Ogólnopolski strajk nauczycieli

Ogólnopolski strajk nauczycieli 2017.
Łabędzi śpiew obecnego systemu edukacji, czyli rzecz o ogólnopolskim strajku nauczycieli.

31 marca 2017 roku w wielu polskich szkołach i przedszkolach odbył się protest pracowników oświaty, który polegał na zbiorowym powstrzymaniu się przez nich od pracy. Na budynkach szkół umieszczono flagi państwowe, związkowe oraz czarne. Tego dnia nie prowadzono również lekcji. Według danych, które spłynęły do ZNP, strajk poparło ok. 40% placówek. Jest on ściśle związany z reformą edukacji, która wprowadza 8-letnie szkoły podstawowe, 4-letnie licea ogólnokształcące, 5-letnie technika i dwustopniowe szkoły branżowe. Gimnazja będą wygaszane, a nabór do nich zostanie wstrzymany. ZNP domaga się deklaracji, ze do 2022 roku w szkolnictwie nie będzie zwolnień nauczycieli i do tego czasu warunki finansowe nauczycieli nie zmienią się na ich niekorzyść.

Ciężko zrozumieć to, co się dzieje, nie będąc nauczycielem. I mówię to z pełną świadomością. Edukacja w Polsce od lat traktowana jest po macoszemu, a nauczyciel jest zawodem pozbawionym jakiegokolwiek prestiżu. Mając niespełna trzydzieści lat i będąc zarówno uczniem, jak i nauczycielem zdążyłam przejść przez kilka reform oświaty, z których żadna nie okazała się wystarczająco dobra. Rząd rządzi tak, jak sobie wyobraża, że jest dobrze. Kolejni ministrowie edukacji są postaciami bezbarwnymi, znającymi szkołę jedynie z jakiś mglistych doświadczeń, nie umiejącymi spojrzeć na problemy szerzej. Reforma z 1999 r. polegająca na utworzeniu gimnazjów była jak podanie oświacie środka odurzającego. Proces ten poskutkował drastycznym obniżeniem poziomu edukacji w Polsce. Jednak to, co się dzieje teraz, to już koszmar, który śnimy na jawie.

Powiem tak – Polsce bardzo jest potrzebna reforma edukacji, ale… nie przeprowadzana w taki sposób! Nowe ramówki, podstawy programowe tak bezmyślnie klepnięte przez Sejm, są pełne błędów i nieścisłości. Nauczyciele nie wiedzą czego będą uczyli, kogo będą uczyli lub czy w ogóle będą uczyli. Panuje chaos i dezorganizacja. Rodzice nie wiedzą czy ich dzieci będą mogły kontynuować naukę w danej placówce, czy zostaną przymusowo przeniesione do innej, zgodnie z nową rejonizacją. Im dalej w las tym więcej drzew, czyli im bardziej reforma posuwa się do przodu, tym więcej pojawia się znaków zapytania.

Reforma powinna zacząć się tak naprawdę od szkół wyższych i od przyjmowania absolwentów na studia nauczycielskie. Uniwersytet, który skończyłam, stosował wobec zawodu nauczyciela selekcję negatywną. Nie dostałeś się na inne, bardziej oblegane specjalizacje zawodowe, musisz iść na nauczycielską. A na tą specjalizację również powinny być rygorystyczne zasady przyjmowania, bo nie każdy nadaje się do tak odpowiedzialnego i wymagającego dużej plastyczności myślenia zawodu. Uważam też, że każdy absolwent powinien – podobnie jak lekarz czy prawnik – zdawać egzamin państwowy potwierdzający jego kwalifikacje, a dopiero potem móc ubiegać się o pracę w szkolę. Jednak to dopiero wierzchołek góry lodowej, bo problemów jest mnóstwo… Wśród nich na czele znajdują się: zbyt mała ilość godzin przedmiotów ścisłych (matematyki, fizyki, chemii), brak funduszy na projekty uczniowskie, brak indywidualnego podejścia do uczniów wybitnie zdolnych, niedoposażenie sal dydaktycznych… Jako nauczyciel uważam, że pieniądze sprzeniewierzone przez kolejną reformę, można byłoby spożytkować o wiele lepiej.

Ostatni protest jest niczym innym, jak efektem zaniedbań wszystkich poprzednich rządów i działań władzy, która skutecznie dzieli społeczeństwo i obniża rangę oraz prestiż pracy nauczyciela. Ten zaś, lansowany przez lata wizerunek utrwala w świadomości Polaków model nauczyciela – nieroba, który pracuje tylko 18 godzin, ma ferie, wakacje, zarabia krocie i narzeka. Do tego dochodzi rzucona przez rząd niczym padlina trzydziestozłotowa podwyżka, która wywołała jeszcze większe oburzenie społeczeństwa. Takie podejście nie ułatwia walki ani o lepszą edukację, ani o godny byt.

Bolesna prawda jest taka, że reforma w zaproponowanym kształcie nie zmieni w polskiej oświacie absolutnie nic. Jak wiadomo pierwsze skrzypce w edukacji grają nauczyciele i prawda jest taka, że słaby nauczyciel po reformie nadal będzie słaby, a dobry – dobrym pozostanie, niezależnie od tego czy będzie uczył w gimnazjum, czy ośmioklasowej podstawówce. Problem leży dużo głębiej, ale po co babrać się w kilkunastometrowym mule, skoro można w kaloszkach przejść przez kałużę?

Anna Kantorczyk
(anna.kantorczyk@dlalejdis.pl)

Fot. pixabay.com




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat