Czytając „Antydepresanty” w wielu miejscach czuć bijącą samotność. Tak pięknie pisze Pani o samotności, gdy się jest otoczonym innymi ludźmi. Tak zapewne w życiu czasami czuje się nie jeden z nas, ale nie wiele osób chce, ma odwagę powiedzieć to głośno. To z nią zmagała się Pani najsilniej?
M.K.: Każdy się z nią zmaga. Ale można z nią wygrać.

A.P.: Ale żeby nie było książka nie jest smutna. Dla mnie biło z niej ciepło, coś takiego, jakby chciała Pani otulić tymi opowieściami, czytelnika. Przytulić go i powiedzieć: „jest źle, ale będzie dobrze, dasz radę”. Chciała Pani pisząc ją by była też pocieszycielem i motywatorem?
M.K.: O tak! I to się dzieje na prawdę. Jestem za to ogromnie wdzięczna.

A.P.: Jest to kolejne na polskim rynku wydawnictwo multimedialne. Proszę podpowiedzieć, jakie niespodzianki czekają w nim na czytelnika.
M.K.: Książka ożywa za sprawą 9 filmów. W sumie 8 rozdziałów przygotowaliśmy wraz z Pawłem Janem Nowakiem w formie filmowej - czytam i mówię patrząc czytelnikowi w oczy. To taka tajemna furtka, przez którą wejdą do środka ci, którzy wolą przyswajać treść z ekranu niż z zadrukowanych literami kartek. A dla tych, co kochają książki czytać klasycznie, będzie to dodatkowa atrakcja. Aplikacja nie odsyła do jakichś dodatkowych materiałów. Książka po prostu zaczyna się ruszać, mówić uśmiechać na ekranie telefonu lub tabletu przyłożonego do strony.

A.P.: Obecnie koncertuje Pani sporo z utworami ze swojej najnowszej płyty. Mogę nieśmiało podpytać o plany na przyszłość? Kolejna książka? Kolejna płyta?
M.K.: Myślę już o nowych piosenkach. Nadal czuję się przynależna do muzycznego, koncertowego świata bardziej, niż pisarskiego. Jedna jaskółka wiosny nie czyni. No i wciąż koncertujemy z najnowszym albumem, który nie ma jeszcze roku.

Rozmawiała
Anna Pytel
(anna.pytel@dlalejdis.pl)

Fot. Eliza Stegienka




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat