Kurt Vonnegut to amerykański twórca literatury sci-fi. Choć przed przeczytaniem „Pianoli” nie miałam w ręku żadnej jego książki, był mi doskonale znany. Co ciekawe, z debiutanckiej powieści Gavina Extence’a pt. „Wszechświat kontra Alex Woods”, którą w połowie 2014 roku zrecenzowałam na portalu dlaLejdis.pl. Spodobała mi się tak bardzo, że w kolejnych latach wróciłam do niej dwukrotnie, a nazwisko Vonnegut – należące do ulubionego pisarza jednego z bohaterów „Wszechświata…” – wryło mi się w pamięć i serce. Kiedy zobaczyłam, że wydawnictwo Zysk i S-ka odświeżyło debiutanckie dzieło Vonneguta, uznałam, że absolutnie muszę je przeczytać.
„Pianola” to futurystyczna antyutopia. Opowieść o świecie, w którym z pozoru wszystkie problemy zostały rozwiązane dzięki wysokiemu stopniowi robotyzacji. Maszyny wykonywały podstawowe prace, z uwagi na co jedynie ludzie o bardzo wysokim ilorazie inteligencji mogli robić coś pożytecznego (np. wymyślać nowe maszyny). Byli dyrektorami, kierownikami i inżynierami – inne stanowiska nie istniały, pomijając sentymentalne wyjątki, chociażby posadę sekretarki.
Jak to zwykle bywa w antyutopii, wcale nie wszystkim żyło się dobrze. Kto nie mógł poszczycić się wysokim IQ lub nie zdał egzaminu kwalifikacyjnego, otrzymywał pracę jako knot (pracownik wykonujący byle jakie prace typu łatanie dziur w ulicach) lub żołnierz (uczący się poleceń, lecz bez szans na dostanie do rąk prawdziwej broni). Osobną siłę stanowili politycy i urzędnicy państwowi – uchowani przed zautomatyzowanym systemem gdzieś pomiędzy naukowcami i dyrektorami a knotami i żołnierzami.
Historia głównego bohatera, syna człowieka, który odniósł w nowym świecie ogromny sukces, przywiodła mi na myśl historię Winstona z „Roku 1984”. Pomijając dobrą pozycję w antyutopii, którą Paul z „Pianoli” miał, a bohater Orwella – nie. W obu książkach w podziemiu zaczęło wrzeć od niezadowolenia. Jednocześnie w sercach mężczyzn pojawiła się iskierka buntu, która pchała ich ku – jak sądzili – wyzwoleniu, a w rzeczywistości w słodkie objęcia klęski ostatecznej.
Po raz kolejny okazało się, że rewolucja to apetyczne danie podane na złotej tacy, przyozdobione sałatką z obietnic. Wystarczy jednak podać je na stół, a goście – spragnieni kawałka – rozerwą potrawę na kawałki, robiąc na obrusie trwałe plamy i rozrzucając ochłapy. Choć kibicowałam Paulowi, chyba od początku wiedziałam, jak to się skończy. Co ciekawe, mimo gotowości na właśnie taki finał czułam smutek i zawód ludźmi. Wygoda to ogromna siła, której nie doceniamy.
„Pianola” jest gorzkim, kwaśnym i cierpkim komentarzem na temat nas wszystkich. Na temat naszych ideałów i sił do walki o nie. Pokazuje, jak pięknie umiemy się zrywać, gdy coś nam nie pasuje. I jak szybko gaśniemy w obliczu marchewki, którą oponent pomacha nam przed nosem. Kto nie zgadza się z kierunkiem, w którym zmierza nasz kraj pod obecną władzą polityczną, temu „Pianola” posmakuje podwójnie gorzko. Tym bardziej powinien ją przeczytać.
Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)
K. Vonnegut, „Pianola”, Zysk i S-ka, Poznań, 2021.