„Posiadacz” John Galsworthy - recenzja

Recenzja książki „Posiadacz”.
Pierwszy tom Sagi rodu Forsyte'ów – wielowymiarowa powieść o wielopokoleniowej rodzinie.

Już od dawna miałam wielką chęć na przeczytanie pierwszego tomu wielkiej, rodzinnej sagi autorstwa Johna Galsworthy'ego, zwłaszcza że w dzieciństwie rodzice często wspominali serial nakręcony na podstawie tej powieści. Ciekawość potęgował także fakt, że akurat ta pozycja w twórczości Galsworthy'ego miała ogromny wpływ na otrzymanie prze niego Nagrody Nobla.

Akcja książki „Posiadacz” przenosi nas do epoki wiktoriańskiej. Już na początku jesteśmy świadkami zaręczyn June Forsyte z architektem Filipem Bosinneyem. Uroczystość ta daje możliwość do spotkania całego klanu Forsyte'ów. Poznajemy kolejnych przedstawicieli rodu i muszę przyznać, że początkowo wprowadza to mały mętlik w głowie. Pragnę jednak uspokoić, że kolejne rozdziały rozjaśniają sytuację i całkiem sprawnie zaczynamy się orientować w koneksjach rodzinnych. Szybko uświadamiamy sobie, jakie zasady i prawa rządzą życiem naszych bohaterów. Grunt to posiadanie. Nieważne czy chodzi tu o posiadłość, pieniądze, majątek, lokaty, czy o człowieka. Własność to podstawa istnienia, która budzi powszechny szacunek i podziw. Te skostniałe zasady burzą namiętności targające bohaterami, a sprawcami całego zamieszania stają się ekscentryczny Filip, zdecydowana June, opanowany Soames i przepiękna eteryczna Irena. W międzyczasie czeka nas jeszcze pogrzeb, który jest wielkim zaskoczeniem, gdyż jak powszechnie wiadomo Forsyte’owie nie umierają. Odkrywamy także tajemnice z przeszłości i przekonujemy się, że więzy rodzinne czasami przegrywają z pragnieniem zachowania twarzy.

Posiadacz” to powieść o miłości, posiadaniu, obłudzie, konwenansach. Życie mieszczaństwa XIX wieku zostało tu nakreślone w bardzo szczegółowy sposób i to może niektórych znużyć podczas lektury. Opisy wyglądu, otoczenia, a nawet ubrań chwilami są tak obszerne, że dominują nad akcją. Narracja jest powolna, stopniowa, niespiesznie posuwamy się do przodu opowieści. Dla współczesnego czytelnika może to być przeszkoda nie do przeskoczenia. Jeśli jednak damy się ponieść tej historii to nie pożałujemy. Szkoda, że Wydawnictwo MG zrezygnowało z twardej oprawy. Myślę, że klasyka zasługuje na najlepszą formę wizualną, ale cieszę się, że dzięki krakowskiej oficynie miałam szansę w końcu spełnić marzenie i przeczytać „Posiadacza”.

Anna Wasyliszyn
(anna.wasyliszyn@dlalejdis.pl)

John Galsworthy, „Posiadacz”, Kraków, Wydawnictwo MG, 2017




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat