Powieści pisane owocami – wywiad z pisarką Izabelą Sową

Wywiad z pisarką Izabelą Sową.
Chyba najbardziej znana jest ze swojej „owocowej serii”, w której pisze o zwykłych kobietach. Z okazji wydania nowej powieści Izabela Sowa opowiada czytelniczkom dlaLejdis.pl o sobie i swoim pisaniu.

Anna Pytel: Pani Izabelo, od dwunastu lat kobiety z zapartym tchem czytają Pani powieści. Proszę powiedzieć, jak Pani została pisarką? Pisała Pani coś wcześniej do tak zwanej szuflady, czy debiutancki „Smak świeżych malin” był pierwszą stworzoną przez Panią historią?
Izabela Sowa: Stawanie się pisarką to długotrwały proces. Mnie zajął grubo ponad dziesięć lat, co nie znaczy, że teraz, patrząc rankiem w lustro, myślę: „o, pani pisarka”. Raczej zastanawiam się, czy zrobić śniadanie najpierw sobie, czy kotom. Proszę zgadnąć, która opcja wygrywa (śmiech).
Przed „Smakiem...” pisałam głównie opowiadania, bo lubię krótsze formy. Przy tym wydawało mi się, że zupełnie nie mam ucha do dialogów. Aż wreszcie spróbowałam to sprawdzić. Powstał nieporadny scenariusz, który wylądował w koszu, jego bardziej udane fragmenty znalazły się potem w „Herbatnikach z jagodami”.

A.P.: Skąd czerpie Pani pomysły na wydarzenia i postacie pojawiające się w Pani książkach? Są one całkowicie zmyślone? A może inspiruje się Pani otaczającą rzeczywistością?
I.S.: Nawet jeśli człowiek zmyśla na potęgę, jest to jakoś zakotwiczone w jego przeżyciach, tych dobrych i tych złych. U mnie fantazjowania jest niewiele. Raczej opieram się na prawdziwych wydarzeniach, przy czym najbardziej inspirują mnie pozorne błahostki. Drobne zdarzenia i zderzenia, o których człowiek rozmyśla dłużej niż o najbardziej spektakularnych sukcesach.

A.P.: Postacie w Pani książkach są normalnymi ludźmi, ze zwyczajnymi problemami, takimi, których właściwie moglibyśmy spotkać, idąc ulicą, obok których możemy jechać autobusem, czy stać w kolejce na poczcie. Wielu autorów ucieka się do idealizowania swoich bohaterów, są oni młodzi, piękni, bardzo inteligentni, a jeśli pojawiają się im kłody pod nogami, szybko udaje się je ominąć. Dlaczego daje Pani czytelniczkom normalność?
I.S.: Cieszę się, że dostrzega Pani zwyczajność moich bohaterów. Bardzo ją cenię, także we własnym życiu i cudzej twórczości. Tej zwyczajności brakuje mi w polskich serialach obyczajowych. Kobiety paradują po domu w szpilkach i szykują kolację ubrane jak do teatru, szkoda tylko, że nadal to one piorą i gotują. Wracając do moich bohaterek, chcę pokazać, że nawet najbardziej ekscentryczne nie różnią się zbytnio od reszty społeczeństwa. Zdarza im się zaspać, ponarzekać, stracić cierpliwość czy spaść z roweru jak Dorotce.
Mam natomiast duży dystans do tak zwanej normalności. Zbyt wiele grup używa tego słowa, by okazać pogardę ludziom, którzy nie mieszczą się w ramkach.

A.P.: Pani powieści można przeważnie zaliczyć do tak zwanej literatury kobiecej. Czy z taką myślą je Pani pisze, czy ich odbiorcami mają być głównie czytelniczki?
I.S.: Kiedy wkraczam w świat swoich bohaterek, angażuję się tak, że nie myślę, co będzie potem. Kto to przeczyta, a kto tylko postawi na półce. Kto i jak oceni. Dzięki temu pozbywam się jednej z wielu blokad, które utrudniają pracę.

A.P.: W Pani powieściach wyróżnia się „Ścianka działowa” z lekko detektywistyczną fabułą, która przez wielu jej recenzentów została nazwana dojrzałą, głęboką i poważną. Chciała Pani w ten sposób trochę odejść od stylu znanego z owocowej serii?
I.S.: Po napisaniu nostalgicznej powieści „Świat szeroko zamknięty” (swoista kontynuacja „Zielonego jabłuszka”) zamarzyło mi się coś ostrzejszego, z przerysowaną bohaterką wkręcaną w cudze historie. I tak narodziła się detektywka Brzytwa, która nie tyle grzebie w zwłokach ludzi, co w ich duszach. Miała powstać dłuższa seria, po dwóch wydawca przestał płacić i musiałam czekać, aż odzyskam prawa. Mam nadzieję, że Brzytwa wróci, bo czytelniczki bardzo ją polubiły.

A.P.: Właśnie ukazała się Pani kolejna powieść pt. „Powrót”. Jej bohaterka Dorotka – można powiedzieć, buntownicza dusza –wraca z emigracji do Polski. Wraca dla miłości czy po miłość?
I.S.: Myślę, że wraca z tęsknoty. Za znajomymi twarzami, smakami i za językiem, co potrafię zrozumieć.

A.P.: Komu poleciłaby Pani „Powrót”? Jaki rodzaj czytelniczek będzie według Pani najlepszym jej odbiorcą?
I.S.: Wykształcone, bezdzietne kobiety z dużych miast, w przedziale wiekowym 25–34, dobrze sytuowane, zatrudnione w korporacjach, mieszkające w pobliżu centrum, lubiące sobotni clubbing, wakacje na Krecie i filmy Almodovara (śmiech). Od podobnych zabaw i dzielenia ludzi na targety są specjaliści, a ja tylko piszę i mam nadzieję, że znajdą się osoby, które polubią „Powró”t. Nawet jeśli Dorotka wyda im się postacią nie z ich bajki. Nie trzeba mieć tatuażu, by zrozumieć kogoś, kto je robi.

Rozmawiała Anna Pytel
(anna.pytel@dlalejdis.pl)

Fot. Materiały prasowe




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat