Polsko-kubański powrót do Kuchennych Rewolucji

Kuchenne Rewolucje Magdy Gessler w restauracji "Casa de Locos" w Sandomierzu.
Brzęk rozbijanych talerzy, szuranie krzeseł i podniesione głosy – cóż to za dźwięki? Na antenę TVNu właśnie powróciły Kuchenne Rewolucje!

Jeśli istnieje program, który ciągnie się niczym brazylijska telenowela, ale pomimo znanej na pamięć konwencji i przewidywalnych zachowań wcale nie mamy dość, z pewnością są nim Kuchenne Rewolucje.

Pierwszy odcinek jedenastego już sezonu rozpoczął się od kłopotów z klientelą, a raczej jej brakiem, pewnej sandomierskiej restauracji o nazwie „Cubanita”. W teorii miał to być lokal kubański, jako że zainspirowane swą wyprawą na wyspę małżeństwo, Anna i Jerzy, postanowiło przekazać nieco tamtejszego szaleństwa i egzotyki szaro-burej Polsce. W praktyce jednak wyszło całkiem sympatyczne pod względem wnętrza miejsce, bez żadnej konkretnej kuchni, za to z elementami prawie każdej. Nic dziwnego, że zdesperowany właściciel, skądinąd do złudzenia przypominający Toma Scavo z „Gotowych na wszystko”, zdecydował się zadzwonić po Magdę Gessler.
Słynna restauratorka po przyjeździe zastała atrakcyjny wystrój i jeszcze atrakcyjniejszego, pasującego do nazwy, bo kubańskiego barmana Lazaro, który był „aniołem” – jak stwierdził Jerzy – zesłanym na miesiąc przed otwarciem „Cubanity”. Anioł czy nie anioł, sam lokalu uratować jednak nie potrafił, jako że gotowanie nie należało do jego obowiązków. Z tego też powodu Gessler skazana była na degustację polskiego rosołu, francuskiego pasztetu twórczości szefa kuchni – Maćka, oraz włoskiej pizzy, za którą grzecznie podziękowała, bo ileż można? Lazaro zdał jej mały test na znajomość ojczystego języka, nie przeszedł za to jakże trudnej próby parzenia kawy.

Problemem „Cubanity” była jednak nie tylko niekubańska kuchnia, ale również konflikty, zwłaszcza na płaszczyźnie kuchnia-kelnerzy. Ci drudzy nie przeszli wstępnego szkolenia, o co powinni byli zadbać właściciele, w związku z czym nie znali składników dań, które sprzedawali, a także niechętnie przekazywali informacje gotującym, na dodatek często myląc się przy zamówieniach. Najbardziej kłótliwa i obrażalska okazała się Jagoda, której naganne zachowanie wybaczano chyba tylko ze względu na nieprzeciętną urodę, którą mogłaby przyciągnąć kogoś do lokalu. Mogłaby, ale chyba jednak nie wychodziło, skoro ostatecznie to Magda Gessler musiała rozwiązać problem.

Prowadząca miała z czym pracować. Wystroju zmieniać diametralnie nie musiała, w charakterystyczny dla siebie sposób wprowadziła tylko nieco przepychu, co ja uznałam za szkodę dla restauracji, nie musiała również szukać nowych pracowników. Umiejętności kuchenne Maćka oceniła bardzo wysoko, o czym sam zainteresowany nie dowiedział się chyba aż do daty emisji odcinka, jako że Jagoda nie była chętna pochwały przekazać. Nie gorsza od Maćka była kucharka Krysia, która ponad dwadzieścia lat pracowała w wykwintnych restauracjach w Hiszpanii, tu zaś objęła druzgocącą posadę pomagiera, przez co była szczególnie podatna na konflikty i często się denerwowała.

Gessler zaczęła rewolucję od zmiany nazwy z „Cubanity” (i znów te „Gotowe na wszystko”, teraz skojarzenie z imieniem córki Gabrielle Solis) na „Casa de Locos”, czyli dom szaleńców. Bliżej nieokreślone menu zamieniła na prawdziwe kubańskie, a chłodne i letnie postawy pracowników podgrzała. Zarządziła podwyżki, by dotychczasowy system bata, skoro nie zadziałał, zamienić na marchewki. Zabroniła właścicielom dopuszczać do sytuacji, w której kucharze głodują, a tak było dość często, proponując codzienne wspólne obiady. Wskazała również podstawowe błędy typu „syf w kuchni” czy zła jakość produktów. W tym wypadku były to jednak drobnostki.

Po powrocie do „Casa de Locos”, jak można się było spodziewać, wszystko poszło pięknie i gładko. Atrakcyjni fizycznie pracownicy wreszcie reprezentowali sobą coś więcej, dania – zwłaszcza przystawka z krewetkami – wyglądały obłędnie, a część stolików okupowali uśmiechnięci goście. W międzyczasie od ekipy odłączyła się Jagoda, ale może to i dobrze, bo wygenerowała w ten sposób szansę na rychłą podwyżkę dla reszty pracowników. I taki to odcinka pierwszego happy end.

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

Fot. TVN




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat