Od kilku lat liczba wydawanych w Polsce reportaży rośnie, a czytelnicy coraz częściej sięgają po ten właśnie gatunek. Nie jest to dziwne – stajemy się coraz bardziej otwarci i ciekawi otaczającego nas świata. Sama także od pewnego czasu częściej zaglądam do książek tego typu – w związku z czym z dużym entuzjazmem zabrałam się do lektury „Poszukiwacza marzeń. Z kamerą na wojnie w Brazylii” Karoliny Kozioł. Niestety, z każdą kolejną stroną moje podekscytowanie stawało się coraz mniejsze.
W mojej ocenie mylący jest już sam podtytuł książki („Fawele – reportaż z brazylijskich slumsów”) i kwalifikowanie jej jako reportażu. Oczywiście nie da się zaprzeczyć, że można dowiedzieć się z niej kilku rzeczy na temat brazylijskich dzielnic nędzy i jej mieszkańców, ale w moim odczuciu to jeszcze zbyt mało, by można było nazwać ją prawdziwym reportażem. To bardziej zapis wspomnień z młodzieńczego wyjazdu, będącego realizacją marzeń i pasji autorki – w książce elementy reportażowe mieszają się z wątkami osobistymi, dotyczącymi jej emocji i odczuć oraz wtrąceniami o charakterze psychologicznym (żeby nie użyć określenia coachingowym), które mnie podczas lektury po prostu drażniły. Taka konstrukcja wynika zapewne z przyjętego przez autorkę założenia. Postanowiła ona bowiem udać się do Brazylii, aby zapytać mieszkańców faweli o ich marzenia oraz o to, czy są w życiu rzeczy, których żałują – a ich odpowiedzi porównać z tymi, których na te same pytania udzielili jej mieszkańcy krajów Europy oraz innych, bogatszych części Brazylii. Jednak ostatecznie zarysowany w książce obraz wydaje się nieprawdopodobnie czarno-biały i schematyczny. Mieszkańcy dzielnic nędzy jawią się w niej jako biedni, ale szczęśliwi, wartościowi ludzie, cieszący się z tego, co mają (choć mają przecież tak niewiele), a bogatsi i lepiej potraktowani przez los chcą w zasadzie tylko jednego – jeszcze więcej bogactwa. Ostatecznie ma się wrażenie, jakby cała książka była albo nieobiektywna, albo napisana pod pewną z góry założoną tezę – a oba te grzechy w literaturze tego typu są moim zdaniem niedopuszczalne.
Być może wszystkie te krytyczne uwagi biorą się po prostu z faktu, że sięgając po książkę nastawiłam się na coś, czym ona nie jest i być nie miała. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że jest po prostu niedojrzała (pewnym usprawiedliwieniem jest niewątpliwie fakt, że Karolina Kozioł podczas wyprawy do Brazylii miała zaledwie 22 lata) i że autorka sama nie wiedziała, czym w istocie „Poszukiwacz marzeń” ma być. Książka jest też zbyt krótka i zbyt pobieżna, żeby była w stanie oddać rzeczywisty klimat miejsca, o którym opowiada. To ciekawa, ale w moim odczuciu niestety nieudana próba stworzenia dobrego reportażu z interesującego miejsca. Tak czy inaczej, w Internecie znajdziecie wiele bardzo pozytywnych recenzji książki – być może więc jest w niej coś, czego nie udało mi się dostrzec. Możecie więc sięgnąć po nią i ocenić, jakie są Wasze odczucia w tej kwestii – robicie to jednak na własną odpowiedzialność.
Katarzyna Czupajło
(katarzyna.czupajlo@dlalejdis.pl)
Karolina Kozioł, „Poszukiwacz marzeń. Z kamerą na wojnie w Brazylii”, Konin, Wydawnictwo Psychoskok, 2017.