„Pomocnik kata” – recenzja

Recenzja książki „Pomocnik kata”.
Powieść szpiegowska osadzona w przedwojennej Polsce. Tego klimatu nie da się z niczym pomylić.

Tym, którzy czytali „Dziewczynę o czterech palcach” Marka Krajewskiego, Edwarda Popielskiego nie trzeba przedstawiać. Funkcjonariusz tajnych służb pokazał już na co go stać i że śmiało może konkurować z, kultowym już, innym bohaterem książek Krajewskiego - Eberhardem Mockiem.

Jest rok 1927. Walka wywiadów trwa w najlepsze, bolszewicka siła jest w natarciu, a polski wywiad zasila Edward Popielski, charyzmatyczny, nieustraszony, ale i metodyczny agent. Taki nasz przedwojenny prywatny James Bond. I jak to w powieściach szpiegowskich bywa: nie wiadomo, kto przyjaciel, a kto wróg. Najlepiej więc nie ufać nikomu, każdemu przyglądać się nieco podejrzliwie i podążać za naszym głównym bohaterem, który krok po kroku rozwiązuje  zarysowaną  skomplikowaną intrygę.

„Pomocnik kata” czyta się przede wszystkim bardzo szybko. Widać, że autor ma wyrobione pióro i łatwo jest mu wciągnąć czytelnika w fabułę. Widać także, że książka mocno osadzona jest w przedwojennym klimacie. Tu nie wystarczy, że na początku wspomni się o tym, jaki mamy rok. Tu istotną rolę odgrywają szczegóły. Fakty historyczne przeplatają się z fikcją literacką, budując prawdziwie oddziałujące na wyobraźnię miejsce akcji. W „Pomocniku kata” pojawiają się jednak także wątki współczesne (albo też takie obecnie mocno nagłaśniane w literaturze).

Akcja książki jest bardzo dynamiczna, jak na powieść szpiegowską (i może nawet sensacyjną) przystało, autor rzadko daje nam odetchnąć, zmieniając miejsca akcji i żonglując wydarzeniami i bohaterami.

Choć nie jest to pierwsza powieść z serii przygód Edwarda Popielskiego, to jednak ponieważ odnosi się ona do wydarzeń chronologicznie najwcześniejszych, związanych niemal z początkami jego kariery, brak znajomości poprzednich części nie stanowi w moim odczuciu większego problemu w cieszeniu się lekturą i odnalezieniu w tej historii. Pozwala też cieszyć się świeżością fabuły i poznawać tego nietuzinkowego bohatera.

Nowa powieść Marka Krajewskiego kojarzy mi się z dżentelmeńską powieścią w stylu retro. Zdecydowanie ma klasę. I po lekturze tej książki pewnym staje się, czyjego jest autorstwa, Marek Krajewski ma swój styl, który towarzyszy nam także w „Pomocniku kata”. Opowieść ta jest, jak zwykle u autora, na wysokim poziomie, widać czas i zaangażowanie w proces tworzenia tej opowieści, a także dobry research. A rezultatem jest spójna, wciągająca historia z odrobiną lekcji historii. Przemawia do mnie także wydanie tej książki. Klimatyczna okładka w stylu retro to obietnica przygody, której już za chwilę będziemy świadkami.

„Pomocnik kata”, choć nie epatuje przemocą czy wulgarnością, może kojarzyć się z bardziej męską literaturą. Ale ja polecam ją wszystkim miłośnikom twórczości Marka Krajewskiego czy też rozrywki zbudowanej wokół powieści szpiegowskiej w stylu retro. Bez względu na płeć.

AP
(biuro@dlalejdis.pl)

Marek Krajewski, „Pomocnik kata”, Wydawnictwo Znak, 2020




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat