Opowieści wokół stołu

Recenzja książki „Co na kolację?”.
Przezabawne i jedno z najbardziej nieoczywistych dzieł literatury amerykańskiej. Posłuchaj jednego z bardziej powszechnych pytań ludzkości: co na kolację?

James Schuyler urodził się w Chicago, a po wojnie dużo podróżował po Europie. „Co na kolację” to trzecia i ostatnia powieść jednego z najważniejszych amerykańskich poetów XX wieku. Książka świetnie oddaje kruchość, jak i energię pospolitego, normalnego życia. To amerykańska komedia sytuacyjna i obyczajowa, operująca głównie sztampą i stereotypem w języku postaci, jak i ustępach opisowych. Łączy powagę z komizmem. Chodzi przede wszystkim o połączenie humoru ze współczuciem dla nawet najbardziej śmiesznych i płytkich losów ludzi oraz zaciekawienie wieloma aspektami najbiedniejszego czy najbardziej sponiewieranego życia.

Akcja powieści „Co na kolację?” to przede wszystkim dialogi, które odbywają się przy stole w jadalni. Lata 70. na amerykańskiej prowincji. Bohaterowie to jedna wdowa, dwa małżeństwa, dwójka dorastających chłopców, starsza pani, kot i pies. Kobieta uzależniona od alkoholu podejmuje terapię odwykową w towarzystwie gburowatego właściciela sieci aptek, nieznośnej hipiski oraz kilku gospodyń domowych, pogrążonych w depresji. Brydż, zakupy, wizyty, konsultacje – wszystko to sprawia wrażenie jednej wielkiej farsy, choć kobieta powoli wychodzi z uzależnienia i dochodzi do siebie. W międzyczasie jej mąż wplątuje się w romans z pewną wdową.

Telenowela? Jedynie na pierwszy rzut oka. Akcja rozwija się dynamicznie. Jest czarująco i zabawnie, a czytelnik nie może narzekać na nudę. Autor nie owija w bawełnę – pisze jasno, przejrzyście i ujmująco. Nie boi się wprowadzać śmiałych zwrotów akcji i używać wielu wulgaryzmów, by treść opowieści brzmiała jeszcze bardziej wiarygodnie. Porusza tematy, które w czasach jego twórczości dopiero przestawały być tabu, a więc mówi otwarcie o alkoholizmie kobiet, narkotykach wśród nieletnich, niezobowiązującym seksie pozamałżeńskim .

Świeża, pomysłowa, jasna i zadziwiająca – taka jest właśnie proza Jamesa Schuylera. Polecić ją można jedynie ludziom o mocnych nerwach, niezbyt wrażliwym na nazywanie rzeczy po imieniu. Język, którego autor używa w „Co na kolację?”, fragmentami jest ostry, odważny i właśnie dlatego tak bardzo przypadł mi do gustu.

Joanna Swojak
(joanna.swojak@dlalejdis.pl)

James Schuyler, „Co na kolację?”, W.A.B., Warszawa 2012




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat