"Pasja stała się moim zawodem" -wywiad z Marią Ulatowską

"Pasja stała się moim zawodem" -wywiad z autorką bestsellerowych powieści Marią Ulatowską.
Maria Ulatowska - kobieta w sile wieku, która na emeryturze wzięła sprawy w swoje ręce i zaczęła spełniać marzenia: pisać książki.

Portalowi dlaLejdis.pl opowiedziała o blaskach i cieniach bycia pisarką, o nostalgii i szacunku do bibliotek, planach na przyszłość oraz o swojej najnowszej książce "Ostatni list", która może zaskoczyć fanów Jej dotychczasowej twórczości.

Pani Mario wszyscy wiemy, że pisarką została Pani już na emeryturze, więc nie będę już do tego wracać, ale ciekawi mnie czy pisanie to dla Pani bardziej pasja, czy zawód?
W zasadzie jedno i drugie – piszę z pasji, a pasja stała się zawodem, bo, no cóż, otrzymuję za to niezłe wynagrodzenie…

Jakie są cienie i blaski tego zajęcia, bo nie wierzę, że nie ma żadnych wad bycia pisarką?
Cienie? Szczerze? Ból, hmm, pewnej części ciała, bowiem pisarz większą część dnia spędza siedząc przy komputerze. Pisanie to przecież nie tylko stukanie w klawiaturę, to także konieczność wyszukiwania różnych materiałów, kontakty, internetowe rozmowy, maile.
Pisanie indywidualne to także samotność, izolacja, niepewność. Ale na to znalazłam radę – już nie piszę samotnie. Piszę w duecie, z Jackiem Skowrońskim, autorem wspaniałych powieści sensacyjnych. Taki duet to nie tylko współpraca, ale i doping oraz mobilizacja do największego wysiłku. Poza tym - natychmiastowa redakcja i korekta własnych tekstów. Oraz pomoc na każdym etapie pisania. Jacek ma udział nawet w mojej ostatniej książce, wymyślił jej tytuł.
Blaski? Reakcje czytelników, ich słowa zachęty do dalszego pisania – o, np. „Rodzina z Sosnówki” powstała właśnie na życzenie czytelników, domagających się kontynuacji sosnówkowej serii. Opowieści bibliotekarek o tym, że moje książki nie leżą na półkach, że czytelnicy zapisują się po nie w kolejkach. Że proszą o organizację spotkań autorskich z moim udziałem. I że takich spotkań mam mnóstwo.

Czy posiada Pani jakieś rytuały związane z pisaniem? Czy pisze Pani książki zgodnie z wcześniej ustalonym grafikiem (przykładowo rozdział dziennie), a może wszystko jest raczej spontanicznym procesem twórczym?
NIGDY nie planuję, kiedy i co będę pisać. Nie robię grafików, na ogół nie mam nawet planu książki. Znam głównych bohaterów i wiem, ku czemu dążą. Jak tam dojdą – dzieje się samo, w trakcie pisania, podążam po prostu ich tropem.

Ponoć nie lubi Pani niepunktualności, więc co Pani robi, gdy ktoś spóźnia się na wcześniej umówione spotkanie?
Moja rodzina ma takie same zwyczaje, więc się nie spóźniają. Moi przyjaciele wiedzą, że nie lubię niepunktualności, więc się nie spóźniają (lub uprzedzą wcześniej, jeśli mogą nie zdążyć). Nieznajomi? No cóż, zależy, z kim jestem umówiona. Jeśli na spotkaniu mi zależy, czekam, choć potem nie jestem taka miła, jak zazwyczaj. Jeśli spotkanie jest dla mnie mniej ważne, czekam kilka minut i po prostu odchodzę. W dobie telefonów komórkowych nie ma możliwości braku kontaktu – nie zawiadamiasz, że coś ci wypadło, spotkamy się kiedy indziej. Lub… wcale.

Łatwo Panią wyprowadzić z równowagi? A jeśli tak, to jak wygląda furia Marii Ulatowskiej?
Oczywiście, że łatwo mnie wyprowadzić z równowagi. Najbardziej irytuje mnie głupota ludzka, a ona jest powszechna. Ale swoją furię Maria Ulatowska wyładowuje prywatnie. Chyba nikt w stanie furii mnie nie widział. Łatwiej mi okazywać sympatię, czułość, miłość – o ileż to lepsze od furii, prawda?

Czy biblioteka jako miejsce ma dla Pani jakieś szczególne znaczenie?
Biblioteka to mój drugi dom, od dzieciństwa. Uważam, że zawód bibliotekarki jest najpiękniejszy na świecie – w pracy możesz czytać, bajka po prostu!
Gdyby nie biblioteki życie byłoby uboższe, bo bez książek nie można żyć.
Obecnie biblioteka to już nie tylko czytelnia i wypożyczalnia książek. Najczęściej to prężne miejsce, w którym ogniskuje się życie kulturalne okolicy. Szczególnie ważne jest to w mniejszych miejscowościach, tam, gdzie mniej się dzieje i w zasadzie jedynie w bibliotece można i czytać, i bawić się, i kończyć różne kursy. I spotykać się ze znajomymi, dyskutując o książkach. Korzystać z komputerów, zrobić kserokopie dokumentów, uzyskać niezbędne informacje.
Uważam, że bibliotekarzom należą się szczególne podziękowania - za to, że są, że upowszechniają czytelnictwo, że potrafią zachęcić do czytania nawet dzieci. Za to, że pracują tak ciężko za naprawdę niewielkie pieniądze – oraz za ich zaangażowanie, rzetelność i odpowiedzialność. Za to także, że zapraszają mnie do swoich bibliotek i że są w nich moje książki.

Pierwsze bohaterki, które były dla Pani inspirujące pokrywają się z moimi. Zatem Ania Shirley, czy Scarlett O’Hara: która bohaterka jest Pani bliższa i dlaczego?
Gdybym musiała wybierać – to raczej Scarlett, do niej jestem bardziej podobna, niż do Ani. Choć wszakże to Ania była – w kilku przypadkach  – inspiracją do stworzenia niektórych moich bohaterek.

Pani książki są pełne pozytywnych emocji. Możemy spodziewać się w przyszłości bardziej mrocznych klimatów, "bohaterów złych do szpiku kości"?
Złych bohaterów można odnaleźć już w moich poprzednich książkach (np. w Rodzinie z Sosnówki lub w Całkiem nowym życiu). Ale nigdy – chyba – nie stworzę „bohatera złego do szpiku kości”. Po co? Bo tacy są na świecie? Doskonale wiem, niech sobie będą. A ja nie muszę o nich pisać.
Mroczne klimaty zdarzają się, szczególnie w książkach ostatnich, tych napisanych wspólnie z Jackiem Skowrońskim. Ale i tam każdą z tych gorszych postaci można w pewnym stopniu zrozumieć, usprawiedliwić, nawet trochę polubić.

Czy bohaterki Pani książek mają Pani cechy charakteru, a jeśli tak, to jakie?
W każdym bohaterze, w każdej książce, zawsze jest coś z autora. Proszę nie wierzyć, jeśli ktoś będzie zaprzeczał.
Moje bohaterki np. uwielbiają zwierzęta (jak ja), lubią czytać (jak ja), są punktualne (jak ja) i często kochają, jak ja (tu już bez szczegółów, jeśli można).

Czy bohaterka Pani ostatniej książki Majka ma w sobie coś szczególnego, coś co odróżnia ją od innych postaci?
Tak, jest mniej miła, mniej sympatyczna. To wiarołomna cyniczka, egoistka. Ale – i tak można ją polubić, jeśli się ją zrozumie. Taką mam nadzieję.
Nie chcę zdradzać więcej szczegółów, wolałabym, żeby charakter Majki każdy czytelnik osądził sam.

Co sprawiło Pani największą trudność podczas pisania "Ostatniego listu"?
Trochę zmagałam się z „charakterkiem” mojej bohaterki. Ale – sama ją stworzyłam, więc musiałam sobie dać radę.
Tak naprawdę, to o tyle w ogóle trudno mi było pisać tę książkę, że już czekało na mnie kolejne wyzwanie; powieść oparta na autentycznym pamiętniku katolickiego księdza, pamiętniku opowiadającym o wielkiej miłości; powieść tworzona wspólnie z Jackiem Skowrońskim. Niedługo się ukaże.

Gdyby miała Pani jednym zdaniem zachęcić do przeczytania książki "Ostatni list" to jakby ono brzmiało?
„Ostatni list” to historia składającą się elementów, zaczerpniętych z prawdziwego życia, i mojego, i tego, które toczy się wokół mnie; to wszystko, po kawałku, zdarzyło się wam wszystkim, zapewniam.

Dziękuję serdecznie za rozmowę.

Rozmawiała
Anna Wasyliszyn
(anna.wasyliszyn@dlalejdis.pl)

Fot. A. Kaczorek




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat