„Poszukiwacz marzeń. Z kamerą na wojnie w Brazylii”– recenzja

Recenzja książki „Poszukiwacz marzeń. Z kamerą na wojnie w Brazylii”.
Brazylijskie fawele widziane oczami dwudziestodwulatki z Polski.

Od kilku lat liczba wydawanych w Polsce reportaży rośnie, a czytelnicy coraz częściej sięgają po ten właśnie gatunek. Nie jest to dziwne – stajemy się coraz bardziej otwarci i ciekawi otaczającego nas świata. Sama także od pewnego czasu częściej zaglądam do książek tego typu – w związku z czym z dużym entuzjazmem zabrałam się do lektury „Poszukiwacza marzeń. Z kamerą na wojnie w BrazyliiKaroliny Kozioł. Niestety, z każdą kolejną stroną moje podekscytowanie stawało się coraz mniejsze.

W mojej ocenie mylący jest już sam podtytuł książki („Fawele – reportaż z brazylijskich slumsów”) i kwalifikowanie jej jako reportażu. Oczywiście nie da się zaprzeczyć, że można dowiedzieć się z niej kilku rzeczy na temat brazylijskich dzielnic nędzy i jej mieszkańców, ale w moim odczuciu to jeszcze zbyt mało, by można było nazwać ją prawdziwym reportażem. To bardziej zapis wspomnień z młodzieńczego wyjazdu, będącego realizacją marzeń i pasji autorki – w książce elementy reportażowe mieszają się z wątkami osobistymi, dotyczącymi jej emocji i odczuć oraz wtrąceniami o charakterze psychologicznym (żeby nie użyć określenia coachingowym), które mnie podczas lektury po prostu drażniły. Taka konstrukcja wynika zapewne z przyjętego przez autorkę założenia. Postanowiła ona bowiem udać się do Brazylii, aby zapytać mieszkańców faweli o ich marzenia oraz o to, czy są w życiu rzeczy, których żałują – a ich odpowiedzi porównać z tymi, których na te same pytania udzielili jej mieszkańcy krajów Europy oraz innych, bogatszych części Brazylii. Jednak ostatecznie zarysowany w książce obraz wydaje się nieprawdopodobnie czarno-biały i schematyczny. Mieszkańcy dzielnic nędzy jawią się w niej jako biedni, ale szczęśliwi, wartościowi ludzie, cieszący się z tego, co mają (choć mają przecież tak niewiele), a bogatsi i lepiej potraktowani przez los chcą w zasadzie tylko jednego – jeszcze więcej bogactwa. Ostatecznie ma się wrażenie, jakby cała książka była albo nieobiektywna, albo napisana pod pewną z góry założoną tezę – a oba te grzechy w literaturze tego typu są moim zdaniem niedopuszczalne.

Być może wszystkie te krytyczne uwagi biorą się po prostu z faktu, że sięgając po książkę nastawiłam się na coś, czym ona nie jest i być nie miała. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że jest po prostu niedojrzała (pewnym usprawiedliwieniem jest niewątpliwie fakt, że Karolina Kozioł podczas wyprawy do Brazylii miała zaledwie 22 lata) i że autorka sama nie wiedziała, czym w istocie „Poszukiwacz marzeń” ma być. Książka jest też zbyt krótka i zbyt pobieżna, żeby była w stanie oddać rzeczywisty klimat miejsca, o którym opowiada. To ciekawa, ale w moim odczuciu niestety nieudana próba stworzenia dobrego reportażu z interesującego miejsca. Tak czy inaczej, w Internecie znajdziecie wiele bardzo pozytywnych recenzji książki – być może więc jest w niej coś, czego nie udało mi się dostrzec. Możecie więc sięgnąć po nią i ocenić, jakie są Wasze odczucia w tej kwestii – robicie to jednak na własną odpowiedzialność.

Katarzyna Czupajło
(katarzyna.czupajlo@dlalejdis.pl)

Karolina Kozioł, „Poszukiwacz marzeń. Z kamerą na wojnie w Brazylii”, Konin, Wydawnictwo Psychoskok, 2017.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat